niedziela, 22 kwietnia 2018

Jaskinie Wyklętych



     “Nastąpiło nagłe przerwanie testu nad prototypem rzędu trzeciego. Wszyscy są proszeni o ewakuację z poziomu drugiego. Prosimy udać się niezwłocznie na poziom piąty, do schronów nr 3 i 4.” - do uszu Resy dobiegła zwięzła instrukcja. 

     Całe jej ciało pulsowało wodospadem bólu, spowodowanym przez przygniatające ją do podłogi odłamy zburzonej ściany. Pomyślała, że coś musiało wybuchnąć w kuchni, ponieważ wszędzie walały się garnki i patelnie. Dziewczynka była mocno okaleczona i poobijana, posiadała bardzo niewiele siły i czuła, jakby miała za chwilę zemdleć. Niespodziewanie coś zaczęło poruszać kawałkami twardego materiału, przez co Resa po chwili mogła dostrzec czerwone światło, które gasło i zapalało się na zmianę. Białowłosa delikatnie przetarła twarz, na której pozostały maleńkie odłamki ze ściany. Po krótkiej chwili dziewczynka spostrzegła przed sobą zarys postaci, która wyciągnęła ją spod gruzu. Przypominała jej Pannę Migotkę, z książki, którą dawno temu ktoś jej czytał.


Migające światło nie pomagało w rozpoznaniu tej osoby, a jedynymi widocznymi rzeczami były metalowa lewa strona twarzy, ręka i kawałek korpusu. Metalowe rzeczy miały dodatkowe części, które połyskiwały na niebiesko, było to między innymi oko, prostoliniowe wgłębienia biegnące od ramienia do dłoni lewej ręki oraz ledwo widoczny moduł umieszczony gdzieś na wysokości serca, który okrywała luźna koszulka na ramiączkach. 
 

- Dasz radę wstać? - rozbrzmiał na wpół robotyczny głos, który jednocześnie był wyjątkowo aksamitny. Resa spróbowała podnieść się z ziemi, jednak jej starania jeszcze bardziej ją osłabiły, przez co dziewczynka już ledwo utrzymywała świadomość. 

- Dobrze, nie wysilaj się już - powiedziała tajemnicza postać i powoli zbliżyła się do Resy, aby ją podnieść, jednak wystraszona dziewczynka zaczęła się odsuwać. Po chwili ręka zsunęła jej się z jednego odłamu ściany i Resa straciła oparcie, z tego też powodu uderzyła głową w podłogę nabijając przy tym kolejnego siniaka i tracąc przytomność. Na wpół zrobotyzowana postać pokręciła głową ze zrezygnowaniem i podniosła bezwładną dziewczynkę z gruzów.

- Zostaw ją w spokoju! - po korytarzu rozszedł się głos chłopaka, który miał odprowadzić Resę do pokoju numer tysiąc dwieście dwadzieścia trzy. Młodzieniec wyglądał jedynie na lekko poturbowanego, na jego skórze można było zauważyć kilka zadrapań i sińców, a poważniejszą ranę miał tylko na czole. Pół robot dzięki wbudowanemu w płat potyliczny chipowi, mógł widzieć w ciemnościach prawie jak za dnia. Dlatego bez problemu dostrzegł, jak chłopak sięga do tylnej kieszeni swoich zabrudzonych od smaru, roboczych spodni. Zapewne chciał wysłać sygnał do straży, jednak jego wyraz twarzy jasno mówił, że mały przekaźnik nie chciał działać.

- Przecież wiesz, że nie może tu zostać - rzekła zrobotyzowana postać. - Zrobią z niej kartę przetargową, a co będzie potem? Może przetransferują jej pamięć i zaczną zabawę w tworzenie androida? Wiesz, prawdopodobieństwo wynosi ponad sześćdziesiąt procent! - oburzenie wydawało się przepalać przewody postaci.
- Dosyć Mizar! Masz się mnie słuchać, to ja cię znalazłem i naprawiłem! - wzburzył się chłopak.
- No pewnie, ale jeszcze wcześniej sami zaczęliście testować swoją broń na mojej planecie! - niebieskie elementy wbudowane w Mizar zaczęły jaśnieć, aby potem wrócić do poprzedniego koloru. - Myślisz, że nie pamiętam nic z mojego poprzedniego życia? Bólu jaki mi zadaliście nie da się zapomnieć - Mizar zwiesiła głowę i zaczęła wpatrywać się w spokojną, drobną twarz dziewczynki, którą trzymała na rękach.
- A tobie się wydaje, że jestem tu z własnej woli? Dla twojej wiadomości jakoś nie ciągnie mnie do kosmitów - odparł urażony chłopak. W tym momencie Mizar oraz młodzieniec stali od siebie zaledwie kilka kroków.

- Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę ci teraz przyłożyć. Pomagałeś im składać broń, jesteś tak samo winny jak cała ta popaprana kolonia! - wrzasnęła zdenerwowana Mizar. - I nawet nie licz na to, że zostawię tu tę kruchą istotkę. To zwykłe dziecko, które niczym nie zawiniło - robotyczna dziewczyna odwróciła się plecami do swojego rozmówcy i zaczęła biec w stronę windy. 

     W głowie Mizar nagle wygenerowała się mapa całej placówki, jedyne wyjście nie chronione przez straż znajdowało się pod poziomem piątym. Wyjście to prowadziło do niezbadanych jeszcze przez kolonię obszarów podziemia i wiązało się z ogromnym ryzykiem, jednak Mizar obiecała sobie za wszelką cenę chronić ludzką dziewczynkę. 

Kiedy robotyczna dziewczyna zbliżyła się do windy okazało się, że ta została wyłączona. Mizar, mimo niepewności, podjęła się próby podłączenia do panelu kontrolnego poprzez przewody wbudowane w metalową ścianę. Odłożyła ostrożnie dziewczynkę na ziemię, po czym sięgnęła do swojego modułu, który musiała odgiąć, aby dostać się do przewodów. Kiedy już trzymała pęk kabelków w dłoni, splątała je z tymi ze ściany. Chwilę potem przyciski na panelu windy zajaśniały na czerwono i urządzenie zaczęło tym samym działać. Mizar wepchnęła swoje kable do wnętrza modułu, wzięła dziewczynkę z powrotem na ręce i weszła do windy. 

    Wcisnęła przycisk z numerem pięć i winda powoli ruszyła w dół. Gdy znalazły się na dole, Mizar dzięki czujnikom wrażliwym na podczerwień wykryła grupę kolonistów czekających przy malutkim piecyku przed windą. Zapewne nikt ich nie poinformował o przerwaniu testów i czekali na świeży prowiant, który dostarcza im straż. 

     Im głębiej pod ziemią, tym trudniej o zdatne jedzenie, szczególnie jeśli chodziło o planetę Elkabiru, to całkowite pustkowie, a jądro planety jest chłodniejsze niż chociażby to na Ziemi. Soltarianie są przyzwyczajeni do klimatu panującego pod powierzchnią ich macierzystej planety, jednak poza nią byli mocno osłabieni, dlatego potrzebowali wcielać do swoich oddziałów istoty z innych części wszechświata. Najczęściej udaje im się nawiązać pokojowe relacje, ale czasami brakuje im w tym szczęścia. Jakiś czas temu postanowili trochę rozbudować swoje podziemia i w tym celu wysłali kolonię, która zakotwiczyła się na najchłodniejszej części planety, gdzie Solitarianom nie udaje się zbyt długo wytrzymać na powierzchni. 

    Pierwsze tunele musieli wykopać więc rekruci z innych planet, wszystko szło dobrze i po pewnym czasie dołączyli tam również Soltarianie, jednak wszystko zaczęło się komplikować, kiedy Kapitan Nokturna wszczęła prywatną wojnę z Generałem Rasalasem, skończyło się to zerwaniem kontaktu między kolonią Nokturny i resztą Soltarian. Rasalas nie miał zamiaru wysyłać swoich oddziałów na pewną śmierć tylko po to, by sprawdzać stan kolonii. Jednak jego brat Krechce miał inne plany, a skoro miał większy autorytet, mógł bez problemu odsunąć Rasalasa od władzy i tak też zrobił, jednak duża część Soltarian pozostała przy nim. Krechce nie planował konfliktu zbrojnego na własnej planecie, więc musiało dojść do ugody, tak też Soltarianie podzielili się na dwie części. 

     Mizar postanowiła obejść kolonistów, aby nie wzbudzić niepotrzebnego zamieszania. W podłożu windy zamontowana była spora krata, przez którą można było dostać się do szybu. Zaś z szybu już była prosta droga przez odnóża do jaskiń. Mizar położyła dziewczynkę na podłodze obok, po czym szarpnęła mocno za kraty przy okazji odginając kawałek metalowego podłoża. Winda niepokojąco się zatrzęsła, co wywołało niemałe poruszenie wśród kolonistów czekających za jej drzwiami.         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz