Jeśli ktoś rzuci hasło “Egipt”, to pewnie pierwsze, co
przyjdzie wam do głowy to rozległe pustynie i ogólna pustka. Ale to nie do końca
prawda. W końcu mamy już XXI wiek! Razem z Arminem wsiadamy do metra i przejeżdżamy
pod wszystkimi budynkami miasta. Nie robi na nas wrażenia to, że nad nami jest
wielkie Cairo Tower. Robimy to codziennie.
Mijamy Orabi i
w końcu docieramy do El-Margu. Wychodzimy z dusznego podziemia i przeciskamy się
wśród tłumu. Kurczowo ściskam w kieszeni klucz.
Nie możemy go teraz stracić, a w Kairze roi się od kieszonkowców. Nawet na
obrzeżach. Obracam się i zerkam na Armina. Bezgłośnie porusza ustami.
“Szybciej”. Nie ma to jak czułe słowa brata.
Wreszcie
wydostaliśmy się z miasta. Możemy zaczerpnąć powietrza. Jest duszno jak
cholera. Chociaż jest jesień. Nie odzywając się do siebie podążamy dobrze już
nam znaną drogą. Odkryliśmy ją parę dni po naszym przyjeździe do Kairu. Mieliśmy
wtedy po dwanaście lat. Rodzice niezbyt dbali o nasze bezpieczeństwo, dlatego
mogliśmy robić, co chcieliśmy. Uwielbialiśmy to miejsce. Chodzili tędy tylko
pasterze, gdy wyprowadzali owce. Wszędzie
wokół nas słychać było beczenie. Zupełnie nam to nie przeszkadzało. Woleliśmy
je od ciszy, bo nie mogliśmy wtedy usłyszeć naszych myśli. Dziwnym sposobem nas
to uspokajało.
Zeszliśmy w dół zbocza. Wyrosła przed nami znajoma piramida. Właściwie, to bardziej
piramidka. Była mniej więcej tak wysoka, jak my. Tuż przy ziemi oplatał ją
szeroki pas zdobiony hieroglifami. To dzięki nim dowiedzieliśmy się, gdzie znajduje
się klucz. Ale o tym opowiem wam, kiedy indziej.
Upewniliśmy się tylko, że nikt nas nie śledzi
i podałam Arminowi klucz. Gwałtownie go przekręcił. W sumie ten klucz też
trudno było nazwać ‘kluczem’. Był to raczej gruby, metalowy patyk. Nie miał
nawet uchwytu. Zresztą, dziurka od
klucza też była dosyć prosta. Gdy Armin przekręcił go do końca, drzwiczki
zapadły się pod ziemię.
- Atalia!
Nie zdążyłam
się nawet zorientować, a Armin już mnie odepchnął. Przyjął na siebie cegłę,
która właśnie na mnie leciała. Gdyby nie on, już straciłabym przytomność.
- Armin, nic ci się nie stało?! - krzyknęłam do
niego, podnosząc się z piasku.
On otrzepał
tylko ramię, na które spadł kamień, jak zwykle wszystko bagatelizując. Uśmiechnął
się do mnie i podał mi rękę. Jest denerwujący, ale muszę przyznać, że warto mieć
bliźniaka.
Od najmłodszych lat
wyglądaliśmy tak samo - ciemne, proste włosy opadające na ramiona, zaskakująco
duży nos i śnieżnobiałe zęby. Gdy chcieliśmy, mogliśmy zamieniać się rolami,
nikt nie mógł nas odróżnić. Dopiero później, gdy stawaliśmy się starsi, widać
było, że ja niewątpliwie jestem dziewczyną. Zapuściłam włosy, które teraz
sięgały mi do pasa. Podobno też wypiękniałam, ale mój nos nadal pozostał
zaskakująco duży.
W końcu wczołgaliśmy
się do środka. Drzwiczki sięgały nam tylko do kolan, więc musieliśmy się położyć,
ale w środku było dziwnie przestronnie. Choć ciemno. Dopiero, gdy Armin wyjął z
torby latarkę, mogłam zobaczyć, co
znajduje się wokół. Na prawo i lewo oraz na wprost ciągnęły się długie
korytarze bogato zdobione hieroglifami i złotem, które odbijało światło
latarki. Wszystkie ściany zdawały się same świecić.
Było to zdecydowanie najpiękniejsze, co w życiu widziałam. Marzyłam tylko o
tym, żeby zatrzymać czas w tym miejscu. Przeżywać raz po raz. Uciec od
problemów.
Ale Armin
tylko mocno mnie pociągnął w prawo. Zawsze był mało romantyczny.
- Jesteś pewien, że dobrze idziemy? - zapytałam.
Armin zatrzymał się i wskazał na ścianę.
- Widzisz tego łucznika? - odpowiedział pytaniem.
- Jego strzała kieruje w prawo.
-
I co z tego?
- Eh, zaufaj mi.
Wiedziałam, że
nie wygram. Armin zawsze mnie przebijał, gdy się kłóciliśmy, ale na ogół był małomówny.
Więc, poszłam za nim.
Zaczęliśmy
gubić się w korytarzach, a ja miałam wrażenie, że schodzimy coraz niżej. A w
miarę schodzenia, na ścianach pojawiało się więcej złota. Wreszcie moje
odczucie się potwierdziło. W końcu doszliśmy do czegoś, co przypominało parter.
Nie było już więcej rozwidleń, tylko jeden korytarz, który kończył się wieloma
drzwiami. Ze złota.
Popatrzyłam na
Armina. Był już na końcu korytarza i czujnie oglądał każdy milimetr. Ja
skorzystałam z okazji i wyciągnęłam notatnik
i długopis. Usiadłam i oparłam się o ścianę.
SPRAWOZDANIE
Z podróży na obrzeża
Kairu, w dniu 21 listopada 2001.
Odbyliśmy
podróż do nienazwanej piramidy w celach badawczych. Weszliśmy prawdopodobnie
jednym z korytarzy wentylacyjnych, z powodu nieosiągalności niższych pięter
obiektu (zasypane piaskiem). Po przemieszczeniu w dół obiektu trafiliśmy do
najniższego piętra, znajdowało się tam dziewięć wysokich drzwi. Nie udało nam
się ich otworzyć.
Kair, 21/11/2001 Atalia i Armin Ibrahim
Mahmoud Ahmed Ayman
- Co teraz? - zapytał Armin. Nawet nie widziałam,
kiedy usiadł obok.
- Nie wiem. Widziałeś coś ciekawego?
Armin
wzruszył ramionami.
- Wszystkie drzwi są grube, ze złota. Nie mają żadnych
otworów, tylko są na nich skarabeusze,
też złote, które wyglądają jak klamki.
Nie widziałam
już, co więcej mogliśmy zrobić, więc postanowiliśmy, że oddamy nasze
sprawozdanie archeologom. Wdrapaliśmy się z powrotem na górę i wyczołgaliśmy się
przez małe drzwiczki. Armin wybiegł już wiele kroków przede mnie, ale ja rzuciłam
jeszcze jedno spojrzenie na naszą piramidkę. Już więcej nie będzie “nasza”.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz