-Owce w Egipcie?- Alojzy mruknął sam do
siebie uśmiechając się mimowolnie.- To był naprawdę dziwny sen... Lubił
wspominać podróż do Egiptu- tu, pośród angielskich lordów, nie było to
codziennością. Często opowiadał o niej swoim przyjaciołom, na wykwintnych
podwieczorkach w hrabstwie Devon. Znajdowało się ono w Kornwalii, części
Wielkiej Brytanii. Słynęło z licznych moczarów i wielkiej puszczy położonej w
jego centrum.
I właśnie na jej skraju stała mroczna i rozległa willa
Kim'ów. Tymczasem lord
Alojzy przywdział swój elegancki strój i stanął w progu kuchni, wpatrując się z
zatroskanym wzrokiem w Annie. Jej delikatne rysy zasłaniał ciemny kosmyk
włosów, osuwając się niesfornie na zmarszczone czółko. Alojzy nerwowo ścisnął
mały pakunek. Był to skrabeusz ze snu. On również pochodził z Egiptu.
Mężczyzna, przechodząc koło starej świątyni, zauważył błyszczący przedmiot,
lekko zakopany w złocistym piasku Sahary. Poniósł łańcuszek ze skarabeuszem. Od
szmaragdowych kamieni odbijały się promienie słońca. Alojzy nie zastanawiając się
dłużej, schował medalion do kieszeni. Tak samo teraz stał, wpatrując się w
oblicze ukochanej. Podszedł nieśmiało, spoglądając w jej brązowe oczy.
-Annie, to dla Ciebie- powiedział cicho,
zakładając jej medalion na szyję.
-Ach, jaki piękny! - ujęła go w swoją
drobną rękę.- Dziękuję.
-Proszę, zatrzymaj go. Niech będzie
znakiem naszej miłości.
Medalion dziwnie drgnął. Annie lekko
pobladła, ale nic nie odpowiedziała.
-Annie, co się dzieje?!- chwycił ją mocno
za rękę. Kobieta stała nieruchomo ze wzrokiem wbitym tempo w ścianę. -Ann, mów!
-Myślę... Myślę, że chyba źle się czuję-
wyszeptała. Biegiem rzuciła się w stronę pokoju i zanim Alojzy zdążył się
zorientować, zamknęła się na klucz. Z wnętrza pokoju dobiegły ciche
jęki. Alojzy, przerażony, zaczął walić pięściami w drzwi.
-Otwieraj!- krzyczał, lecz w odpowiedzi
usłyszał tylko przeciągłe mruczenia. Z niepokojem odskoczył od drzwi. Taki
dźwięk mogło wydać zwierzę, potwór lub dorosły mężczyzna, ale na pewno nie jego
drobna, spokojna i zawsze opanowana narzeczona.
- Co się dzieje!?- krzyknął, sam nie
wiedząc, czy słowa te kieruje do siebie, czy Annie. Oddalił się na bezpieczną
odległość od pokoju narzeczonej. Wszedł do jadalni i zaczął, swoim zwyczajem,
chodzić po niej, szukając logicznego wyjścia z sytuacji. Starożytny Egipt,
medalion, skarabeusz, aż wreszcie przerażające zachowanie jego ukochanej.
George! Ten stary maniak na pewno coś wymyśli!
Z rozmyślań wyrwało go skrzypienie starych drzwi. Alojzy z niepokojem
zerknął na korytarz. Annie, opierając się o framugę, spojrzała na niego ze
zdziwieniem. Cała blada chwiejnym krokiem przeszła pięć metrów i chwyciła go za
rękę.
- Ann, połóż się natychmiast do łóżka.
Każ Bethy zaparzyć ciepłą herbatę i nie opuszczać cię ani na krok. Ja jadę do
Georga- powiedział przejęty Alojzy.
- Do kogo?- spytała ze zdziwieniem.
- To ten archeolog, kolekcjoner i Bóg wie,
co jeszcze. On na pewno wyjaśni tę dziwną sprawę. A, i jeszcze jedno- zdjął z
szyi Annie naszyjnik- teraz będzie bezpieczniej.
Już po piętnastu minutach, w szalonym
galopie, mijał drzewa kornwalijskiej puszczy. Gdy dojechał pod wskazany adres,
lekko się zdziwił. Zamiast wielkiego domostwa ujrzał małą chatkę. Drzwi
były zamknięte. Zanim dotknął zardzewiałej kołatki, zza drzwi wychynęła
najpierw siwa czupryna, a potem cała reszta archeologa. Weszli do środka. Przywitali
się, po czym Lord Alojzy opowiedział mu swoją historię. Archeolog nic nie
odpowiedział, tylko wyciągnął starą, zakurzoną książkę z regału. Im dłużej czytał,
tym był coraz bardziej przerażony. Spojrzał na niego spod grubych szkieł
okularów.
-Coś ty zrobi?- powiedział, wolno
wymawiając każdą sylabę.- Naruszyłeś spokój bogini. Spokój zaginionej legendy.
Królowej demonów. Spokój Rin.
Alojzy pobladł.
-"Jednak tylko naszyjnik ma w sobie
Jej moc. Ten, kto go nosi, oddaje jej pół serca. Nie jest sobą. Część jego
duszy opanowuje Ona. Demony i ciemność. Blask jej białych oczu zasłania
codzienność. Nawet, gdy medalion zostanie zdjęty, pół serca zajmuje ciemna moc.
Jak się uratować? Stawić czoła Rin? Nie da rady. Zło coraz bardziej zajmuje
duszę... Za dnia- człowiek. Nocą- Rin w jej Wcieleniu. Niszczy człowieka.
Pomogą tylko wiadomości Wcielenia."
Zapadła dłuższa chwila milczenia. George
westchnął.
- Kim jest wcielenie?- wydukał Alojzy.
- W starożytnym Egipcie każdy bóg
utożsamiał się z jakimś zwierzęciem. Po Rin można się spodziewać głowy kota..-
George potarł pyrkowaty nos.
- Jak mam to rozumieć?
- Annie za dnia będzie sobą. W nocy
jednak będzie wydawało jej się, że śpi, jednak będzie się budziła druga połowa
jej duszy- ta ciemna, opętana przez egipskie demony. Pamiętaj- Rin ma ciało
kobiety, a głowę kota. Ale nic nie jest pewne- to tylko legendy. Wcielenie
to... Kot. Ma ci dawać jakieś wskazówki. Tego nie da się zrozumieć. Tego trzeba
się domyślać.
- Dziękuję George, będę już jechał -
Alojzy był bardzo zdenerwowany- Martwię się o nią.
- I niestety... Zdjęcie medalionu w
niczym nie pomoże. Ona JUŻ jest owładnięta przez moc Rin.
- To straszne- krzyknął Lord, wsiadając
na konia- Bywaj, George!
Ruszył w kierunku Hrabstwa Devon jeszcze
szybszym tempem, niż trzydzieści minut temu. Gdy wszedł do willi, pierwszą
rzeczą, którą usłyszał, było łkanie służki Bethy. Kobiecina cała drżała
i ręką wskazywała na wpółotwarte drzwi pokoju. Alojzy szybkim spojrzeniem
obrzucił ściany domu. Były całe odrapane, jakby od... kocich pazurów. Szybkim
krokiem przemierzył korytarz i ostrożnie wszedł do pokoju. Meble, poprzewracane
po całej izbie, wyglądały równie przerażająco, jak naderwana zasłona. Tylko
jeden mebel stał odwrócony tyłem do Alojzego. Było to krzesło. Zza eleganckiego
oparcia wystawało dwoje kocich uszu. Annie, a raczej Annie transformująca się w
Rin zaśmiała się szyderczo. Wstała i stanęła naprzeciwko narzeczonego.
Spojrzała mu prosto w oczy. Jej były inne- białe.
-Ann, kochanie, co ci jest?!
Zanim doczekał się odpowiedzi, Annie z
nadludzką siłą cisnęła nim o ścianę. Zapadła ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz