wtorek, 20 lutego 2018

W gotowości

Dopiero co król zawarł układ w którym zyskały dwie strony, a już ktoś puścił plotkę, opisującą, jaki to władca jest ,,zły i niedobry’’. Kto? Tutaj należy wspomnieć o innej plotce, rzucającej cień podejrzeń na kilka osób, będących rzekomo w zmowie. Nie należy jednak skakać z plotki na plotkę, bo to zgubna droga. Ostateczni po przebyciu gąszczu pomówień, plotek i zmyśleń dotarto do prawdy i schwytano winnego. Król, jak powinien, wyjaśnił wszystko uroczystą przemową i tego, który wypuścił to haniebne kłamstwo, nakazał ściąć. Ta decyzja bardzo nie spodobała się sąsiedniemu władcy, który od dawna chciał zniszczyć swojego sąsiada i zagarnąć ziemie, a “człowiek od plotki” okazał się niestety jego krajanem. Więc rozpoczęła się wojna… Straszliwa i okrutna wojna...

  Fałszywy Quetzalcoatl posiadał bowiem świetnie wyszkoloną armię. Składała się z około 400 tysięcy “ niebiańskich wojowników”, uzbrojonych w długie szpady oraz o wiele mniejszego oddziału Indian zmuszonych do wstąpienia w szeregi armii króla. Ich zajęciem było głównie noszenie ogromnych mosiężnych kotwic, ładowanie armat płonącymi kulami i osłanianie oddziałów zawodowych armii.
   Z taką armią nikt nie miałby szans. Ale azteckie pragnienie wolności było silniejsze niż strach i cierpienie z powodu straty bliskich.
    Wysłannik dotarł do stolicy późnym wieczorem. Dzięki swojemu sprytowi ominął straż i dostał się do wnętrza pałacu. Wręczył list władcy, który siedział przy stole wraz ze swoją świtą. Fałszywy król rozważał tekst w milczeniu. Odpowiedział:
  - Kochaniutki, powiedz swemu ludowi, że pojawię się na uczcie za 10 księżyców wraz z moimi kompanami i Montezumą. Oczekuję, że moja wizyta nie wywoła niepotrzebnych kontrowersji…
    - Oczywiście, panie. Tak, jak sobie życzysz.
    Pożegnali się i goniec ruszył w drogę powrotną. W wiosce Mexico czekali na niego Louis, Hanna i oczywiście Cichy Jaguar. Kiedy już dotarł, opowiedział dokładnie, co się stało. Wszyscy patrzyli na niego jak sparaliżowani. Hiszpan nagle poczuł się źle, zachwiał się na nogach i upadł na ziemię. Hanna bez zastanowienia podbiegła do chorego i podniosła go. Wraz z kuzynem zanieśli Louisa do namiotu miejscowego szamana. Starszy mężczyzna odparł im, że chory musi odpocząć i przyjmować wywar, który przywróci mu siły. Cichy Jaguar wraz z kuzynką udali się na naradę do wodza wioski. Wszyscy zebrali się nad wielkim ogniskiem pośrodku dżungli. Potężny Tur, bo tak nazywał się, zaczął obrady:
   - Na pewno każdy z nas wie o sytuacji w Tenochtitlan. Morderstwa, kradzieże, tyrania. Dlatego wyprawimy mu ucztę-pułapkę. Podamy mu zatrute wino, według planu Louisa, dawnego żołnierza u boku Quetzalcoatla. Wiem, że król przybędzie wraz ze swoją kompanią, w tym z Montezumą, naszym powiernikiem. A więc…
     Jego przemowę przerwał dyszący ze zmęczenia ojciec Hanny, wracający z polowania.
     - Panie, posłyszałem, że zamierzają natrzeć na naszą wioskę wraz z wojskiem i armatami ognistymi - mówiąc to, usiadł przy ogniu i odpoczywał.
     - A więc my też zbierzemy armię. Chcą wojny, to będą ją mieli. Za dziewięć księżyców będziemy gotowi. Generale, zbierz najsilniejszych wojowników i najlepszą broń - generał zasalutował wodzowi i od razu pobiegł w pobliże wioski. - A ty- tu wskazał na Cichego Jaguara - pomożesz nam. Wiesz, jaką bronią posługują się ci wojownicy. Jeśli sprawisz się dobrze, mianuję cię z dumą generałem.
      Chłopak był zaskoczony słowami Potężnego Tura. Jednak opamiętał się i zaczął rysować na piasku to, co zapamiętał z tamtego dnia. Wódz przyglądał się rysunkom z podziwem. W rysach jego twarzy było widać napięcie i niepokój, jednak po chwili oświadczył, że uda nam się i pomogą nam w tym sami bogowie. Mieszkańcy od razu pobiegli na wieczorne modły, ale chłopak był tak zmęczony, że położył się przed namiotem Louisa.
       Jego myśli pędziły jak stado bizonów. Z jednej strony wyobrażał sobie bycie generałem, ale bał się też, że fałszywe bóstwo odkryje, że pochodzi ze spalonego miasta i zabije go. Miał przed oczami to matkę, to zatrutego króla. W końcu zasnął.
       Obudziło go światło, które rozświetlało nocne niebo. Czy to słońce? Czy może asteroida?
Od razu pobiegł do śpiącego wodza. On, obudziwszy się odrzekł:
       - I po zgodzie -  odkaszlnął soczyście.
       Reszta tubylców, zaalarmowana przez Cichego Jaguara, poczęła zakopywać swoje wszystkie kosztowności, a armia chowała się po krzaczorach. Toteż i chłopak wziął swój łuk i wszedł na jedno z wyższych drzew. Gdy już był na górze napiął cięciwę i przygotował miejsce aby mieć łatwy dostęp do strzał. Wszystko już było gotowe.

       Wszyscy czekali…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz