poniedziałek, 20 listopada 2017

Ruiny

Alojzy ocknął się. Otworzył oczy, nie zobaczył żadnej różnicy.
- Czy ja oślepłem? – pomyślał.
 Przysunął dłonie do twarzy.
- Chyba jednak nie. – Odetchnął z ulgą widząc delikatny zarys swoich rąk.
- No dobra, podsumujmy, co się stało… Annie została opętana przez jakiegoś egipskiego demona z mojej winy, następnie rzuciła mną o ścianę, a potem… Właśnie, co potem? Potem jest teraz.
Gdyby ktoś teraz patrzył na Alojzego, nie przyszłoby mu do głowy ,że jeszcze dwa dni temu był on lordem w hrabstwie Devon. Postać w masce stojąca pod ścianą uśmiechnęła się pod nosem. Alojzy tymczasem przeszedł do oceniania swojego stanu zdrowia.
- No dobra mam chyba wszystkie kończyny, bolą jak cholera, to znaczy, że są.
Poczuł bandaż owijający jego brzuch.
- Chyba jednak – kap - zrobiłem sobie coś – kap –  poważniejszego. – kap, kap, kap, jakiś dźwięk natarczywie próbował wedrzeć się do jego umysłu.
- Co to za dźwięk? – kap, kap.
Alojzy spróbował podnieść się na łokciu, ale sprawiło mu to taki ból, że zrezygnował. Zamiast tego ograniczył się do lekkiego podniesienia głowy
z poduszki.
- Właśnie! Poduszka, czyli leżę na łóżku – Błyskotliwie zauważył Alojzy. Spostrzegł kałużę wody na środku pokoju, do której regularnie wpadała kropla wody spadająca z sufitu kap, kap, kap.
- Witaj – powiedział głos znikąd – widzę, że już się obudziłeś.
Alojzy rozejrzał się wystraszony, dotąd sądził, że jest sam w pomieszczeniu.
- Kim jesteś? – Zapytał i wtedy oślepiło go światło jasne niczym gwiazda. Pochodziło z lampy naftowej trzymanej przez postać stojącą pod ścianą.
Człowiek (przynajmniej tak zakładał Alojzy) był średniego wzrostu miał na sobie kaftan z wyhaftowanym symbolem „L” na piersi. Na twarzy miał szyderczo uśmiechniętą maskę. .Pod pachą trzymał grubą książkę. Nosił mocno znoszone, eleganckie buty.
- Kim jesteś?
- Jestem hrabia Liewood. – przedstawiła się postać.
- Nie ma żadnego hrabiego Liewood’a – oburzył się Alojzy.
- A jednak tu stoję.
W tym momencie Alojzy wiedział, że ma do czynienia z wariatem.
- Nie jestem wariatem – powiedział hrabia Liewood.
Alojzego zatkało. Czyżby ten człowiek potrafił czytać w myślach?
- Nie czytam w twoich myślach, jesteś po prostu bardzo przewidywalny.
Alojzy postanowił nie drążyć tego tematu.
- Gdzie jesteśmy? – zapytał.
- W mojej wieży na południowym skraju hrabstwa Devon.
- Jesteś hrabią i nie masz własnego hrabstwa?
- Nie jestem hrabią w waszym rozumieniu.
- A w jakim?
- To nie jest istotne. Istotne jest teraz co tam się stało.
- Gdzie?
- W tej ruinie, która jeszcze niedawno była dworem rodziny Kim’ów
- Ruinie?! – wykrzyknął zszokowany Alojzy. – Jak to ruinie?!
- Właśnie cię o to pytam – odpowiedział lekko zniecierpliwiony Liewood.
Alojzy miał mętlik w głowie. Jego dom rodzinny? Dom, w którym się wychował,
w którym żył, w którym przeżył najlepsze chwile swojego życia, teraz przestał istnieć?
- Przestań rozpaczać nad swoim losem i spróbuj odpowiedzieć na moje pytanie. – przypomniał mu jego gospodarz.
Alojzy znów pomyślał, że ten człowiek czyta w myślach.
- Nie, nie czytam w myślach.
- Jak do tego doszło? Czyżby Annie pod postacią demona dokonała takich zniszczeń? Moja słodka Annie? Nie, to niemożliwe. Muszę śnić. Zaraz obudzę się w swoim łóżku i wszystko będzie dobrze. Wszystko, ale to wszystko wróci do normy. Nie będzie już ani zamaskowanego hrabiego, ani tego obskurnego pokoju, ani tym bardziej tej całej, chorej sytuacji… Teraz muszę się skupić na wydostaniu się stąd oraz na uratowaniu Annie, jeśli w ogóle można ją jeszcze uratować… Tylko od czego zacząć? – Alojzy całkowicie wyłączył się z rozmowy, zatapiając się w odmętach swoich myśli, starając się złożyć wszystko do kupy. Kap.
-Zacznijmy od gry. – wtrącił się w monolog myślowy Alojzego Liewood – Grywasz w kości? Proponuje ci układ, mianowicie jeśli uda ci się wyrzucić liczbę większą od mojej, to pomogę ci z tą niecodzienną sytuacją.
- Chcesz grać ze mną w kości? To jakiś głupi żart?
- Nie mam w zwyczaju żartować. To co?
Alojzy czuł się jakby spadał w przepaść, najpierw Annie zmieniła się w demona, potem dowiedział się, że jego dom został zniszczony, a teraz ten szalony człowiek chce grać z nim w kości.
-Zgadzam się, twoja sytuacja wydaje się bardzo dziwna, ale uwierz, że mogę ci pomóc jeżeli będziesz miał odrobinę szczęścia.
Alojzy westchnął. Kap. Co miał do stracenia?
- Do stracenia masz sporo, jeżeli wygram zrzucę cię z tej wieży. Nie mogę pozwolić, aby ktoś, komu nie pomagam, wiedział o moim istnieniu.
- A jeżeli nie zagram z tobą w kości?
- W takim wypadku już otwieram okno…
- Czyli nie mam wyboru…

Alojzy wziął do ręki kości i rzucił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz