sobota, 3 marca 2018

bal

Następnego dnia obudziłam się, nie do końca pamiętając, co się wczoraj wydarzyło. Pamiętam, jak dojechaliśmy razem z Joshem do domu, pożegnaliśmy się, a następnie weszłam do domu. Niestety, nie pamiętam już, w jaki sposób znalazłam się w łóżku, ani dlaczego jestem przebrana w piżamę w czerwono-różowe kropki. Śniło mi się, że leciałam statkiem kosmicznym i w pewnym momencie zobaczyłam spadającą rakietę. Ta wizja sprawiła, że po obudzeniu się, spadłam z łóżka. Odkaszlnęłam, a następnie podniosłam moje zwłoki z podłogi. Zdałam sobie sprawę, że dzisiaj jest dzień, w którym rozpocznie się bal walentynkowy. Jak co dzień rano, ukradłam mamie kosmetyki, aby pomalować sobie moją prześliczną twarzyczkę. Po zjedzeniu śniadania udałam się do szkoły. Po najnudniejszych oraz najdłuższych lekcyjkach, jakie przeżyłam kiedykolwiek, miałam ochotę z kimś porozmawiać. Na całe szczęście pogodzenie się z Ashley przebiegło wczoraj bez większych problemów, więc dzisiaj mogłam z nią spokojnie pogadać, a ona zwierzyła mi się z tego, co od wczoraj razem z Joshem wiedzieliśmy. Wychodząc ze szkoły, spotkałam się z Joshem:

- Jak minęły lekcje?

- Dzień jak co dzień, nic szczególnego…

- Mam coś dla ciebie – powiedział i wyciągnął z plecaka niewielki pakunek.

- Dziękuję! – zakrzyknęłam uradowana. – Co to takiego?

- Otwórz, to się przekonasz – powiedział z szelmowskim uśmiechem.

Od razu wzięłam się do forsowania kolorowego papieru. W środku było niewielkie pudełko czekoladek z dołączoną laurką walentynkową.

- Jakie śliczne! - wykrzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję.

Reszta dnia minęła bez fajerwerków. Wróciłam do domu i rozpoczęłam przygotowania do balu. Nie wiedziałam w co się ubrać. Otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać mój skąpy asortyment strojów. W końcu poszłam do pokoju mamy i tam ją zobaczyłam, to było właśnie to, czego szukałam. Była to sukienka do kolan, w kolorze granatowym, uszyta z jedwabiu, z małym dekoltem.

- Mamo! – krzyknęłam uradowana – Mogę założyć twoją sukienkę?

- Po co? – zapytała zaskoczona mama.

- Dziś jest bal walentynkowy, muszę ładnie wyglądać.

- Przecież masz swoje trzy sukienki.

- Ale tamte nie są odpowiednie.

Po dłuższej dyskusji udało mi się ubłagać mamę. Teraz mogłam dobrać do sukienki buty i makijaż. Znalazłam czarne buty na niezbyt wysokim obcasie, a makijaż
o postanowiłam zrobić lekki i podkreślający moją urodę. Lekko wykonturowałam policzki, a następnie jasnoniebieski cień na powiekę i narysowałam kreskę nad okiem zakończoną jaskółką. Na sam koniec podkreśliłam moje dzieło jasnoróżową szminką.

Teraz byłam gotowa, aby wybrać się na bal. Brakowało mi jeszcze tylko dyniowej karocy zaprzęgniętej w myszy. Przed szkołą czekał na mnie Josh. Miał na sobie czarny smoking z granatową muszką pasującą do mojej sukienki. Jak on mnie dobrze znał… Wziął mnie za rękę i weszliśmy do budynku. Od razu usłyszałam straszny lament. Nie tak sobie wyobrażałam wejście do sali, coś było nie tak. Przed halą zobaczyłam dużą grupę rozhisteryzowanych dziewczyn. Zobaczyłam wśród nich Giade i Ashley i szybko złożyłam to w całość. Plotki o tym, że Nathaniel zaprosił tyle dziewczyn okazały się prawdą! Zaraz zaczęłam się za nim oglądać, ale nigdzie nie było go widać. Czyli w ogóle nie przyszedł? Co tu się właściwie działo? Kto pod kim dołki kopie ten sam w nie wpada, obiecałam sobie, że nie ujdzie mu to na sucho Poczułam, że muszę pogadać z Ashley. Szukałam jej wzrokiem, ale nigdzie nie było jej widać, zaczęłam się niepokoić. Pytałam o nią, ale nikt jej nie widział. Nie miałam pojęcia, gdzie jej szukać, a teraz naprawdę się o nią bałam. Zaczęłam po kolei sprawdzać klasy. I nagle mnie olśniło, pobiegłam do łazienki i zaczęłam sprawdzać wszystkie kabiny. Jedna była zamknięta.

- Ashley! Ashley! Jesteś tam? – nikt nie odpowiadał.

Do łazienki wpadł Josh, widząc co się dzieje kilkoma uderzeniami wywarzył drzwi.

Za drzwiami zobaczyłam nieprzytomną Ashley w kałuży krwi.

Jak przez mgłę pamiętam krzyczących nauczycieli i karetkę pogotowia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz