czwartek, 11 maja 2017

Pani detektyw




Szli więc dalej oświetlając sobie drogę latarką z telefonu.
  • - Jak dobrze, że żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku - pomyślał Gałązka.
Szli prostym korytarzem przez dobre dziesięć minut. Co kilka metrów był wyrzeźbiony w ścianie skarabeusz. W powietrzu panowała gęsta atmosfera i nikt nie był skory do rozmów, więc słychać było jedynie piasek szeleszczący pod podeszwą. Nagle jakby spod ziemi wyrosła dwumetrowa postać. Jej twarz była ciemna niczym smoła, a w blasku światła z latarki otrzymywała szmaragdowej poświaty. W miejscu oczu miała rubinowe kamienie, które żarzyły się słabym blaskiem. Jego tułów był zbudowany jak u potężnego mężczyzny, zlepiony jakby z szarej gliny. Na sobie miał spódnicę wykonaną z beżowej tkaniny. Wszyscy zamarli z przerażenia. Nikt nie śmiał ani drgnąć. Tajemnicza postać stała w miejscu. Patryk bił się z myślami, bo wiedział ,że nie mogą stać tak w nieskończoność, ale żaden dobry pomysł nie przychodził mu do głowy. W głowie miał jedna wielką pustkę. Po 3 minutach szybkiego zastanowienia i analizowania za i przeciw stwierdził, że nie ma nic do stracenia. Powoli i ostrożnie zaczął ściągać plecak, wyciągając nóż oraz cały czas zerkając na ową postać. Mężczyzna stojący obok spojrzał na niego wywołując  jednocześnie tym samym zaciekawienie kilku innych osób. Patryk ubrał z powrotem plecak, chwytając pewnie nóż w dłoń 
i zaczął się przeciskać pośród tłumu ludzi wśród wąskiego i zimnego korytarza. Wszyscy stali jak posągi. Gałązka w końcu stanął w odległości 5 metrów od potwora, bo takie coś przypominał. Serce mu biło jak oszalałe, miał wrażenie ,że jest tak głośne, że słychać je w całej piramidzie. 
Stanął pewniej i krzyknął drżącym głosem:
- My chcemy się stąd tylko bezpiecznie wydostać, możesz wskazać nam drogę?
- Nikt się już stąd nie wydostanie. Minęła wasza godzina. Księżyc jest już w pełni. Za 5 minut, zacznie wylewać się żrąca substancja. - powiedział donośnym głosem potwór.
Jedna kobieta zaczęła krzyczeć i rzuciła się biegiem na potwora. Ten wystrzelił blaskiem ze swoich oczu i w mgnieniu oka zmienił ją w kamień , który w mig rozsypał się jak piasek. Wszyscy zamarli. Ktoś z tyłu padł na ziemię, ktoś inny zaczął uciekać. Detektyw miał ochotę się rozpłakać.
Zbudził się w środku nocy z dreszczami. Spojrzał na zegarek. Była 1:06. -To już jest jakaś przesada...żeby śnić po nocach własną powieść, jeszcze tak daremną -pomyślał Michał - nie, ja się po prostu nie nadaje...nie przychodzi mi do głowy nic ciekawego,został mi jeden dzień , a ja nawet nie mam pomysłu jak mógłbym rozwiązać tą zagadkę. Dobra, pomyślmy racjonalnie, przecież na pewno jest coś co mogłoby być przyczyną tych zniknięć, a ja po prostu potrzebuje inspiracji. Tylko jest problem jeszcze taki , że zostało mi troszkę mało czasu, zresztą co ja chrzanię, zostało mi zaledwie kilka godzin. Dobra, uspokójmy się, przecież dasz radę, no pewnie, ja nie dam rady?
 Pfff… ale najpierw zacznę od kubka dobrej kawy, bo to podstawa 
Michał wygramolił się z łóżka, włożył już wytarte i za małe kapcie i powlókł się do kuchni. Nalał wody do czajnika, który zdecydowanie powinien być zastąpiony jakimś nowym, ale w sumie nigdy nie miałem czasu iść do sklepu. Do kubka nasypał trzy łyżeczki kawy parzonej, bo tylko taką miał w swoim domu. Usiadł z kawą przy oknie, oglądając ciemne ulice oświetlone jedynie słabo świecącymi lampami. Zaczął się zastanawiać, co może mu podsunąć jakieś inspiracje i wpadł na pewien pomysł. Pobiegł po laptopa, i szybko otworzył przeglądarkę internetową. Wstukał szybko słowo ‘detektyw’ i wyskoczyło mu tysiące stron ‘tania porada detektywistyczna’ itp. Szybko znalazł to czego szukał, sięgnął po komórkę, wpisał numer ze strony i już miał dzwonić gdy nagle zorientował się, że przecież jest noc i normalni ludzie jeszcze śpią. Stwierdził, że dzwonienie do kogoś o tej porze, mogłoby nie rozpoczynać dobrej znajomości, a przecie właśnie na tym mu zależało. Wziął więc smycz, która zaczęła brzęczeć co automatycznie obudziło Denisa. Denis był przybłędą rasy labrador. Łączyła ich jakaś magnetyczna więź. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj, a przecież minęło dobre parę lat od tamtego zdarzenia. Był okropnie deszczowy dzień. Wszędzie szaro, buro i ponuro. I nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, no bo kto mógłby przychodzić w taka paskudna pogodę .Nie pamiętał  , żeby się z kimś umawiał. Otwiera i nikogo nie widzi. Nagle instynktownie patrzy na dół, a tam w kartonie leży malutki szczeniaczek, na sam widok serce się rozkleja. Wziął go do domu, wyczyścił, dał mleka i następnie od razu zawiózł do weterynarza. Okazało się ,że szczeniak jest zdrowy, ale ma zaledwie dwa tygodnie i powinien być jeszcze karmiony mlekiem matki, ale w zaistniałej sytuacji, dostał specjalne mleko w proszku, które miało wszystkie potrzebne witaminy i składniki odżywcze. Denis zawsze sypiał razem z nim w łóżku, pokój był malutki , jednak im to nie przeszkadzało, ale gdy trochę podrósł już nie było tak kolorowo.
Wziął więc smycz,  której brzęczenia  od razu obudziło Denisa.Psiak  był wniebowzięty , bo uwielbia spacery, nieważne czy to deszcz, czy śnieg, czy upal. Zawsze się cieszył.
Wyszli więc z mieszkania w stronę pobliskiego parku. Zawsze tam chodzili. Była tam już trochę przestarzała  fontanna. Denis w lecie uwielbiał się w niej pluskać. Oczywiście Michał mu na to pozwalał, tylko wtedy, gdy nie było żadnych w pobliżu żadnych “moherów”.
Na spacerze spędzili 5 godzin, gdy wrócili do domu była już siódma, wiec Michał zaczął przygotować śniadanie, bo oboje już byli bardzo głodni.
Jedząc jajecznice z bekonem wziął telefon i zaczął wpisywać ponownie numer. Usłyszał dźwięk potwierdzający połączenie.
-Halo? -
- Dzień dobry. Tu Michał Malinowski, czy ja dodzwoniłem się do pani  Joanny Kabut? -
- Tak, przy telefonie. Słucham, w czym mogę pomóc?-
- Ja mam pewną bardzo ważną sprawę. Czy moglibyśmy się spotkać najszybciej jak to możliwe? -
- Mam pojutrze wolny termin, pasuje? -
- To za późno, może pani dzisiaj? -
-Dzisiaj?- odparła zdziwiona.
-Tak, dzisiaj. To naprawdę bardzo ważne-
- W takim razie… może pan zjeść ze mną lunch, o 12 mam godzinę. Pasuje panu? -
- Tak idealnie! -
- W takim razie do widzenia -
- Do zobaczenia -
Okej. W takim razie zostało jeszcze tylko pojechać do prezesa i wybłagać go o dodatkowe dwa dni. Był w stanie nawet poświęcić swoją pensję, która była całkiem fajna.
***

Wychodząc z budynku, sam nie mógł uwierzyć, że mu się to udało. Albo miał dar przekonywania, albo ogromne szczęście. Ale raczej to drugie. Niesamowite, czuł , że ten dzień będzie wyjątkowy
 i wszystko się ułoży i będzie dobrze.

O 12 był już w umówionym miejscu. Była to  malutka kawiarenka, której logo było ogromnym kwiatem konwalii. Siedział przy stoliku najbardziej w kącie i widział ze swojego miejsca dokładnie wejście, więc widział kto i kiedy przychodzi i wychodzi. Nie wiedział ,czego może się spodziewać. Ruch był niewielki. Podeszła do niego kelnerka w różowym uniformie, który był już nieźle schodzony. Spytała się go czy chce coś do picia, ale Michał odpowiedział ,że jeszcze na kogoś czeka.
W pewnym momencie weszła kobieta, ubrana w szary płaszcz. Miała  czerwone jak wino szpilki. Chodziła w nich jakby to były najwygodniejsze na świecie trampki (ciekawe czy równie wygodne były naprawdę). Włosy miała spięte w niesforny kok, o kolorze bliżej nieokreślonym, ale w promieniach słońca można powiedzieć że były rude. Jej twarz wydawała się być bardzo sympatyczna.
Zamknęła za sobą drzwi i zaczęła szukać wzrokiem po kawiarni. Michał wstał i kobieta zauważyła go. Podeszła pewnym krokiem i się przedstawiła
-Dzień dobry, pan Malinowski?- spytała
- Tak, to ja dzień dobry-
- Detektyw Joanna Kabut .Miło Pana poznać .
- Panią również...
Ściągnęła płaszcz, uwydatniając tym samym nieziemską figurę. Miała na sobie czarną dopasowana sukienkę i wyglądało to bardzo efektownie. Dopiero teraz zauważył tatuaż na jej lewym nadgarstku, był to malutki motyl.
-W takim razie ,co to za bardzo ważna sprawa? - wyrwała go z zamyślenia Joasia
- Yyy...to w sumie dość nietypowe, ale myślę że jest mi w stanie pani pomóc...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz