niedziela, 15 kwietnia 2018

Zbity z tropu


- Co ty tutaj robisz?! - krzyknął przestraszony Zefir.
- Uspokój się, spotkałem się z tobą, by ci pomóc - odrzekł pokrzepiająco Peleryniarz. - Czy naprawdę nie zauważyłeś, w jakiej sytuacji się znalazłeś? Naprawdę sądzisz, że jesteś na tyle bystry i jako pierwszy odnalazłeś wszystkie wskazówki i liściki? Nie zorientowałeś się, że to nie jest seria przypadkowych zdarzeń? Celowo ci pomogliśmy!
- Jacy my?! - zapytał przerażony Zefir. 
Nagle zza zasłony mgły wyłonił się duch w ludzkiej postaci, który podszedł do mężczyzny w długiej pelerynie i bez słowa wpatrywał się w Smitha.
- O co chodzi, kim jesteś? - zapytał roztrzęsionym głosem mężczyzna.
- Jestem autorem pierwszego listu i ostrzegałem was, żebyście trzymali się z Williamem od tej sprawy z daleka.
- To ty jesteś Spadochroniarzem? O co tutaj chodzi?
- Dzięki tabletce, którą ci podesłaliśmy, znajdujesz się w świecie, do którego zwykły śmiertelnik nie ma dostępu.
- Czy już... umarłem? - przerwał mu podladły Zefir. 
- Nie, to ta tabletka spowodowała, że możemy się ze sobą kontaktować - odpowiedział. - My nie żyjemy, ale ty masz szansę nas pomścić i przy okazji naprowadzić Williama na trop złodzieja i jednocześnie naszego mordercy.
- Jak mogę wam pomóc i dlaczego akurat ja? - spytał zdezorientowany Smith.
- Wybraliśmy cię, żebyś pomógł Williamowi, któremu ta sprawa zawróciła w głowie. Nie jest on już w stanie trzeźwo myśleć, dlatego potrzebuje kogoś, kto rzuci inne światło na tę sprawę.
- Pomogę wam, ale... No rozumiecie... Chcę czegoś w zamian...Hmm... Pragnę być tak dobry jak William, do tego chcę, by moje życie wyglądało jak bajka.
 - Umowa stoi. Przekażemy ci wskazówki, dotyczące waszego śledztwa. Uważajcie jednak, złodziej to niebezpieczny człowiek, czego dowodem jest obecność naszych dusz na tym świecie.
Zefirowi zaczęło kręcić się w głowie. Nagle poczuł taki hałas, jakby ktoś tuż przed jego głową uderzał z impetem w dwie patelnie.  Padł na ziemię, przykrywając uszy rękoma. W chwili uderzenia o ziemię całą jego wizję spowiła nieprzenikniona czerń. W tym stanie bezwładności był może kilka sekund, jednak dla niego trwało to długie godziny. Chwilowa utrata świadomości nie pozwoliła mu zrozumieć barwnego monologu Williama. Każde usłyszane słowo uświadamiało mu, iż jego podróż po swojej świadomości dobiegła końca i że już na stałe zakotwiczył się w ludzkiej rzeczywistości.
- Halo! Ziemia do Zefira! Słuchasz mnie w ogóle?! - zapytał poirytowany Wiliam.
- Yghhh... Tak, słyszę cię głośno i wyraźnie...- odpowiedział niemrawo skołowany mężczyzna.
- Masz ochotę na kawę? Musimy przemyśleć, co udało nam się do tej pory wywęszyć.
- Dobra, ja postawię, bo ty nigdy nie masz drobnych - rzekł żartobliwie Zefir.
- Ano nie mam, ale za to mam kartę płatniczą tylko z drobymi - odgryzł się uszczypliwie William  i roześmiał się w głos. – Ruszajmy więc.

Piętnaście minut później mężczyźni znaleźli się w przytulnym pubie "Pod Pikadorem". Wnętrze baru było ciepłe, ogrzewane żarem kominka. Lokal pomału robił się pusty, dlatego Zefir i William bez problemu znaleźli wolne miejsce w kącie dość obszernej sali. Obaj odczuwali zmęczenie po całym dniu intensywnej pracy detektywistycznej, ale jednocześnie chcieli drążyć dalej, by rozwikłać w końcu tę skomplikowaną zagadkę.
Milczenie mężczyzn przerwał odgłos czajnika dobiegający z kuchni, który jednocześnie ich ożywił i spowodował rozpoczęcie burzy mózgów. Po krótkiej wymianie zdań do stolika podszedł kelner w celu uregulowania rachunku. Zefir sięgnął do kieszeni po drobne, ale coś zaszeleściło mu w dłoni. Poza portfelem wyglądało to na średniej wielkości kawałek papieru. Zapłacił za kawę, po czym przeprosił Williama i udał się do łazienki. W toalecie wyjął z kieszeni zmięty papier, rozłożył go i z ciekawością przeczytał. Wiedział już, co to jest i wiedział również, że rozwikłanie tej zagadki jest dla niego szansą na wygryzienie detektywa, dlatego nie pozostaje mu nic innego, jak przekazanie Williamowi fałszywej instrukcji.
Zefir wrócił do stolika i natychmiast zaczął naprowadzać detektywa na zły trop:
- Wiesz Wiliam, przyszła mi do głowy taka myśl. Kilka lat temu przeczytałem świetną powieść detektywistyczną. Była tam mowa o zbrodni podobnej do tej, z którą teraz mamy do czynienia. Może zacznijmy działać w podobny sposób, tak jak ten literacki detektyw.
- Czyli jak? - zapytał zaciekawiony William.
- Posłuchaj, zróbmy tak - i Zefir zaczął mówić, a słowa tak szybko wypływały mu z ust jak woda z wodospadu. -  Pójdźmy jeszcze raz do szpitala i wypytajmy personel, co wie na temat dziwnego zniknięcia ofiary. Zanalizujmy dokładnie mowę ciała naszych rozmówców – ona nam powie więcej niż ich słowa. Następnie udajmy się ponownie do muzeum. Porozmawiajmy raz jeszcze z ochroną, a do mediów podeślijmy informację, że sprawca został schwytany. Następnie zarzućmy przynętę w stronę dyrektorów muzeum. Aż trudno uwierzyć, że ktoś wyniósł taki eksponat i nie został zauważony. Nocą natomiast pójdźmy jeszcze raz do klubu. Może tam dowiemy się czegoś jeszcze?
Zefir przełknął ze zdenerwowania ślinę i  sam próbował sobie wmówić, że nakarmił Williama swoimi kłamstwami oraz skutecznie zbił go z tropu. William natomiast patrzył z przymrużonymi oczami na swojego rozmówcę, po czym uśmiechnął się szyderczo pod nosem i tajemniczo pokiwał głową na znak zgody... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz