poniedziałek, 18 czerwca 2018


  Nasya nie wiedziała, jak pomóc królowej. Nie mogła zrozumieć, dlaczego monarchini powierzyła jej to zadanie. Była zwykłą dziewczyną, nie miała wyjątkowych mocy.
 - Liczę na ciebie, Nasyo.
  W zadumie wyszła z komnaty, zamierzała wybrać się do pobliskiego lasu. Od zawsze owiany był on legendą. W koronach jego drzew słychać było jęki i skomlenia zbłąkanych dusz. Nikt nie zapuszczał się w jego drzewiaste sidła. Z niepokojem przekroczyła lipową bramę. Kątem oka dostrzegła niewyraźną ścieżkę wiodącą w głąb gaju. W powietrzu unosił się mocno zarysowany zapach spleśniałych malin. Po chwili zastanowienia ruszyła wzdłuż drogi. Im dalej szła, tym głośniej słyszała głośne warczenie silnika składaka. Schowała się za drzewem. Z mgły wyłoniła się przerażająca postać z płonącą głową. Wstrzymała oddech.
  Po chwili wszystko ucichło i Nasya ruszyła dalej. Po pewnym czasie jej oczom ukazała się niewielka polana. Na jej skraju stała drewniana, zniszczona już upływem czasu chatka. Dziewczyna podeszła bliżej. Drzwi otworzyły się, wydając przy tym żałosny, skrzypiący dźwięk. Zza progu wyszedł biały kot. Zielone oczy świeciły w ciemności. Nasya podeszła bliżej.
  - Czego tutaj szukasz? – usłyszała niski głos w głowie. Kot wpatrywał się w nią, cicho mrucząc.
  Rozejrzała się niepewnie. Miała ochotę uciec, ale zależało jej na zdrowiu królowej.
 - Szukam pustelnika – odparła nieco zdezorientowana. – Mówiła mi o nim królowa. Powiedziała, że powinien mi pomóc.
  Kot wskoczył na niewielką skrzynkę opartą o niestabilną ścianę domu.
 - Dobrze trafiłaś, Nasyo. W czym dokładnie mam ci pomóc?
 - Królowa zachorowała. Mam znaleźć sposób, by jej pomóc, ale kompletnie nie wiem, jak się za to zabrać.
 - To król rzucił klątwę na swoją byłą żonę. Rozwiązaniem tego problemu jest właśnie król. Nie ma innego sposobu na złamanie uroku. Musisz wybrać się do króla.
  Skonfundowana zmarszczyła brwi. Przez całą swoją podróż wszystkiego musiała się domyślać. Ludzie byli lakoniczni, rzucali półsłówkami. Musiała działać szybko i efektywnie. Władczyni zostało już niewiele czasu.
  Odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwną stronę. Pustelnik dał jej na odchodne małą buteleczkę tajemniczego napoju. Powiedział, że powinna wypić to w razie niebezpieczeństwa. Dodał, że później nie będzie już odwrotu.
  Do zamku weszła tylnym wejściem, tam, gdzie nie stali wartownicy. Pobiegła wzdłuż marmurowego korytarza prosto w stronę sali tronowej. W tym momencie jeden z członków straży złapał ją za ramiona. Zamarła. Nie miała wystarczająco siły, ale wiedziała, że musi tam dotrzeć. Próbowała się wyrwać, ale to wszystko na nic. Główne drzwi zamku otworzyły się. Usłyszała miauczenie. Wartownik wzdrygnął się i spojrzał w tamtą stronę. To był idealny moment. Szarpnęła się, luzując uścisk mężczyzny. Pobiegła wprost do głównej sali.
  Pomieszczenie było ogromne, z wysokim sufitem z wielobarwnymi freskami. Podłoga wyłożona była kolorowymi kafelkami. Nasya była pod wrażeniem. Weszła na długi czerwony dywan prowadzący wprost do tronu, na którym siedział król. Był młody, z przystojną twarzą i spływającymi po ramionach kasztanowymi włosami. W zamyśleniu pocierał brodę. W ręku trzymał kawałek śnieżnobiałego papieru, jakby list. Chyba jej nie usłyszał. Potknęła się. Upadła na zimną posadzkę, przewracając jedną z antycznych rzeźb. Dźwięk rozniósł się po budynku. Młodzieniec spojrzał w jej stronę. Jego spojrzenie było przeszywające. Odchrząknął.
 - Tak?
  Głos miał przyjemny, jakby śpiewający, z nutką nonszalancji. Nic dziwnego, wyglądał równie nonszalancko. We francuskim stroju, z szerokimi falbanami i w pończochach. Nogę miał założoną na nogę. Uśmiechnął się, przechylając głowę na bok.
 - Jestem…
 - Wiem, kim jesteś – przerwał i poprawił się na tronie. – Podejdź tutaj.
  Światło zachodzącego słońca padało przez kolorowe witraże. Wiedziała, że nie będzie już następnej okazji. Słyszała swój przyspieszony oddech. Ruszyła wolno w tamtą stronę. Nogi miała jak z waty. Chciało jej się płakać z przypływu emocji. Nigdy nie należała do odważnych. Spuściła wzrok. Idąc, nasunęła na twarz kaptur. Jej kroki roznosiły się echem po sali.
  Stanęła przed postacią króla, lecz nie uniosła głowy. Ukłoniła się nisko. Wysunęła nóż zza paska spodni. Ręce drżały jej tak mocno, że przez przypadek przesunęła palcem po ostrzu. Poczuła ciepłą krew. Powoli skapywała pod jej stopy. Gdy władca to zauważył, zaczął krzyczeć. Spojrzała mu w oczy i jednym zdecydowanym ruchem wbiła mu sztylet w serce.
  Krew spływała jej po dłoniach i wsiąkała w materiał rękawów jej bluzki. Wyjęła ostrze, które z hukiem spadło na podłogę. Gdy się odwróciła, widziała zmierzającą w jej stronę straż.
  Sięgnęła do kieszeni po buteleczkę, którą dał jej kot i wypiła zawartość.
  Pustelnik przyglądający się temu z boku uśmiechnął się niejasno. Upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz