wtorek, 26 grudnia 2017

Tajemnicze zdjęcie



Obudziliśmy się z niepokojem. Zaczęliśmy przeglądać rzeczy znajdujące się w torbie. Oprócz książki był tam zeszyt z notatkami. Pomiędzy kartkami znaleźliśmy zdjęcie fontanny, obok której stał nasz ojciec z pewnym mężczyzną, który miał czarne krótkie włosy i długi zarost. Był on wysoki, szczupły oraz miał piwny kolor oczu. Pod zdjęciem zauważyłam numer telefonu i od razu powiedziałam to bratu.
Ten zorientował się, że nie jest to numer naszego taty, więc stwierdziliśmy, że będzie on należał do tego tajemniczego mężczyzny. Spytałam Armina co teraz. Błyskawicznie wyciągnął telefon z kieszeni i wyglądało to tak, jakby chciał zadzwonić. Niestety telefon był rozładowany. Chcąc się rozejrzeć, czy w domu nie ma ładowarki, potknęłam się o torbę, którą dał nam Izaak. Z torby wypadł telefon. Rzeczywiście miał on rację, mówiąc, że w torbie mamy rzeczy, które się nam przydadzą. Jak zwykle mój brat zaczął działać. Chwycił telefon do ręki i wpisał numer. Po chwili odłożył słuchawkę.

- Czy ktoś odebrał? Słyszałeś coś?- szybko zadawałam pytania

- Nikt nie odebrał, ale pokazał mi się na ekranie adres. Podejrzewam, że tam może mieszkać ten pan - odpowiedział Armin.

- Co z tym robimy? A jeśli się okaże, że on jest groźny lub to on zabił naszego ojca? Niczego nie wiemy! Przeczytajmy coś jeszcze w notatniku! - powiedziałam.

- Nie martw się. Odszukamy tego mężczyznę i dowiemy się wszystkiego co dobre i nawet złe - odrzekł z pewnością.

Wiedząc, że Armin nie zajrzy do notatnika, sama to zrobiłam. Nie potrafiłam znaleźć, jak nazywa się ten mężczyzna i kim jest. Wzięłam zdjęcie do ręki. Chciałam sobie przypomnieć tatę. Obróciłam zdjęcie na drugą stronę. Niewyraźnym pismem ktoś nakreślił tam imię mężczyzny. Jak ja mogłam na to nie wpaść! Powiedziałam to bratu z uśmiechem na twarzy. Nagle usłyszeliśmy głosy mieszkańców, którzy z kimś rozmawiali. Podejrzewaliśmy, że może to być tajna organizacja, o której mówił Izaak. Armin szybko włożył do torby notes, wziął ją do ręki, chwycił mnie i pociągnął w stronę okna. Na szczęście znajdowaliśmy się na parterze, więc mogliśmy swobodnie wyskoczyć. Zza muru wyłonił się mężczyzna. Był to Izaak, który kazał nam biec za sobą. Po chwili kluczenia uliczkami miasteczka zobaczyliśmy sporą przestrzeń z miejscem przypominającym pas startowy. W oddali stała maszyna gotowa do lotu. Wbiegliśmy z zaufaniem do samolotu. Gdy sytuacja się uspokoiła zaczęłam zadawać pytania.

- Przepraszam, Izaak? Co tu się dzieje? Co to byli za ludzie? Czy to była ta organizacja, która zabiła naszego ojca? - pytałam niecierpliwie z ciekawością.

- Moi drodzy, wasza reakcja była słuszna. Obawiałem się, że nie dacie rady uciec. Teraz wszystko wam powiem. Była to tajna organizacja, która miała do czynienia z waszym ojcem. Nie wiemy jeszcze jak, ale jakimś cudem znali waszą lokalizację – odparł Izaak.

- Kim jest ten mężczyzna, ten ze zdjęcia? - pytałam ciągle . - Armin, pokaż mu – dodałam.

- Atalia! Zamęczysz go pytaniami! - powiedział Armin ze śmiechem, ale ja nie ustępowałam. Izaak widział, że bardzo zależy mi na poznaniu tajemnicy sprzed lat.

- Spokojnie, wiem które zdjęcie. Kiedyś był to przyjaciel waszego ojca i mój. Ale ktoś go przekupił i zniknął, działając przeciwko nam - powiedział Izaak ze smutkiem.

- Był to wasz przyjaciel? Czemu wam to zrobił? - zapytałam zaskoczona.

- Tego nie wiem. Podajcie mi notes, który wam dałem - odrzekł znajomy taty.

Armin dał mu zeszyt. Izaak otworzył na pewnej stronie i pokazał nam hieroglify. Przedstawiały one owady. Spytałam, o co chodzi a on odpowiedział, że to znak który spotkamy na miejscu. Powiedział też, że za chwilę będziemy musieli wyskoczyć ze spadochronami na wielki obszar piasku, który było widać na dole. Niestety wyskoczyć mieliśmy tylko my, czyli ja i Armin. Strach ścisnął mnie za gardło, ale rozumiałam, że nie mamy innego wyjścia. Izaak wiedział, że tylko my możemy do końca odkryć tajemnicę.

Po skoku wylądowaliśmy na środku pustyni. Szliśmy przed siebie według wskazówek, które były podane w notatniku. Sto kroków na północ, potem pięćdziesiąt na wschód i osiemdziesiąt na północ. Było gorąco jak w ogniu. W połowie trasy zaznaliśmy zjawiska fatamorgany. Najpierw zobaczyliśmy tęczę, później tylko jakieś zwierzęta typu żółwie czy ryby. To nam uświadomiło, że mamy do czynienia z fatamorganą. Były to przecież zwierzęta morskie, które nie są możliwe do spotkania na pustyni. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy mało czasu. Organizacja pewnie nas ścigała. Nagle dotarliśmy do celu. Znów piramida. Weszliśmy do środka i snuliśmy się po korytarzach aż doszliśmy do wielkiej sali. Była tam spora waga. Szukaliśmy w notesie informacji, co zrobić, lecz nie umieliśmy jej wyszukać. Wyglądało na to, ze tata tego nie wiedział. Jak więc my mieliśmy sobie z tym poradzić? Co robić…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz