Ściemniało się. Księżycowa pełnia. Łuna światła rozchodziła się po lodzie. Z oddali zbliżała się nieznajoma sylwetka. Chyba człowiek? Z każdym krokiem postać była coraz bardziej wyraźna. Mróz zmuszał ją do szybkiego tempa.
Miała długie aksamitne, gęste i zabójczo piękne włosy,
które z daleka wyglądały jak rozwiana
peleryna. Wpadały w odcień szarości. Twarz nie wyrażała emocji. Postać była
dość niska. Ubrana w długą, czarną szatę i
futro, które z pewnością ogrzewało jej delikatne ciało. Uważny
obserwator zwróciłby uwagę na jej bladą cerę, wąskie usta, zarumienione,
prawdopodobnie od zimna, policzki oraz ślad na szyi, będący niewątpliwie
pamiątką po stoczonej walce z niedźwiedziem. Jej fiołkowe, duże, sarnie
oczy jak świecąca latarka odbijały
iskry dogasającego ogniska.
Chciała odpocząć. Z
niepokojem rozglądała się wokół. Spojrzenie na okolicę nie pozostawiało
wątpliwości. Nie da się ukryć - ktoś tu był. Ślady rozchodziły się na wszystkie
strony. Zauważyła porozrzucane w nieładzie rzeczy. Obozowisko opuszczono w
pośpiechu. Nasya, upewniwszy się, że jest sama, przeszukała pozostawione
przedmioty. Wśród nich znalazła jeden interesujący. Był to wielki, złoty klucz. Swoje szare sięgające kolan włosy
związała w kok. Przez ramię miała przełożony łuk, a przy pasie kołczan ze
strzałami. Odłożyła broń na ziemię i przybliżyła się do paleniska. Postanowiła
podsycić ogień. Płomienie rzuciły blask na jej bladą cerę. Dostrzegła
pozostawione resztki jedzenia. Instynktownie sięgnęła po kość ze sporą ilością
spalonego mięsa. Wgryzła się w kawałek, próbując zaspokoić głód. Minęło już
sporo czasu, od kiedy ostatni raz miała coś w ustach. Jadła szybko i łapczywie.
Nagle jej uwagę przykuł skradający się bezszelestnie od północy wilk. Odruchowo
sięgnęła po broń, jednak, wyczuwając swoją przewagę, szybko ją odłożyła.
Utrzymując z bestią kontakt wzrokowy, czuła, że stworzenie nie zrobi jej
krzywdy.
Drapieżnik był strasznie
wychudzony, bał się. Patrząc mu w zimne niebieskie oczy, chwyciła kawał mięsa i
rzuciła w jego stronę. Pozostało jej teraz przyglądać się, jak basior rozrywa
pokarm na kawałki i szybko przeżuwa. Zacisnęła wąskie usta, przetarła
zarumienione od zimna policzki i wpatrując się w zwierzę, rozmyślała…
Nie rozumiała swojej obecnej sytuacji.
Wiedziała jedynie, że musi uciekać, przed tym co nieuniknione. Śmiercią.
Codziennie zadawała sobie te same pytania: Dlaczego uciekam? Dlaczego jestem
sama? Mimo wszystko jednak nie chciała przyjaciół, bo wiedziała, że naraziłaby
ich na niebezpieczeństwo. Wilk warknął…
-
Hej! Dostałeś już jedzenie!
Bestia
przekrzywiła głowę lekko w bok, jakby zastanawiała się, o czym mówi stojąca
przed nim nieznajoma.
-
Nie chcesz być sam, prawda?- zapytała.
Zmęczenie dawało jej się we znaki,
przymykała oczy, wtulając się w zniszczoną, brudną śmierdzącą skórę owcy. Po długim i ciężkim marszu, mogła sobie nareszcie pozwolić na
chwilę odpoczynku. Wilk leżał kilka metrów od niej i oblizując się na
widok kości, czujnie obserwował każdy jej ruch. Zasnęła.
Koszmar wracał. To mama, Yeya i
inni. Jej najbliżsi.
-
Odejdź! Zostaw ją! - krzyczała przez sen,
a mara nie znikała. Widziała grymas na
twarzy przyjaciółki, która przestawała oddychać, zakrwawione twarze towarzyszy
i mamy… Ofiary wiły się w bólu i padały rzędem, jakby ustawiały się w kolejce
do pochówku. Miejsce powoli stawało się grobowcem.
Zginęli wszyscy.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi
oszołomiona dotykiem czegoś lodowatego.
Padał śnieg, srebrne płatki dotykały jej zadartego nosa. Sięgnęła po leżący w
pobliżu łuk i naciągnęła
cięciwę, ustawiając bojowo strzałę w
kierunku potencjalnego napastnika i rozejrzała się. Wszystko było na swoim
miejscu, ale po wilku nie było żadnego śladu.
Przytomnie
rozłożyła znalezione skóry i usiadłszy na nich, przeglądała pozostałe
przedmioty. Odkryła piaskowiec o dziwnym kształcie. Jedna z jego stron pokryta
była mchem, przeciwna posiadała strzałkę. Instynktownie spojrzała w kierunku, który wskazywała. Zobaczyła
głaz. Przypominał jej… No właśnie! Dlaczego wcześniej nie pomyślała o tym… Koszmar
powrócił. Jej oczom ukazał się czas spędzony z matką, ostatnie chwile jej
życia. Pamiętała ostatnie słowa…
-
Tylko czyste serce pozwoli ci tam dotrzeć. Na południe, pamiętaj…- kobieta z
trudem dobierała kolejne słowa, uchodziło z niej życie.
-
Nie zostawiaj mnie!- wykrzyknęła Nasya, próbując powstrzymać to, co
nieuniknione.
-
Znamię, które nosisz na szyi to ślad po… - wsłuchiwała się w ostatnie wyrazy
wypowiadane przez matkę zanim ta odeszła.
Nagle
Nasya poczuła piekący ból. Łzy napłynęły jej do oczu. Z rozmyślań wyrwał ją przeciągły
skowyt wilka. Zwierzę stało obok. Spojrzała w jego oczy, wyglądały jak ludzkie,
też miały łzy. Wyraźnie cierpiał. Pomyślała, że to może być jakiś znak.
Spojrzawszy
w lewo, ujrzała księgę z wyrytym na
okładce napisem w nieznanym jej języku. Otworzyła ją. Nadpalone strony były
wyraźne. Ujrzała na nich rysunki przedstawiające chrząszcza. Dostrzegła też
dziwne plamy.
-
Czy to dziurka od klucza?-
powiedziała do siebie instynktownie. Wilk nie pozwalał jej jednak skupić uwagi.
-
Co chcesz mi powiedzieć? Ostrzegasz mnie?- spytała.
Zachowanie lupusa nie pozostawiało
wątpliwości. Zbliżało się niebezpieczeństwo. Nie mogła dłużej pozostać w tym
miejscu. Musiała uciekać. Zdała sobie sprawę, że podążający jej tropem są coraz
bliżej. Zerwała się na równe nogi i …
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz