- Moje
drogie, na pewno jesteście zmęczone po podróży – powiedziała beznamiętnym
głosem ciotka. – Udajcie się do swojego pokoju, odpocznijcie, a wieczorem spotkajmy
się na kolacji, wtedy zdradzę wam, jaki jest cel waszej wizyty w moich
nieskromnych progach.
Etariel i
Margaret spojrzały na siebie tajemniczo, wiedziały bowiem, że z ciotką lepiej
nie dyskutować. Wzięły w ręce swoje torby i poszły za służącą, która
zaprowadziła je do ich tymczasowego pokoju. Czuły się niepewnie w nowej
sytuacji, nie mogły zebrać myśli i
wcale nie miały ochoty na wspólny posiłek.
Mimo to
nastolatki rozpakowały swoje wszystkie bagaże, chwilę porozmawiały i zaczęły powoli szykować się do
wieczornego posiłku. Delikatnie zamknęły za sobą drzwi i zeszły na dół krętymi
schodami. Wszędzie czuć było chłód i negatywne emocje, które zdawały się wisieć
w powietrzu. Dziewczyny przeszedł szybki, nieprzyjemny dreszcz, ale wytrwale
kierowały się w stronę jadalni. Gdy tylko weszły, zauważyły przy wielkim,
ciemnym, bogato zdobionym stole
delikatną postać ciotki. Jej surowa mina i ostre spojrzenie spowodowały, że
siostry od razu usiadły. Jedyne co zobaczyły na stole, to kilka kromek suchego
chleba i dwa talerze zupy, wyglądającej na niezbyt smaczną. Zanim zaczęły jeść
starsza pani oznajmiła:
- Wiem, że nie jestem waszą ulubioną krewną,
ale wasza wizyta tutaj nie jest przypadkowa. Znam was od dziecka i wiem, że
można na was polegać, tak jak zresztą na waszym ojcu, a moim bracie. Czuję, że
moje życie zmierza już ku końcowi. Nie wiem dlaczego, ale każdego dnia czuję
się coraz gorzej. Dorobiłam się wielkiego zamczyska, ale co mi po tym, kiedy
sama już ledwo stoję na nogach. Chciałabym, abyście tu ze mną zamieszkały i
postarały się mną zaopiekować, a ja w zamian po śmierci ofiaruję wam tę
posiadłość.
Etariel i
Margaret zamarły z wrażenia. Etariel nie wiedziała, co o tym myśleć. Czuła, że eksploduje z napływu emocji. Obydwie
dziewczyny były w szoku. Przecież niecodziennie dostaje się taką propozycję.
Była to dla nich ogromna niespodzianka. Obiema
targały niespójne emocje. Nie wiedziały, czy się śmiać, czy płakać. Margaret
wyglądała na wyraźnie rozzłoszczoną.
…
- Chyba zwariowałaś, Myślałam, że przyjeżdżamy tu na
kilka dni! To i tak dla mnie za dużo! – krzyknęła do Etariel.
- Przestań,
nie jest tutaj aż tak źle. Dlaczego jesteś tak negatywnie nastawiona? Przecież
to dla nas duża szansa. Wyobraź sobie tylko, jak ładnie mogłybyśmy urządzić ten
zamek i nie musiałybyśmy się martwić o swoją przyszłość. Poza tym, jak tu
zamieszkamy, tak podzielimy to zamczysko tak, że nie będziemy musiały się widywać
i ciągle kłócić. – odpowiedziała jej
Etariel.
- Dobra, to
chodźmy chociaż się trochę rozejrzeć i poznać tutejsze zakątki. – zagaiła spokojnie
siostra.
- Niee,
zrobimy to rankiem, chodźmy się położyć!
- Nie ma
mowy! Jestem tak podekscytowana, że już dzisiaj nie zasnę! Zbieraj się!
Idziemy!
…
- Czujesz
to? – zapytała Etariel. – Pachnie jakoś dziwnie znajomo… Przypomnij sobie… Pamiętasz,
jak wujek Eryk palił na ganku ziołową fajkę? Zapach jest identyczny.
- Masz
rację, ale skąd ta woń? Przecież tu nikogo nie ma.
Siostry
poszły za smugą dymu, aż dotarły do wielkich, drewnianych drzwi. Próbowały je
otworzyć, ale byłe zbyt ciężkie.
Zdenerwowana Margaret kopnęła w nie z całej siły, aż te się uchyliły. Przed
nimi ukazały się strome schody prowadzące w dół. Dziewczyny po cichutku zeszły
w głąb pomieszczenia. Starały się być cicho, ponieważ słyszały dobiegające z
wnętrza tunelu odgłosy rozmów. Margaret od razu chwyciła za nóż w kieszeni, bez którego nigdy się
nie rozstawała. Nagle usłyszały męski głos:
- Ta stara
jędza chyba nigdy nie wykorkuje, niby czuje się coraz gorzej, ale w takim tempie
to już prędzej my umrzemy.
- W takim
razie musisz zmienić recepturę. Tym razem dodamy trochę więcej jadu żmii. –
odpowiedział ciepły, kobiecy głos.
Dziewczyny
przerażone spojrzały na siebie. Z ich twarzy dało się wyczytać tylko jedno
pytanie: „To przecież zaginiony woźnica! Ale z kim on rozmawia?!”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz