- Czy któraś z Pań opowiedziałaby nam, co widziała w chwili śmierci tamtego ochroniarza? To bardzo ważna poszlaka.
- Ja mogę- głos należał do niskiej, pucatej pielęgniarki- Ten obraz cały czas śni mi się po nocach. To było okropne…
- A zatem..- wtrącił Smith
Kobieta zaczęła swoją opowieść. Mówiła niewyraźnie, jednak nie przeszkadzało to detektywom. Najważniejsze było odnalezienie sprawcy kradzieży.
- Gdy panowie przyszli przesłuchać tamtego pana, akurat miałam przerwę. Postanowiłam zejść do dyżurki i przeszłam obok sali. I wtedy jakiś zamaskowany facet wybiegł z małego magazynu, w którym przechowujemy kroplówki. Miał na sobie czarny płaszcz z kieszeniami. Z jednej wystawał brelok ze złotym motylem. W chwili zamordowania- tu głos pielęgniarki załamał się- tego biedaka uciekłam w panice i schowałam się w gabinecie obok. Bałam się….Tak bardzo- rozpłakała się
Jej koleżanki próbowały ją uspokoić. Łzy spływały po jej okrągłych policzkach i spadały na turkusowy fartuch. Zdruzgotana kobieta usiadła na krześle i napiła się wody.
William szepnął do asystenta:
- A więc nasz cel miał medalion...Na pewno interesuje się historią starożytnego Egiptu.
- Nie dajmy się zwieść pozorom. Może kupił go na aukcji..- uspokoił go Zefir.
Przez chwilę obaj milczeli. Will, widząc jak bardzo jest poniżany, zmienił temat:
- Przeszukajmy jeszcze raz salę tego mordu, a nuż coś znajdziemy.
- Tu akurat muszę się zgodzić, więc do dzieła!- Zefir ujrzał już uśmiech satysfakcji partnera.
Zaczęli od okolic łóżka zamordowanego. Było tam wiele śmieci( najprawdopodobniej z kieszeni zabójcy), była też kartka w linie.
- Wskazówka..- pomyślał Smith
Nagle zauważył pożądany przedmiot w polu widzenia Williama. Szybko przycisnął go pantoflem.
- To tylko karaluch...Nie cierpię tych wstrętnych istot.
William odpowiedział tak, jakby nie widział reakcji asystenta:
- Tak, oczywiście. Pójdę na policję i zapytam o odciski palców na miejscu kradzieży.
- Dobrze, a ja tu zostanę i spróbuję znaleźć jakąś małą, nieważną wskazówkę- zaśmiał się partner.
Na twarzy Willa znów zajaśniało usatysfakcjonowanie. Ten więc, w triumfie wyszedł z sali. Zefir odetchnął z ulgą.
Tamten usłyszał to:” Myśli, że nie widzę tego, co ukrywa. Grubo się myli..”- pomyślał z chytrym uśmieszkiem.
Jego partner w tym czasie usiadł na łóżku obok miejsca zbrodni. Po chwili upewnienia się, że partner wyszedł, rozwinął niedbale włożoną do kieszeni kartkę. Był to wpis z jakiegoś pamiętnika. Niewykluczone, że należał do sprawcy. Zaczął więc czytać po cichu:
Mothhill, 22.10
Nareszcie,
To ja będę miał szyfr. ja, a nie ten tancerz, odkrywca od siedmiu boleści. pomoże mi w odnalezieniu korony faraona- najbardziej tajemniczego artefaktu Egiptu. Słyszałem od pewnego znajomego, że w grobowcu właściciela korony znajduje się wiele klejnotów. coś dla mnie…
Jutro wybieram się do Londynu, tam znajduje się mój skarb. Po prostu wejdę do muzeum i wezmę go. Na przypadkowych świadków mam sposób. zabiję ich.
moim następnym celem będzie Giza. tam znajdę tę cholerną bramę i zgarnę, co moje.
Moi ludzie dopilnują, by nie było skandalu. Wszyscy detektywi powinni milczeć, a zwłaszcza Harrison!!!
Pod spodem znajdowała się mapa, a na niej mnóstwo piramid i ta jedna, która się wyróżniała. Jej brama była wysadzana jadeitowymi płytkami z wizerunkami ibisa. Na końcu kartki widniał rysunek rzeczonej bramy. Na nim zaznaczony był mały, czerwony kwadracik. Od niego odchodziła strzałka, narysowana ledwo piszącym długopisem. Prowadziła ona do wyrazów: OTWÓR NA CEGŁĘ, SZYFR.
Smith zaczął od nowa układać układankę. Szyfr był potrzebny sprawcy, aby uzyskać skarb, chce również wygryźć z interesu “Tancerza” i ma problem z Willem.
Poszedł do barku szpitalnego i napił się kawy, czując już pierwsze oznaki zmęczenia. Jego mózg powoli wyparowywał z głowy. Całe to śledztwo zasypywało go górą pytań bez odpowiedzi. Kim jest sprawca? Kim jest jego rywal? Po co zabójcy ten cały skarb?
Jego przemyślenia gwałtownie przerwał dźwięk telefonu w gabinecie ordynatora oddziału. Po piętnastominutowej rozmowie mężczyzna podszedł do detektywa.
- Pan zapewne jest asystentem Williama Harrisona. Policja zidentyfikowała mordercę na podstawie odcisków palców i relacji detektywa. Zostanie namierzony i aresztowany. Więc nie ma pan tu...nic do roboty.- rzekł ordynator ze stoickim spokojem.
- Dziękuję za informację. Cieszę się, że ten człowiek pójdzie siedzieć.
Pożegnali się bez słów i Zefir udał się w stronę wyjścia ze szpitala.Nie spodobał się mu ten cały lekarz, gestykulował tak, jakby próbował coś ukryć. “ I oto ktoś, kto poprowadzi nas do złodzieja…”- pomyślał.
Zapadał zmrok, a niebo pokryło się burzowymi chmurami. Musiał dotrzeć do agencji detektywistycznej, zanim rozpęta się burza. Czym prędzej szedł londyńskimi ulicami. Myślał teraz o wszystkim, co go spotkało tego dnia. Śmieszyło go jedno: on wiedział już prawie wszystko o tej tajemnicy, podczas gdy Harrison kierował się złudnymi przeczuciami…
Idąc tak spostrzegł wysokiego faceta ubranego w fartuch kucharski z czerwonymi plamami w okolicach prawego biodra. Było bardzo ciemno lecz kogoś mu on przypominał, zastanowił się i przypomniał sobie był on synem Pana Piotra który prowadził konkurencyjną agencję detektywistyczną, prowadził on szkołę tańca, w której uczył breakdance’a. W tamtej chwili przekazał tajemniczą walizkę jednej z pielęgniarek szpitala, której nie było w szpitalu w dniu morderstwa. Facet zniknął w deszczu, a pielęgniarka udała się do samochodu; detektyw szybko spisał numery zanim odjechała...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz