niedziela, 3 lutego 2019

Powidoki

To było okropne. Czułam, że ten widok pozostanie mi już przed oczami na wieczność. Bałam się, że któreś z nas będzie następne. 
Milczeliśmy. Zaczęłam przyglądać się pomieszczeniu, które o dziwo nie wyglądało jak normalna sala lekcyjna. Nie można było porównać tego do jakiejkolwiek sali, bo była to biała kapsuła podświetlana czerwonym światłem. To światło było bardzo dziwnie ułożone. Można by powiedzieć, że było czymś w rodzaju znaków. W samym środku czerwonego koła leżała dziewczyna. Trudno w takiej chwili było mi stwierdzać fakty. Trwałam jednak w nadziei, że ten człowiek nie zdoła tu wejść. Nie chciałam jeszcze kończyć życia. Panicznie rozglądałam się za drugim wyjściem. 
- I co teraz? - zapytałam roztrzęsiona całym zdarzeniem. 
- Nie... Nie wiem. - powiedział Damian z przerażeniem patrząc na drzwi. Karol powolnym krokiem podszedł w stronę Beaty. Ze smutnym grymasem patrzył na ofiarę. Jednak po chwili zmienił wyraz twarzy. Przykucnął i spojrzał w otwarte oczy dziewczyny. Jej gałki oczne wirowały. W kółko i w kółko. Czarno-białym obrazem. Choć ciało było martwe oczy, nie przestawały wirować. 
- Co to? Jak to? Co teraz?! - krzyknął Damian odsuwając się od drzwi, w które ktoś zaczął kopać.

Osoba po drugiej stronie zaczęła szarpać drzwi. 
- Zaraz je otworzy! - krzyknęłam, robiąc krok w tył. Stopą całkiem przypadkiem nadepnęłam na czerwoną linię. Szybko się odsunęłam i skierowałam wzrok ku zielonej plamie, która zaczęła zmieniać miejsce. Kapsuła wydała dziwny dźwięk. Plama zatrzymała się naprzeciw pasa zamordowanej. Coś się wysunęło. Na ścianie pojawiła się strzałka i biały korytarz oświetlony czerwonym światłem. Zabójca zdążył otworzyć drzwi. Ręką zaczął szukać jakiejś mikstury. To był już koniec! 
- Tędy! - krzyknął Damian i wbiegł do korytarza. Sama bez najmniejszego zastanowienia pobiegłam za nim. Słyszałam głośne dyszenie Karola za moimi plecami. To miejsce nie miało końca! Wszystko zaczęło kojarzyć mi się z kosmitami, po prostu obcymi z innej planety. Biegłam. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i uciekały za mnie. Z moich ust wydarł się pisk. Dwa korytarze przed nami. W prawo czy w lewo? Nie było czasu na wybieranie. Damian skręcił w lewo, nie chciałam, żebyśmy się rozdzielili, więc biegłam za nim. Najgorsze scenariusze przelatywały mi przez głowę. A co, jeżeli skręciliśmy w złą stronę? Odwróciłam się, by sprawdzić, czy oprócz Karola ktoś jeszcze biegnie za nami. Postać za chłopakiem miała białą maskę. Nie miałam już sił. Z każdym wdechem biegłam wolniej. Krople potu spływały mi po czole. Biegliśmy dalej. Do moich uszu dotarł dźwięk tłuczonego szkła. Oczami wyobraźni zobaczyłam jego na podłodzę zbierającego szkło z potłuczonych miksturek, jednak zabrakło mi odwagi na ponowne odwrócenie się. Biegłam z Karolem a równi. Nagle ujrzałam wyjście. Skierowałam się ku niemu i moim oczom ukazało się niebo, całe rozgwieżdżone. Byliśmy na polanie. Odwróciłam się, by sprawdzić, czy morderca dalej za nami biegnie, jednak nic tam nie było. Za to dziwne dźwięki zaczęły dochodzić zza drzew. 
- Nie panikuj! To żaby! - krzyknął roześmiany Damian widząc moje przerażenie. 
- Nie panikuj! 
- Dobra! Nie czas na kłótnie, lepiej powiedzcie co dalej? - zapytał Karol chwytając jedną z żab. 


- Nawet nie wiemy, gdzie jesteśmy! Ale może lepiej chodźmy stąd, zanim to coś tu wróci - powiedziałam i nie widząc żadnych za i przeciw ruszyłam drogą przy ulicy. Samochody mijały nas jakby nigdy nic. Szliśmy w ciszy. Po kilkudziesięciu minutach drogi doszliśmy do miejsca, które znaliśmy. Plac zabaw z naszego dzieciństwa. Pomijając to miejsce, z którego przyszliśmy, nie dało się ukryć, że byliśmy na naszej dzielnicy. 
- Skoro jesteśmy już tutaj, to wróćmy do naszych domów - powiedział ziewając Damian. 
Niechętnie to się zgodziłam. Nie chciałam zostawać sama. Ciągle miałam przed oczami zwłoki Beaty i osobę za to odpowiedzialną. Jej oczy sprawiały, że przechodziły mnie ciarki po plecach. Ta postać w masce i czarnym przebraniu mogła być każdym. Tylko skąd te mikstury? Usłyszałam za sobą krzyki. Odwróciłam się i zobaczyłam kilku chłopaków idących w naszą stronę. Z kilometra było widać, że byli pod wpływem jakiegoś świństwa. Ale byli już znacznie bliżej. Szli i się śmiali. Ciekawe z czego? 
- Ej dzieciaki, a co wy tu robicie? - powiedział chłopak w czerwonej bluzie ledwo trzymając się na nogach. Żadne z nas nie zamierzało odpowiedzieć. Jeden samochód przejechał przez ulicę, kierowca tylko wyjrzał przez okno i pojechał w dalszą drogę. Chcieliśmy się tylko usunąć i odejść jak gdyby nigdy nic. Jednak oni nas zatrzymali. 
- A wy gdzie się wybieracie? - zapytał zaćpanym głosem chłopak w niebieskiej bluzie. 
Odpowiedziała im tylko cisza. Chociaż stałam jak sparaliżowana to czułam, że zaraz będę musiała uciekać. Damian odepchnął od siebie jednego z facetów i odsunął się parę kroków do tyłu. Chłopcy zaczęli się bić i szarpać. Odsunęłam się do tyłu... W końcu uciekłam. Czułam żal. Z jednej strony zawiodłam moich przyjaciół, mogłam im jakoś pomóc. Weszłam do klatki dysząc jak pies. Ręką zaczęłam błądzić po ścianie. Gdy natrafiłam na włącznik światła, wcisnęłam go. Przede mną stała ta postać. Twarzą w twarz. Minuty mijały. Światło zgasło... Ale jedno było pewne - to coś nie miało oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz