- Szukałem Cię. Wciąż mi nie odpowiedziałeś…
- Tak, tak, zgadzam się, tylko proszę, wyciągnij mnie z tej
dziury!- William przestał ukrywać, że wydarzenia z ostatnich pięciu minut
wytrąciły go z równowagi. - Myślę, że lepiej myśli mi się na świeżym powietrzu.
Cały czas intrygowało go źródło płaczu i dziwnego śmiechu,
który jeszcze brzmiał mu w uszach.
- Chodźmy – mruknął Zefir z nieco poirytowanym wyrazem
twarzy.
Lekceważącym gestem ręki pokazał mu drogę przez korytarz
tonący w egipskich ciemnościach.
- Mhm – William wymamrotał coś pod nosem, wyraźnie
zawstydzony tym, że to właśnie jego nowy asystent, a nie on sam, mógł zabłysnąć
w tak trudnej sytuacji. Po chwili znajdowali się już w tylnej części muzeum. To właśnie stąd
został skradziony odłamek piramidy.
„Czy to możliwe, że złodziej użył tunelu, aby dokonać
kradzieży ?” - pomyślał detektyw.
Z zamyślenia wyrwał go dość niski człowiek w granatowym ubraniu.
Po jego wyglądzie można było wnioskować, że jest jednym z pracowników muzeum.
Zdenerwowany, biegał po rozległej sali z niezmiernie wysokim sufitem, co
chwila pytając o coś strażników i ochroniarzy.
- Dzień dobry- w nerwowym geście powitania wyciągnął rękę do
detektywa.
- Witam – odparł chłodno William.
Przyjrzał się mu uważnie. Niski, łysawy 40-latek połyskujący
zielonymi szkłami okularów. Na identyfikatorze widniał napis „Liam Stone”.
Mężczyzna ten musiał być dość zamożny- wskazywała na to marka garnituru, który
Liam miał na sobie.
- Kiedy będę mógł zacząć śledztwo?- spytał rzeczowo William.
- Kiedy tylko panu pasuje! Może być nawet już teraz. Chcemy
jak najszybciej wyjść z tego przeklętego miejsca…
- Dobrze, jeśli panu tak bardzo zależy, zaraz obejrzę
miejsce. Najpierw jednak chciałbym zadać panu kilka pytań - detektyw spojrzał
na Stone’a uważnie. Świdrujące spojrzenie jego bladoniebieskich oczu potrafiło
przeniknąć do najskrytszych zakamarków sumienia delikwenta i powrócić stamtąd z
bagażem zaskakujących informacji.- Kto był w sali wtedy, gdy doszło do
kradzieży?
Liam podrapał się po łysej głowie.
- Muzeum było już dawno zamknięte, w sali zostało tylko dwóch
strażników i sprzątaczka. Około godziny 20:15, tak mówił jeden ze strażników, w
całej sali zgasło światło. Strażnik Baily włączył latarkę i obudził przysypiającego
kolegę. Gdy snop światła padł na postać włamywacza, ten zaczął… no właśnie…
strzelać? Nikt nie wiedział, co to była za broń.
- Czy mógłbym porozmawiać z tym Bailym? - przerwał William.
-Yyy, obawiam się, że to niemożliwe. Wszyscy świadkowie
kradzieży przebywają w stanie krytycznym w szpitalu.- Tu Liam Stone zawiesił
głos- Skąd ja mam te informacje? Strażnicy powiedzieli mi z trudem o tym, co
zaszło, gdy wiozłem ich na pogotowie- dodał szybko.
W odpowiedzi William westchnął.
- Cóż, to my już panu detektywowi nie przeszkadzamy. Myślę,
że możemy opuścić salę- Liam Stone spojrzał znacząco na pracowników, a gdy ci
zaczęli w popłochu wychodzić, pożegnał się i sam poszedł w ich ślady.
Zefir i William rozejrzeli się po sali.
- Siedź tu cały czas i niczego nie dotykaj. To poważna
sprawa, ja się tym zajmę- powiedział wyniośle detektyw.
Zefir przewrócił oczami, ale posłusznie udał się na wskazane
mu miejsce. William tymczasem obszedł powoli salę, dokładnie oglądając każdy
jej kąt. Gablota, niegdyś przechowująca zabytek stała w rogu sali zbita w
drobny mak. Na obrazku obok widać było zdjęcie fragmentu ze szczegółowym
opisem, skąd pochodzi. William spodziewał się wielkiej ściany, tablicy czy
posągu, lecz zamiast tego fragmentem piramidy okazała się być mała cegiełka! Czytał
opis zdjęcia dalej. Podobno obrazki zdobiące fragment miały układać się w
szyfr, ten zaś wskazywać miał drogę do skarbu. William pokiwał zaintrygowany
głową i zapisał coś w swoim dzienniku. Głośno stukając obcasami skórzanych
butów, przeszedł na drugi koniec sali, zostawiając Zefira samego przy
zbitej gablocie. Teraz dokładnie
studiował każdy fragment drzwi wejściowych, przez które rzekomo miał wtargnąć
złodziej. Wtem usłyszał krzyk Zefira.
- Sir! Szefie! Panie Harrison!- Zefir wyglądał na przejętego.
- Ach przestań tak krzyczeć, już idę…
- Nie chciałem panu przeszkadzać, ale musi pan być trochę
uważniejszy, bo nawet z fotela dostrzegłem to- z nutką tryumfu w głosie wskazał
na świstek papieru zatknięty o część gabloty.
- Hmm, masz rację- przyznał z niechęcią William.
Delikatnie wyjął małą karteczkę i zaczął głośno czytać.
Lepiej trzymaj się z daleka, bo
inaczej wylądujecie na szpitalnym oddziale
obok tamtych frajerów. To nie przelewki…
To
poważna gra o zwycięstwo.
Gra o
życie. Tak, Harrison,
tylko
jeden z nas wyjdzie z tego żywy.
Dobrze ci radzę, poddaj się i nie krzyżuj
mi
planów. Od razu mówię, że posunę się
do
wszystkiego, by to zdobyć.
Żegnaj lub do zobaczenia.
- wszystko zależy od Ciebie
Spadochroniarz.
- Wszystko zależy od Ciebie...- powtórzył wolno detektyw
William Harrison.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz