środa, 18 października 2017

W Świątyni Światła


Wychodząc ze Świątyni Księżyca, usłyszałem ciche szmery. Nie zwlekając ani chwili, postanowiłem je sprawdzić. Wyciągnąłem łuk, napiąłem cięciwę i ostrożnym krokiem zbliżałem się do miejsca, skąd dochodziły tajemnicze odgłosy. 


Moim oczom ukazał się przywiązany do drzewa śnieżnej maści koń. Spojrzałem na niego. Miał czarną, długą grzywę i błękitne oczy. Przystawał z nogi na nogę, lecz gdy usłyszał moje kroki, uspokoił się i bacznie obserwował okolicę. Nasze spojrzenia spotkały się. Patrzył na mnie pewnym siebie wzrokiem. Postanowiłem podejść bliżej do zwierzęcia, koń zaczął nerwowo się poruszać. Odłożyłem broń. Wierzchowiec uspokoił się. Niepewnym ruchem położyłem dłoń na jego grzbiecie. Zwierzę nie zwróciło na to uwagi. Jego sierść była bardzo zadbana i miła w dotyku. Odczekałem chwilę i odciąłem sznur. Zabrałem łuk i pewnym skokiem dosiadłem konia. Wyciągnąłem jedną z map, na której widniała droga prowadząca do celu - Świątyni Światła. Wyruszyłem w podróż.
Po kilku dniach znalazłem się po drugiej stronie Kanionu Westa, przede mną aż po horyzont rozciągała się pustynia. Schodząc z wzniesienia, omijając kamienie, czułem tylko determinację, mając przed oczyma obraz umierającej rodziny… Wszędzie leżały ciała. Nikt już nie wiedział, kto jest wrogiem. Szał zabijania ogarnął wszystkich, tak jakby coś nimi kierowało... . Pragnąłem zemsty.
            Moje przemyślenia przerwał przenikliwy pisk. Jakieś wołanie? Płacz? Dostrzegłem szybko poruszającą się postać. Postanowiłem pobiec za nią. Niestety, nie udało mi się jej dogonić. Była zbyt szybka. W oddali stała wspaniała świątynia. Nareszcie! Jednak radość moja była krótka. Wokół niej znajdował się głęboki wąwóz Barranca del Cobre porośnięty kolczastymi krzewami. Czekała mnie trudna przeprawa. Nagle straciłem grunt pod nogami. Przeklęty kamień! Teraz czułem tylko podmuch powietrza, spadałem. Przy zetknięciu z ziemią mój bark przeszył ogromny ból. Z trudem podniosłem się. Kiedy rozglądałem się dokoła, zobaczyłem ogromne, nieregularne głazy. Czy to…? Tak! Znalazłem przejście! Czy właściwe? Może na mapie będzie podpowiedź?
Według wskazówek zejście znajdowało się za posągiem bogini Toci. Dotknąłem lewą ręką jej prawej stopy, monument przesunął się w bok, ukazując schody. Kierując się w dół, zastanawiałem się, dokąd mnie zaprowadzą.
Po pewnym czasie oślepiło mnie światło i byłem przekonany, że jestem blisko celu. Zgodnie z mapą, świątyni strzegli magowie. Miałem nadzieję, że opowiadając im historię o wypędzeniu najeźdźców i uratowaniu mieszkańców Tenochtitlán, wejdę do środka.
- Czego chcesz, przybyszu!?- zaskoczył mnie tubalny głos. Blask pochodni sprawił, że nic nie dostrzegałem. Sparaliżowany strachem nie potrafiłem się poruszyć ani wydusić z siebie żadnego słowa. Po chwili już wiedziałem…. Stałem przed obliczem wyznawcy Nahui Quiahuitl. Mag sprawiał groźne wrażenie. 
- Wtargnąłeś na ziemie święte! Narażasz się na niebezpieczeństwo!
- Pozwól mi wyjaśnić… Nie mam złych zamiarów.  Zwą mnie Cichy Jaguar. Przybywam z Tenochtitlán zawładniętego przez Quetzalcoata. Okazał się on tyranem. Niemal wszyscy jego przeciwnicy zginęli… Ocalało niewielu, w tym ja… Szukam pomocy
- Czegóż oczekujesz od nas, strażników Świątyni Światła? Nie mamy władzy nad bóstwem…
- Jedynie wy możecie mi pomóc. Jak głosi legenda, w Świątyni Światła znajduje się skarb, który może przynieść wolność mojemu miastu. To wy, magowie, jesteście jego strażnikami…
-  Skąd możemy być pewni, że mówisz prawdę? Czy masz jakiś dowód?
- W Świątyni Księżyca, z której przybywam, znalazłem tajemniczą skrzynkę. W niej ukryta była księga.. Oto ona…
Mój rozmówca wziął ją w swoje dłonie  i uważnie zaczął przeglądać. Jego kamienna twarz nie zdradzała żadnych emocji… Z niecierpliwością czekałem na decyzję. Miałem nadzieję, że mi uwierzy…
Po chwili mag skończył i rzekł:
-  Teraz ci wierzę, ale sam nie jestem w stanie ci pomóc. Chodź ze mną.
Ruszyłem bez zastanowienia, ufając, że mi pomoże. Prowadził mnie ciemnymi korytarzami, co jakiś czas mijaliśmy płonące pochodnie. Dzięki nim mogłem dostrzec niezrozumiałe dla mnie znaki na ścianach. W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym dwie ogromne kolumny, a przed nimi stali strażnicy. Jeden z nich, po krótkiej rozmowie z moim przewodnikiem, pociągnął dźwignię schowaną za filarem. Otworzyło się ogromne wejście do komnaty. W niej zgromadzeni byli pozostali magowie.
- Czekaliśmy na ciebie - zwrócił się do mnie najwyższy z mężczyzn.
- Oto klucz do tajemnego pomieszczenia, w którym znajdziesz to, czego szukasz.
Magowie rozstąpili się, ukazując olbrzymie drzwi. Już wiedziałem, dokąd mam się kierować. Z trudem je pchnąłem.
- Jestem w skarbcu- pomyślałem. Na znajdującym się w jego centralnej części  ołtarzu dostrzegłem zwinięty pergamin.
- Oto rozwiązanie moich problemów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz