Nasya nie wiedziała, jak pomóc królowej. Nie
mogła zrozumieć, dlaczego monarchini powierzyła jej to zadanie. Była zwykłą
dziewczyną, nie miała wyjątkowych mocy.
- Liczę na ciebie, Nasyo.
W zadumie wyszła z komnaty, zamierzała wybrać
się do pobliskiego lasu. Od zawsze owiany
był on legendą. W koronach jego drzew słychać było jęki i skomlenia zbłąkanych
dusz. Nikt nie zapuszczał się w jego drzewiaste sidła. Z niepokojem
przekroczyła lipową bramę. Kątem oka dostrzegła niewyraźną ścieżkę wiodącą w
głąb gaju. W powietrzu unosił się mocno zarysowany zapach spleśniałych malin.
Po chwili zastanowienia ruszyła wzdłuż drogi. Im dalej szła, tym głośniej
słyszała głośne warczenie silnika składaka.
Schowała się za drzewem. Z mgły wyłoniła się przerażająca postać z płonącą głową.
Wstrzymała oddech.
Po chwili wszystko ucichło i Nasya ruszyła
dalej. Po pewnym czasie jej oczom ukazała się niewielka polana. Na jej skraju
stała drewniana, zniszczona już upływem czasu chatka. Dziewczyna podeszła
bliżej. Drzwi otworzyły się, wydając przy tym żałosny, skrzypiący dźwięk. Zza
progu wyszedł biały kot. Zielone
oczy świeciły w ciemności. Nasya podeszła bliżej.
- Czego tutaj szukasz? – usłyszała niski głos
w głowie. Kot wpatrywał się w nią, cicho mrucząc.
Rozejrzała się niepewnie. Miała ochotę uciec,
ale zależało jej na zdrowiu królowej.
- Szukam pustelnika – odparła nieco
zdezorientowana. – Mówiła mi o nim królowa. Powiedziała, że powinien mi pomóc.
Kot wskoczył na niewielką skrzynkę opartą o
niestabilną ścianę domu.
- Dobrze trafiłaś, Nasyo. W czym dokładnie mam
ci pomóc?
- Królowa zachorowała. Mam znaleźć sposób, by
jej pomóc, ale kompletnie nie wiem, jak się za to zabrać.
- To król rzucił klątwę na swoją byłą żonę.
Rozwiązaniem tego problemu jest właśnie król. Nie ma innego sposobu na złamanie
uroku. Musisz wybrać się do króla.
Skonfundowana zmarszczyła brwi. Przez całą
swoją podróż wszystkiego musiała się domyślać. Ludzie byli lakoniczni, rzucali
półsłówkami. Musiała działać szybko i efektywnie. Władczyni zostało już
niewiele czasu.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwną
stronę. Pustelnik dał jej na odchodne małą buteleczkę tajemniczego napoju. Powiedział, że powinna wypić to
w razie niebezpieczeństwa. Dodał, że później nie będzie już odwrotu.
Do zamku weszła tylnym wejściem, tam, gdzie
nie stali wartownicy. Pobiegła wzdłuż marmurowego korytarza prosto w stronę
sali tronowej. W tym momencie jeden z członków straży złapał ją za ramiona.
Zamarła. Nie miała wystarczająco siły, ale wiedziała, że musi tam dotrzeć.
Próbowała się wyrwać, ale to wszystko na nic. Główne drzwi zamku otworzyły się.
Usłyszała miauczenie. Wartownik wzdrygnął się i spojrzał w tamtą stronę. To był
idealny moment. Szarpnęła się, luzując uścisk mężczyzny. Pobiegła wprost do
głównej sali.
Pomieszczenie było ogromne, z wysokim sufitem
z wielobarwnymi freskami. Podłoga wyłożona była kolorowymi kafelkami. Nasya
była pod wrażeniem. Weszła na długi czerwony dywan prowadzący wprost do tronu,
na którym siedział król. Był młody, z przystojną twarzą i spływającymi po
ramionach kasztanowymi włosami. W zamyśleniu pocierał brodę. W ręku trzymał
kawałek śnieżnobiałego papieru, jakby list.
Chyba jej nie usłyszał. Potknęła się. Upadła na zimną posadzkę, przewracając
jedną z antycznych rzeźb. Dźwięk rozniósł się po budynku. Młodzieniec spojrzał
w jej stronę. Jego spojrzenie było przeszywające. Odchrząknął.
- Tak?
Głos miał przyjemny, jakby śpiewający, z
nutką nonszalancji. Nic dziwnego, wyglądał równie nonszalancko. We francuskim
stroju, z szerokimi falbanami i w pończochach. Nogę miał założoną na nogę.
Uśmiechnął się, przechylając głowę na bok.
- Jestem…
- Wiem, kim jesteś – przerwał i poprawił się
na tronie. – Podejdź tutaj.
Światło zachodzącego słońca padało przez
kolorowe witraże. Wiedziała, że nie będzie już następnej okazji. Słyszała swój
przyspieszony oddech. Ruszyła wolno w tamtą stronę. Nogi miała jak z waty.
Chciało jej się płakać z przypływu emocji. Nigdy nie należała do odważnych.
Spuściła wzrok. Idąc, nasunęła na twarz kaptur. Jej kroki roznosiły się echem
po sali.
Stanęła przed postacią króla, lecz nie
uniosła głowy. Ukłoniła się nisko. Wysunęła nóż zza paska spodni. Ręce drżały
jej tak mocno, że przez przypadek przesunęła palcem po ostrzu. Poczuła ciepłą
krew. Powoli skapywała pod jej stopy. Gdy władca to zauważył, zaczął krzyczeć.
Spojrzała mu w oczy i jednym zdecydowanym ruchem wbiła mu sztylet w serce.
Krew spływała jej po dłoniach i wsiąkała w
materiał rękawów jej bluzki. Wyjęła ostrze, które z hukiem spadło na podłogę.
Gdy się odwróciła, widziała zmierzającą w jej stronę straż.
Sięgnęła do kieszeni po buteleczkę, którą dał
jej kot i wypiła zawartość.
Pustelnik przyglądający
się temu z boku uśmiechnął się niejasno. Upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz