poniedziałek, 25 lutego 2019

Miasto nad Brzegiem Morza

Kiedy Zosia się obudziła, z początku nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie jest i co się zdarzyło. Po chwili jednak przypomniała sobie wszystko – od bezsensownej bójki z Nikolą do szalonej ucieczki przed sektą rodem z horroru.
Znowu się rozpłakała. Jakie to wszystko było niesprawiedliwe i… przerażające. Ostatnie zdarzenia zlewały się razem w jeden pogmatwany ciąg z którego biedna dziewczyna niewiele rozumiała. Widocznie szczęśliwa gwiazda jej nie sprzyjała.
Nagle zdała sobie sprawę, że statek dopłynął do jakiegoś portu kojarzącego jej się z przedstawieniem, które widziała w teatrze. Oczywiście za nic nie mogła przypomnieć sobie tytułu, jak zawsze. Ale że nie była to sprawa niecierpiąca zwłoki w przeciwieństwie do tego, jak ma się wydostać z łódki, nie zawracała sobie ją głowy.
Wtem ujrzała jakiegoś niskiego człowieczka wyglądającego dosłownie jak krasnoludek z bajki. Miał nawet na głowie śmieszną czapeczkę która tylko pogłębiała to wrażenie. Na ranieniu natomiast niósł on zwój grubego sznura.
- Hej, proszę pana! – zawołała. – Mógłby mi pan pomóc?
Tamten widocznie zdziwił się , ale podszedł bliżej.
- A cóż ty tam robisz, droga damo? – zapytał wyraźnie wymawiając słowa, niby aktor przygotowujący się do przedstawienia.
- To bardzo długa i dziwna historia. – odparła Zosia patrząc na niego błagalnym wzrokiem. – Niech mi pan pomoże, proszę. Ja nawet nie wiem co to za miejsce, i czy to sen, czy może nie. Błagam, niech mi pan rzuci jakąś linę, czy coś.
- Ależ oczywiście, tajemnicza damo w opresji. – odrzekł i już po chwili dziewczyna przywiązywała do łódki gruby sznur.
- Niech pan ciągnie! – Zawołała. „Pan Krasnal” zaczął ciągnąć. Był o wiele silniejszy niż na to wyglądał.
Nagle łódka uderzyła o pomost z taką siłą, że Zosia zachwiała się i wypadła za burtę. Próbowała desperacko chwycić się łodzi albo liny. Na próżno, jej rozpaczliwe działania doprowadziły do tego, że łódka wywróciła się do góry dnem. Ostatnią rzeczą jaką zauważyła był jakiś chłopak, który wskoczył za nią do wody.
Zosia poczuła, że dłużej nie wytrzyma i zaraz zostanie wciągnięta przez wodny wir.
***
Otworzyła oczy.
Leżała na pomoście, a nad nią stał „Pan Krasnal” i jej tajemniczy, jasnowłosy wybawca. Mógł mieć najwyżej czternaście do piętnastu lat.
- Dzię…dziękuję – wykrztusiła Zosia wypluwając z ust wodę.
- No, na szczęście Alan cię uratował, damo z zatopionej łodzi. To mój syn! – dodał chełpliwym głosem.
Blondyn wywrócił oczami i splótł ręce na piersi.
- Tatulo, każdy uratowałby tonącego.
Dziewczyna wstała niepewnie i zadrżała.
- Zimno.
- Chodź do domu, moja żona zrobi ci herbaty – zaproponował mężczyzna.
Zosia stwierdziła, że nawet chętnie skorzysta z jego propozycji. Poszła więc barwnymi ulicami osobliwego miasteczka. Alan jechał na deskorolce kilkanaście metrów przed nimi. Dziewczyna myślała, że cała ta historia jest dziwna jak to miejsce. Wydawało jej się, że przeniosła się do jakiejś książki. Jej uwagę przykuła strzałka pokazująca drogę do sklepu oznaczonego szyldem: „Starocie u wróżki Felicji” z wymalowaną dużą, zieloną żabą, jak na wróżkę przystało.
- Co to właściwie za miejsce? – powiedziała ni to do siebie, ni to do „Pana Krasnala”.
- Obecnie znajdujemy się na ulicy Morskiej, moja droga – odrzekł. – A nasze piękne miasto to po prostu Miasto nad Brzegiem Morza, jeśli o to ci chodzi. Dziwne, że nie wiesz…
- A jaka to część świata? – zapytała jeszcze, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo oto mężczyzna zawołał:
- O, widzisz? To jest nasz dom!
Była to ogromna, biała willa wyglądająca na bardzo starą. Gdy się na nią patrzało, miało się wrażenie, że zaraz może się zawalić; ściany miała krzywe, okna niesymetryczne i różnej wielkości, ale za to taras i balkony były zbudowane z pięknego marmuru. Gdy Zosia wchodziła do środka pierwszy raz od dawna poczuła się całkowicie bezpieczna. W korytarzu zawisła woń czekolady dochodząca zapewne z kuchni. Po chwili w drzwiach ukazała się pani domu zupełnie niepodobna do swojego męża. Była średniego wzrostu, włosy miała czarne, a oczy piwne podobnie jak Alan.
- O! Widzę, że mamy gościa! – zawołała miękkim głosem przyglądając się mokrym ubraniom swojego syna i nieznajomej dziewczynki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz