piątek, 19 stycznia 2018

aztecki spisek


        Hanna chwyciła kuzyna za rękę i poprowadziła w stronę równikowego lasu. Powietrze było przepełnione wilgocią wschodzącego dnia. Rześkie powietrze dodawało chłopakowi sił, pomimo że całkiem niedawno stracił rodzinę. Wiedział już, że musi zniszczyć Quetzalcoatla i pomścić tysiące straconych żyć. Szedł równym krokiem za kuzynką ciesząc się, że pozostał mu jakiś krewny, tym bardziej, że Hania tak bardzo przypominała mu jego matkę.
         Zza bujnej roślinności ich oczom ukazała się niewielka, aztecka osada. W centrum wioski stał okazały totem, wokół którego rozchodziły się małe ziemianki. Ludność wioski bardzo zaintrygowała Zacka. Młody chłopak z uwagą przyglądał się codziennemu życiu osadników. Hanna jednak nie zwracała na to uwagi i szybko zaprowadziła kuzyna pod niewielką, skromną i starą chatkę na skraju wioski. Stare ściany porastał mech, a konstrukcja sprawiała wrażenie, że ma się zaraz zawalić.
Hanna energicznie zastukała w drzwi. Po chwili, w progu ukazał się zarośnięty, wysoki mężczyzna w średnim wieku.
-Witaj, Louis. To jest mój kuzyn, o którym ci wspominałam. - powiedziała dziewczyna, wskazując na Cichego Jaguara.
-Miło mi cię poznać. Zwą mnie Louis, jestem przyjacielem, nie bój się.
Zack, pomimo słów nieznajomego, nie czuł się komfortowo. Miał wrażenie, że jego duch opuścił jego ciało. Gdy przyjrzał się uważniej oczom Louisa, ujrzał w nich wielki strach i smutek. Nigdy nie widział tak intensywnych emocji w drugim człowieku, budziło to w nim zarówno ekscytację, jak i niepokój. Nieznośną ciszę przerwał donośny głos Louisa, który dobrze komponował się z jego potężnym ciałem.
- Pozwól, że opowiem ci trochę więcej o mnie.- odezwał się mężczyzna. - Przybyłem do waszego wspaniałego świata z odległej Portugalii. Tam przyjaźniłem się z Fernando Cortesem, którego wy znacie pod imieniem Quetzalcoatl. Długi czas budowaliśmy więź przyjaźni, która miała trwać po wieki. Wierz mi lub nie, ale ten człowiek nie jest waszym bóstwem. Oszukał was, tak jak na moje nieszczęście mnie. Gdy dopłynęliśmy do wybrzeży Nowego Świata, zrzucił maskę fałszywego przyjaciela, a wtem on i jego ludzie zostawili mnie na pastwę losu i odpłynęli dalej. Cudem odnaleźli mnie tubylcy, którzy mieszkali nieopodal. Gdyby nie oni, zginąłbym marnie w głodzie i chorobie. Poprzysiągłem więc zemstę. Jeśli zechcesz mi pomóc w wymierzeniu sprawiedliwości temu podłemu wężowi, zyskasz okazję, by pomścić swych tragicznie poległych przodków.
Słowa te poruszyły młodego Azteka, którym targały sprzeczne emocje. Po chwili odpowiedział:
- Dobrze, pomogę ci. Co więc zamierzasz? - zapytał nieśmiało Zack.
- Nie mamy szans w walce z nim i jego ludźmi, jedyną możliwością jest podstęp! - krzyknął Louis. - Otrujemy go przy kolacji!
           Zackowi błysnęło w oku z podekscytowania, po czym z narastającą energią zaczął mówić:
- Nieopodal rosną rośliny, z których wywar jest silną, ale wolno działającą trucizną, która zapewni mu powolną i bardzo bolesną śmierć.
-Doskonale! Wszak Hiszpanie lubują się w winach, toteż zaprosimy ich na biesiadę. Nieszczęśliwie dla nich, będzie to ich ostatnia biesiada w życiu. Wyślemy do niego poselstwo z tymi oto słowami:

Przepotężny Quetzalcoatlu, Gwiazdo Zaranna! Błagamy Cię, byś przybył ze swoim majestatem do naszej skromnej wioski, byśmy mogli złożyć Ci ofiary z jeńców, oddać bogactwa, mianować Panem i Władcą tych ziem i bezgranicznie oddać się Twej woli. Będziemy wyczekiwać Twego przybycia 10 księżyców.

                                                                             Mieszkańcy Wioski Mexico

          Kilka godzin później, zarówno trucizna, jak i zaproszenie były gotowe. Zaś dwójka mężczyzn wyczekiwała powrotu azteckiego wysłannika.
-Co o tym myślisz, młody wojowniku?- zapytał Louis.
-Na pewno się nabierze i w końcu zazna kary boskiej, za zdradę towarzysza, mord niewinnych ludzi i świętokradztwo!- orzekł pewnie Zack, spoglądając ukradkiem na kuzynkę, która kiwnęła w jego stronę porozumiewawczo.
        Cichy Jaguar poczuł, że zaiskrzyła w nim nadzieja, która rozpalała się z każdą minutą. Od dawna nie czuł się taki spokojny, a jednocześnie szczęśliwy. „Ktoś nade mną czuwa” - pomyślał. „Los się do mnie uśmiechnął. Nie zmarnuję tej okazji, pomszczę moich najbliższych, a potem z poczuciem spokoju udam się w zaświaty na spotkanie z nimi...”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz