Dziewczyna po cichu wycofała się z kuchni i wyszła na korytarz. Podeszła do drzwi wyjściowych, położyła rękę na klamce i zawahała się. Wstrzymała na chwilę oddech i nasłuchiwała. Amelia dalej kroiła to.. coś. “Raz kozie śmierć” - pomyślała i nacisnęła na klamkę, jednocześnie pchając drzwi, które pod jej naciskiem ustąpiły.
Zosia wybiegła z domu i pognała przed siebie. Nawet nie patrzyła, gdzie biegnie. Jedyne co się dla niej liczyło to to, żeby znaleźć się jak najdalej od tego przerażającego domu, tej tajemniczej kobiety, jej strasznego gramofonu i dziwnego jedzenia. Po jakiś dwóch minutach biegu dziewczyna zdyszana zatrzymała się i zaczęła rozglądać się dookoła. Była na jakimś targu. Nie miała pojęcia gdzie dokładnie jest i jak stąd wrócić do szkoły, a czuła, że powrót do tamtego domu to nie jest dobry pomysł. Sama nie wiedziała czemu. Po prostu... czuła dziwną aurę w tamtym miejscu. A zresztą.. Jakaś sekta chciała zrobić z niej ofiarę na oczach jej przyjaciółki, której to w ogóle nie ruszyło. Skąd ma wiedzieć komu ufać?
Nagle zobaczyła dziwną, przerażającą staruszkę, która stała w bezruchu obok stoiska z warzywami i obserwowała dziewczynkę. Przestraszona Zosia ruszyła w głąb labiryntu stoisk z najróżniejszymi towarami, by tylko zniknąć z linii wzroku starszej kobiety. Dziewczyna opuściła targ i szła jakiś czas prosto, gdy nagle stanęła w miejscu, gdyż spostrzegła, że właściwie nie ma pojęcia gdzie jest i gdzie idzie. Rozejrzała się wokół szukając jakiejś żywej duszy, którą mogłaby spytać o drogę, jednak nie dostrzegła nikogo. Nagle poczuła jak ktoś chwyta ją za rękę i ciągnie do siebie, po czym popycha ją na ścianę. Ujrzała postać w dziwnym płaszczu z kapturem. Posturą przypomniała raczej lekko zgarbionego, umięśnionego jaskiniowca. Jednak gdy w wyniku szarpaniny kaptur zsunął się, Zosia rozpoznała w napastniku jedną z postaci należących do sekty, której ofiarą dopiero co miała się stać, co okropnie ją przeraziło. Uznała, że nie da się zaciągnąć z powrotem do małego, ciemnego pokoju, w którym czekać by miała na śmierć, więc zaczęła szarpać się z mężczyzną, co sprawiło, że mimo swej, można by rzecz nadludzkiej siły, nie był w stanie utrzymać jej w miejscu.
Mężczyzna zaczął wykrzykiwać dziwne, niezrozumiałe dla dziewczyny słowa, które - jak podejrzewała - były jakimś kodem, dzięki któremu oznajmił reszcie, że złapał zbiega. Na tę myśl Zosia dostała zastrzyku adrenaliny i uderzyła go z pięści w twarz, w wyniku czego mężczyzna puścił ją chwytając się za nos z bólu. Brunetka chciała być pewna, że nie ruszy on za nią w pogoń, więc kopnęła go z całej siły między nogi i ruszyła przed siebie. Miała gdzieś to, gdzie biegnie. Chciała po prostu znaleźć się jak najdalej od tych wszystkich przerażających ludzi. Za sobą słyszała coraz więcej dziwnych krzyków i kroków. Z każdą chwilą bała się coraz bardziej, gdyż nie wiedziała, gdzie mogłaby się schować. I wtedy właśnie zauważyła szansę na ratunek, a mianowicie port! Na jej szczęście jakiś statek akurat miał zamiar wypłynąć, więc nie myśląc wiele, wciąż słysząc za sobą przedziwne krzyki, ruszyła w stronę pomostu.
Zosia tak bardzo chciała być już w bezpiecznym miejscu, że nie patrzyła pod nogi i potknęła się o zepsutą, wystającą deskę, przez co upadła twarzą na pomost. Czuła, że skaleczyła się w policzek, ale zignorowała ten fakt i jak najszybciej mogła wstała z ziemi, gdyż z daleka widać już było grupkę zmierzających w jej kierunku postaci.
Dziewczynka dobiegła do krańca pomostu i dosłownie w ostatniej chwili wskoczyła na drewnianą łódź przywieszoną na sznurach do okrętu, co niezmiernie ją ucieszyło, bo nie umiała pływać i gdyby wpadła do wody, najpewniej by utonęła. Siedząc już bezpiecznie w łódce modliła się tylko, żeby statek zdążył odpłynąć na tyle daleko, by nikt już nie mógł się na niego dostać. Na całe szczęście gdy członkowie sekty dobiegli na pomost, Zosia była na tyle daleko, że mogła odetchnąć. Jednak gdy na brzegu ujrzała postać uderzająco przypominającą jej przyjaciółkę, jej ciemne oczy zaszły łzami. Miała wrażenie, że całe jej życie to była cudowna bajka, która w jednej chwili zmieniła się w jakiś słaby horror. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko naprawdę jej się przytrafiło.
Zapłakana dziewczynka przywiązała się do łódki sznurami, które w niej były i położyła się na drewnie. Było jej strasznie niewygodnie, ale przynajmniej nie był to stół do składania ofiar. Zosia przytłoczona wszystkimi wydarzeniami sprzed ostatnich kilku godzin zasnęła, modląc się o to, by obudzić się w swoim własnym łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz