Razem z
Marcelim obmyśliliśmy każdy najdrobniejszy szczegół planu. Zaraz po ostatnim
dzwonku udaliśmy się do jego domu. Okazało się, że Marceli ma słabość do kotów. Gdy usiedliśmy na kanapie do
naszych nóg zaczął się łasić Donat. Był bardzo “puszysty”. Właściwie to był po
prostu gruby.
W domu Marcelego nikogo nie było, ponieważ jego mama poszła na zakupy, a
jego tato był w pracy. Zaskoczyło mnie trochę, że był murarzem.
Po tym, jak zapoznałam się z
Donatem, Marceli umówił się z Marianną na ,,randkę’’. Trochę mnie to zabolało,
ale przecież wiedziałam, że to tylko część naszej zemsty. Marceli poszedł do
pokoju poszukać Viniego - żółwia
Marianny, którego poprzedniego dnia zabrał z jej domu. Marianna była
zrozpaczona stratą ukochanego żółwia.
Wyszliśmy z domu Marcelego i tam się rozstaliśmy. On poszedł odebrać
Mariannę, a ja udałam się na umówione miejsce spotkania. Marceli już wcześniej
upewnił się, że Marianna trzyma w torbie moje klucze. Idąc na umówione miejsce
rozmyślałam, czy to właśnie ja mam szansę znaleźć się na szkolnej liście sław.
W końcu dotarłam na polanę z czterema dużymi ulami. Perfekcyjne miejsce na
randkę z Marianną, prawda?
Zaczęłam się już denerwować, a Marianna i Marceli nadal nie
przychodzili. Czułam się zazdrosna, że spędzili razem tyle czasu.
W końcu Marceli i Marianna pojawili
się na horyzoncie. Z oddali widziałam grymas niezadowolenia na twarzy Marianny, gdy mnie zobaczyła. Ja też się
nie cieszyłam, że ją widziałam.
Marceli i Marianna stanęli
naprzeciwko mnie. Marianna założyła ręce na piersiach i powiedziała do
Marcelego:
-
Dlaczego ta osoba też się tutaj znajduje?
-
Yyyy… no nie wiem, może po prostu poszła się
przejść?
-
Jasne! Uważaj, bo uwierzę.
-
Taaa, myślisz, że dla mnie to przyjemność też cię
tutaj spotkać? Chyba masz coś, co należy do mnie.
-
Mówisz o tym? - odpowiedziała Marianna wyjmując
ze swojej skórzanej torebki moje klucze. -
Mogłaś się bez nich w ogóle dostać do domu czy spałaś na wycieraczce,
gdzie twoje miejsce? W sumie to i tak lepsze niż ten karton, w którym śpisz na
co dzień.
Poczułam, jak płoną mi policzki. Marianna właśnie bardzo boleśnie
przekroczyła granice wszelkiego wstydu. Dlaczego jest aż tak niemiłosiernie
wredna? Na szczęście uratował mnie Marceli.
-
Marianno, sądzę,
iż nasza dalsza konwersacja nie ma żadnego sensu merytorycznego, albowiem
egzystujesz w zbyt płytkim brodziku intelektualnym, a twoja elokwencja nie jest
adekwatna do mojej erudycji, co koliduje z moimi imperatywami.
Marianna popatrzyła na Marcelego w
bezdechu. Bardzo jej tak dobrze.
-
Nalegałbym, abyś zwróciła Julii jej własność.
Gdyż inaczej będę zmuszony użyć tych oto pszczół.
Marianna dopiero teraz zauważyła ule, przy których staliśmy. W jej
oczach zapłonęły żywe emocje, a po
jej policzkach spłynęły łzy. Nawet nie podjęła wysiłku, aby to ukrywać.
Była spanikowana. Wreszcie przegrała.
Rzuciła mi klucze i z krzykiem uciekła z polany, na początku
było mi jej nawet trochę żal lecz z czasem to uczucie zniknęło.
Nawet nie zdążyłam zastanowić się nad zdarzeniami dzisiejszego dnia, a
Marceli złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Jego usta delikatnie muskały
moje. Mój pierwszy pocałunek! Z Marcelim! Czy mogłam być szczęśliwsza?
-
Przepraszam - powiedział zmieszany. - Nie mogłem
się już dłużej powstrzymywać.
Potarł ręką kark, a ja stałam onieśmielona. Przez dłuższą chwilę nic nie
mówiliśmy, tylko chłonęliśmy tę chwilę. Wreszcie Marceli wyjął z kieszeni kartkę
i zapytał:
-
Wiesz… w szkole będzie ten bal i… zastanawiałem
się, czy może… nie zechciałabyś ze mną pójść?
Popatrzyłam na zaproszenie.
ZAPROSZENIE
Szkoła Społeczna nr 7 im. Juliusza Słowackiego w
Warszawie ma przyjemność zaprosić wszystkich uczniów oraz nauczycieli na bal z
okazji Dnia Wiosny, który odbędzie się 21.03 na sali gimnastycznej o godz.
18.30. Prosimy o wcześniejsze zgłoszenie uczestnictwa u p. Kowalskiej.
Samorząd Uczniowski
-
To… pójdziesz ze mną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz