Alojzy
ocknął się. Otworzył oczy, nie
zobaczył żadnej różnicy.
- Czy ja oślepłem? – pomyślał.
- Chyba jednak nie. – Odetchnął
z ulgą widząc delikatny zarys swoich rąk.
- No dobra, podsumujmy, co się
stało… Annie została opętana przez jakiegoś egipskiego demona z mojej winy,
następnie rzuciła mną o ścianę, a potem… Właśnie, co potem? Potem jest teraz.
Gdyby ktoś teraz patrzył na
Alojzego, nie przyszłoby mu do głowy ,że jeszcze dwa dni temu był on lordem w
hrabstwie Devon. Postać w masce
stojąca pod ścianą uśmiechnęła się pod nosem. Alojzy tymczasem przeszedł do
oceniania swojego stanu zdrowia.
- No dobra mam chyba wszystkie
kończyny, bolą jak cholera, to znaczy, że są.
Poczuł bandaż owijający jego brzuch.
- Chyba jednak – kap - zrobiłem sobie coś – kap –
poważniejszego. – kap, kap,
kap, jakiś dźwięk natarczywie próbował wedrzeć się do jego umysłu.
- Co to za dźwięk? – kap, kap.
Alojzy spróbował podnieść się na
łokciu, ale sprawiło mu to taki ból, że zrezygnował. Zamiast tego ograniczył
się do lekkiego podniesienia głowy
z poduszki.
z poduszki.
- Właśnie! Poduszka, czyli leżę
na łóżku – Błyskotliwie zauważył Alojzy. Spostrzegł kałużę wody na środku
pokoju, do której regularnie wpadała kropla wody spadająca z sufitu kap, kap, kap.
- Witaj – powiedział głos znikąd
– widzę, że już się obudziłeś.
Alojzy rozejrzał się
wystraszony, dotąd sądził, że jest sam w pomieszczeniu.
- Kim jesteś? – Zapytał i wtedy
oślepiło go światło jasne niczym gwiazda.
Pochodziło z lampy naftowej
trzymanej przez postać stojącą pod ścianą.
Człowiek
(przynajmniej tak zakładał Alojzy) był średniego wzrostu miał na sobie kaftan z
wyhaftowanym symbolem „L” na piersi.
Na twarzy miał szyderczo uśmiechniętą maskę. .Pod pachą trzymał grubą książkę. Nosił mocno znoszone,
eleganckie buty.
- Kim jesteś?
- Jestem hrabia Liewood. –
przedstawiła się postać.
- Nie ma żadnego hrabiego
Liewood’a – oburzył się Alojzy.
- A jednak tu stoję.
W tym momencie Alojzy wiedział,
że ma do czynienia z wariatem.
- Nie jestem wariatem –
powiedział hrabia Liewood.
Alojzego zatkało. Czyżby ten
człowiek potrafił czytać w myślach?
- Nie czytam w twoich myślach,
jesteś po prostu bardzo przewidywalny.
Alojzy postanowił nie drążyć
tego tematu.
- Gdzie jesteśmy? – zapytał.
- W mojej wieży na południowym skraju hrabstwa Devon.
- Jesteś hrabią i nie masz
własnego hrabstwa?
- Nie jestem hrabią w waszym
rozumieniu.
- A w jakim?
- To nie jest istotne. Istotne jest
teraz co tam się stało.
- Gdzie?
- W tej ruinie, która jeszcze
niedawno była dworem rodziny Kim’ów
- Ruinie?! – wykrzyknął
zszokowany Alojzy. – Jak to ruinie?!
- Właśnie cię o to pytam –
odpowiedział lekko zniecierpliwiony Liewood.
Alojzy miał mętlik w głowie.
Jego dom rodzinny? Dom, w którym się wychował,
w którym żył, w którym przeżył najlepsze chwile swojego życia, teraz przestał istnieć?
w którym żył, w którym przeżył najlepsze chwile swojego życia, teraz przestał istnieć?
- Przestań rozpaczać nad swoim
losem i spróbuj odpowiedzieć na moje pytanie. – przypomniał mu jego gospodarz.
Alojzy znów pomyślał, że ten
człowiek czyta w myślach.
- Nie, nie czytam w myślach.
- Jak do tego doszło? Czyżby
Annie pod postacią demona dokonała takich zniszczeń? Moja słodka Annie? Nie, to
niemożliwe. Muszę śnić. Zaraz obudzę się w swoim łóżku i wszystko będzie
dobrze. Wszystko, ale to wszystko wróci do normy. Nie będzie już ani zamaskowanego
hrabiego, ani tego obskurnego pokoju, ani tym bardziej tej całej, chorej
sytuacji… Teraz muszę się skupić na wydostaniu się stąd oraz na uratowaniu
Annie, jeśli w ogóle można ją jeszcze uratować… Tylko od czego zacząć? – Alojzy
całkowicie wyłączył się z rozmowy, zatapiając się w odmętach swoich myśli,
starając się złożyć wszystko do kupy. Kap.
-Zacznijmy od gry. – wtrącił się
w monolog myślowy Alojzego Liewood – Grywasz w kości? Proponuje ci układ, mianowicie jeśli uda ci się wyrzucić liczbę
większą od mojej, to pomogę ci z tą niecodzienną sytuacją.
- Chcesz grać ze mną w kości? To
jakiś głupi żart?
- Nie mam w zwyczaju żartować.
To co?
Alojzy czuł się jakby spadał w przepaść, najpierw Annie
zmieniła się w demona, potem dowiedział się, że jego dom został zniszczony, a
teraz ten szalony człowiek chce grać z nim w kości.
-Zgadzam się, twoja sytuacja
wydaje się bardzo dziwna, ale uwierz, że mogę ci pomóc jeżeli będziesz miał
odrobinę szczęścia.
Alojzy westchnął. Kap. Co miał do stracenia?
- Do stracenia masz sporo, jeżeli
wygram zrzucę cię z tej wieży. Nie mogę pozwolić, aby ktoś, komu nie pomagam,
wiedział o moim istnieniu.
- A jeżeli nie zagram z tobą w
kości?
- W takim wypadku już otwieram
okno…
- Czyli nie mam wyboru…
Alojzy
wziął do ręki kości i rzucił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz