niedziela, 15 października 2017

Gospoda

W pudełku znajdowała się mapa oraz kluczyk podobny do tego, który znalazł Marek na drzewie tego samego dnia. Niewiele zastanawiając się, włożył mapę i klucz do szkatułki i zamknął ją z powrotem. Postanowił, że zapamięta to miejsce i postara się sprawdzić, czy nie przydadzą m się te przedmioty. Wstał i ruszył w drogę powrotną do chatki.

Było tam bardzo cicho. Najprawdopodobniej mężczyzna w kożuchu spał w pokoju obok wejścia. Chłopak był zmęczony, ale szczęśliwy. Nie mógł doczekać się nagrody.
- Lol, może to będzie coś, o czym zawsze marzyłem! - rozmyślał Marek.
Zmęczenie coraz mocniej dawało się we znaki. Położył się na twardym łóżku w przedsionku. Mimo braku wygód czuł, że jego ciało rozluźnia się i zaczyna odpoczywać. Czuł, że oczy robią się cięższe, a całe ciało zlewa się w jedno z łóżkiem. Jak zwykle przed snem wyjął z kieszeni spinnera. palce same trafiły na wyrobione od używania miejsca. Kręcił nim, dopóki jego oczy się zamknęły. Dokoła było spokojnie i cicho, słyszał jeszcze przez chwile swój odech i bicie serca. Spinner szumiał miarowo. wybijał jakiś ledwie wyczuwalny rytm, który stopniowo zwalniał i oddalał się.

I nagle trzask zapalających się pochodni...Z ciemności wyrwało go delikatne światło w półmroku. Przez uchylone powieki próbował zlokalizować, gdzie jest. Marek uświadomił sobie, że znajduje się w sześcianie z kamienia. Dookoła szare powierzchnie. Dostrzegł jednak wyjście, była to zwykła ściana, sięgająca jednej trzeciej wysokości pomieszczenia. Poderwał się. Bez namysłu pchnął ją z całej siły. Kamień odsunął się i runął razem z Markiem. Nagle było bardzo jasno i mokro, Marek musiał puścić kamienny blok, bo ciągnął go pod wodę. Odbił się od czegoś i wynurzył głowę, przyglądając się rzece zielonej wody. Chłopak czym prędzej wypłynął na powierzchnię, stanął na brzegu i ściągnął ubrania. Zęby szczękały mu z zimna, jednak rozglądał się nieustannie - zaintrygowało go nowe miejsce.
- Gdzie...Ja...Jestem? - wydukał Marek, będąc pod wrażeniem wyglądu tajemniczego miejsca.

Była to ogromna polana, otoczona pagórkami ze skał wapiennych, zalana promieniami słonca. Na środku łąki stał dość duży, drewniany dworek. Nie był zbyt widoczny z tej odległości.
- Chyba powinienem pójść tam i dowiedzieć się, co tu jest grane…- zaintrygowany i zziębnięty Marek bez zastanowienia ruszył w drogę.

Szybko pokonywał odległość.Pierwszy, drugi, piąty kilometr. Szedł, ale i tak nie zbliżył się do dworku. Ze zmęczenia pochylił się, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Ze zdziwieniem zauważył na szyi ten sam klucz, który znajdował się w szkatułce. Dla pewności złapał go w dłoń i zacisnął palce, by sprawdzić, czy istnieje rzeczywiście.
- Czy naprawdę spinnery powodują takie pokręcone sny?- zapytał sam siebie, westchnął i ruszył w drogę.
Przeszedł około półtorej kilometra i w końcu znalazł się tuż przed chatą. Nad gankiem widniał napis, który Marek przeczytał na głos:

     GOSPODA u BACKA
- Nareszcie będę mógł się czegoś napić! - ucieszył się Marek.
Wszedł do środka i spostrzegł około 16 mężczyzn. Siedzieli przy wielkich stołach ustawionych w podkowę i pili piwo w kuflach, co chwilę śmiejąc się.  Marek stał chwilę tuż przy drzwiach, rozglądając się, po czym przesunął się w cień i próbował zebrać jak najwięcej danych o miejscu. Wtedy jeden z mężczyzn, siedzący tyłem do chłopaka zaczął opowiadać historię.
Znacie Karola, prawda? Wiecie, że niedawno wyjechał stąd do pracy. Jego podróż skończyła się wcześniej, niż planował. W pociągu poznał kobietę, która zaproponowała mu pracę. Taką, która pozwala się szybko dorobić. Chwalił się tym Ravenowi, który spotkał go w czasie podróży. Pokazywał mu też klucz, który miał przewieźć z jednego miejsca w drugie i pytał, czy nie chce też takiej fuchy. Raven miał inne plany i mu podziękował za propozycję. A po dziesięciu minutach znalazł Karola w toalecie. Zaduszonego sznurkiem, na którym wisiał przed chwilą ten klucz. Śliska sprawa, mówię wam, śliska sprawa...

Marek nawet nie drgnął na wspomnienie tajemniczego klucza. tylko podszedł do lady, przy której stał pewien gruby i wysoki mężczyzna. Nosił ten sam kożuch, co właściciel stada owiec. Chłopak zamówił kufel zimnej lemoniady. Spragniony, wziął ogromny łyk napoju. Zauważył jednak po chwili, że nie ma przy sobie żadnych pieniędzy. Dziwny mężczyzna, widząc zmieszanie Marka, powiedział ochrypłym głosem:
- Zgoda, nie musisz płacić. Pij na zdrowie.
- Yyy, dziękuję - chłopaka stać było tylko na krzywy uśmiech. - Mam tylko jedno pytanie: Co tu jest grane?

Mężczyzna uśmiechnął się i odpowiedział:
- Niedługo się dowiesz…- i zaśmiał się szyderczo.
Dziwne. Nagle zaczęło się robić ciemno. Marek zorientował się, że zapada się pod nim podłoga. Spanikował i zamknął oczy, a palce znów zacisnął na kluczu. Po paru sekundach spadał w czarną pustkę. Otworzył oczy, ale nic nie był w stanie zobaczyć. Z oddali słychać było zdanie ,,Dobra praca zostanie nagrodzona”. Marek krzyczał ile sił w płucach. Wydawało mu się, że leci przerażająco długo.. próbowała chwycić czegokolwiek dookoła siebie. Nagle upadł. Znów leżał na swoim łóżku. Podniósł się i zapalił lampkę.

-To był sen. Bardzo dziwny sen. Może poprowadzi mnie do rozwiązania zagadki klucza.- wyszeptał chłopak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz