Wilkomir i Manolin
stali w procie i patrzyli w dal za odpływającym statkiem, który obrał kierunek na wschód. Czuli, że właśnie
coś się kończy. Z jednej strony cały ten rejs był wspaniałą przygodą, z drugiej
jednak nie wszystko zostało wyjaśnione.
- A tak właściwie, to po co wypłynąłeś z nami? -
zapytał cicho Wilkomir.
- To trochę skomplikowana historia…
- Uwielbiam takie.
- Kiedy Afrodyta zrozumiała, że pozwoliłem jej
wygrać i tym samym straciłem cząstkę siebie, przysięgła, że mi pomoże. Udała się
do wieszczki, które spojrzała w
przyszłość i znalazła dla nas wskazówki. Spójrz.
Manolin wyciągnął z
sakiewki zawieszonej na szyi poskładaną kartkę. Była zniszczona i wytarta,
jakby ktoś czytał ją już setki razy.
SPRAWOZDANIE Z PODRÓŻY
10 kwietnia 2017 o godz.
7.30 wyruszyłem w podróż dookoła świata. Port w Gdańsku pożegnał nas krzykiem
mew. Naszym statkiem - “Morskim Smokiem” - dowodził Kapitan Piorun. Niezastąpionym
członkiem załogi i wiernym moim przyjacielem okazał się bosman Wilkomir.
Nie będę tu opisywał naszych
przygód, dość wspomnieć, że dzięki sprzyjającemu szczęściu spotkałem na swej
drodze kapitana Nemo, który nas - zbłąkanych rozbitków - ocalił. U kresu mej wędrówki
znalazłem mój pokonany pion szachowy - króla, którego zbiła Afrodyta. Czekał na
mnie pod strugami wody, ukryty na oczach wszystkich pod mą kamienną postacią.
Przygody te nauczyły mnie
pokory. Żyłem wśród ludzi i poznałem ich z innej strony. Odnalazłem prawdziwą
przyjaźń. Od teraz każdy statek będzie miał moją przychylność.
Posejdon
Walkomi przeczytał,
oddał kartkę i poczuł, że tak właśnie jest - Manolin, a właściwie Posejdon,
jest jego przyjacielem.
- Czy wiesz, gdzie znajdziesz swojego króla? -
zapytał.
- Myślałem, że gdzieś dopłyniemy, ja zamienię się
w kamień…
- Hmm… właściwie, to gdzieś dopłynęliśmy. Tutaj, w
Gdańsku, jest kres naszej podróży. Wróciliśmy do domu.
- Ale jakoś nie zamieniłem się w kamień.
- Może to wcale nie ty miałeś zamienić się w kamień.
Może to ma być twoja podobizna, wyryta na przykład na kamiennej szkatułce. Albo
coś podobnego.
- Albo mój pomnik! Jesteś genialny! Muszę znaleźć
swój pomnik.
- W Gdańsku mamy Neptuna. Może być?
- Jasne, bez różnicy. Znasz drogę?
- Oczywiście.
Szybkim krokiem
ruszyli w prawo, w kierunku centrum
miasta. Manolin nie mógł się doczekać. Niecierpliwość kazała mu biec, jednak
musiał czekać na bosmana, który wskazywał drogę - najpierw przez mostek, później prosto, aż do rozdroża. Gdy wybiegli zza zakrętu, ich
oczom ukazała się piękna fontanna.
Manolin podszedł
powoli. Czuł, że jest we właściwym miejscu! I wtedy zobaczył swojego króla
szachowego. Neptun trzymał go w dłoni.
- I co teraz? Mam tam wejść? - zapytał z rozpaczą.
- Zwariowałeś! To zabytkowa fontanna, zaraz będziemy
mieć na karku policję.
Wilkomir podniósł z ziemi patyk, który jakieś dziecko przed
chwilą znalazło pod drzewami w
parku. Wymierzył, wziął zamach i… już po chwili Manolin pochwycił pion w dłonie.
Z nieba uderzyła błyskawica. Ziemia zatrzęsła się i zapachniało
morzem. Mewy gdzieś w porcie krzyczały bardzo głośno, jakby witały kogoś
znajomego.
Wilkomir stał w
porcie sam. Patrzył gdzieś w dal, na granatowe morze. Nie był smutny. Wiedział,
że od tej pory na statku będzie zawsze bezpieczny.
-
Żegnaj przyjacielu. To była piękna przygoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz