środa, 21 marca 2018

KOLEJNY KAWAŁEK UKŁADANKI





    Była 23.21, kiedy William i Zefir dotarli na komendę policji. Nad budynkiem wisiał znak londyńskiej policji w kształcie tarczy. Porucznik Kruk przyjął ich od razu. Bardzo przejął się ich śledztwem i wysłał 3 zastępy funkcjonariuszy ‘w cywilu’ pod Roses&Black, jako obstawę. 

    Dwie minuty przed północą detektywi weszli do klubu. Jednak przed wejściem zdjęli kapelusze i pokazali ochroniarzowi zaproszenie. Funkcjonariusze policji czekali na zewnątrz. Wnętrze Roses&Black było ciemne. W korytarzu na wejściu były ustawione wzdłuż ścian wysokie kaktusy. W wystroju dominowała czerń, a na ścianach wisiały bordowe róże. Detektyw i jego asystent dotarli do baru i rozglądnęli się. Wokół było pełno ludzi, a oni przecież nie mieli pojęcia jak wygląda Peleryna. 


W końcu podszedł do nich barman i zapytał:
- Co podać, panowie?

Zefir i William popatrzyli na siebie i zmieszali się. Byli na służbie.
- Na razie nic, dziękujemy. - odpowiedział szybko William. Po czym dodał:
- Czy zna pan kogoś o imieniu Peleryna?
Barman uśmiechnął się, po czym odpowiedział:
- Tak… straszna żmija. Zostawiła dla was to.

Podał małe pudełko Williamowi i odszedł. Detektywi zaklęli pod nosem. Do pudełka przyczepiona była kartka.

Lepiej wyjdźcie z tym na zewnątrz, tylko nie głównym wejściem, bo zaalarmujecie gliny. Przejdźcie przez parkiet i wyjdźcie tylnymi drzwiami.
                                                                            Wasza
                                                                                     Peleryna


     Detektywi bez słowa przecisnęli się między tańczącym tłumem. Odetchnęli rześkim powietrzem i otworzyli pudełko. W środku znajdowała się jedna biało-niebieska tabletka. Zefir i William popatrzyli po sobie. 

Jednak William nawet nie zdążył się zorientować, a Zefir trzymał już tabletkę w ustach. William próbował mu ją wyrwać, ale Smith już go nie widział.

     Oślepił go jasny blask słońca. Musiał przez chwilę się do tego przyzwyczajać. W końcu mógł się rozejrzeć. Stał przed gigantyczną japońską bramą, o której dotychczas czytał tylko w książkach. Z tego, co pamiętał, była to Torii, która łączyła dwa światy - żywych i umarłych. Wokół, aż do horyzontu rosła jasnozielona trawa i nic więcej. Zefir nie miał wyjścia - przeszedł przez bramę. Krajobraz zmienił się diametralnie. Nie było już jasnego światła, tylko słaba poświata. Nigdzie nie było widać zielone trawy - tylko pleśń i grzyby. Za nim ciągle stała Torii. A przed nim postać w długiej pelerynie...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz