Chłopak stał wryty w ziemię, jak słup soli. Nowo poznany przyjaciel zdradził go. Nie wiedział, jak ma się zachować. Intuicyjnie zaczął uciekać od dronów. Udało mu się przebiec kilka metrów, po czym wpadł do jakiejś jamy. Nie była to zwykła dziura, lecz nora królika.Ciemna, śliska, wilgotna, dookoła unosił się intensywny zapach rozmokłej ziemi.
W środku leżał sporo czasu. Cały czas kręciło mu się w głowie. Wciąż otumaniony uderzeniem, nie odzyskał jeszcze pełni świadomości. Próbował się ruszyć. Ciało było ociężałe i obolałe.
Gdzie się znajduje? Co stało się z napastnikami? Co ma zrobić z kluczem? - wiele pytań wciąż wymagało odpowiedzi.Zawroty głowy powoli zaczynały ustawać.
Sam podniósł się wreszcie, otrzepał ubranie i powolnym krokiem ruszył przed siebie. Zaczął się rozglądać. Ku jego zdziwieniu wszędzie było jasno. Na ziemi dostrzegł także ślady stóp. Wielkością nie przypominały one futrzastego zwierzaka.
Na końcu korytarza, chłopak zauważył jakiś przedmiot. Przyspieszył kroku i ciemna plama powoli zmieniła się w leżącą na ziemi starą księgę. Była zakurzona i naprawdę wiekowa. Uwagę jego przykuł tytuł. Nie był jednak w stanie go odczytać, gdyż był napisany za pomocą systemu dwójkowego. Okładka tomiska wykonana była z zamszu, zaś bok zdobiła złota kłódka. Cortland postanowił ją otworzyć uniwersalnym kluczem, który otrzymał od Rufusa.
Może jednak przyjaciel go nie zdradził? - bardzo mocno w to wierzył.
W jednej chwili umieścił klucz w zamku… pasował! Przewrócił pierwszą kartkę, następną i jeszcze jedną. Po chwili szybkiego przeglądania kolejnych stronic rozczarował się, ponieważ niczego tam nie było, żadnej wskazówki, czy podpowiedzi. Zrezygnowany chciał odłożyć książkę, lecz nagle dostrzegł zagiętą stronę. Otworzył ją. Na środku widniał znak X - oznaczało to jakiś punkt. (Księga była mapą, zawierającą rysunki, które ujawniały się tylko o północy.) Sam, niczego nie podejrzewając, umieścił książkę w swojej torbie. Szybko przekonał się, że jest bardzo zmęczony i nie umiał nad tym zapanować. Znalazł zaciszny kąt i podłożył torbę pod głowę.Po chwili zasnął.
Aaaaa... Lucy! Gdzie jesteś? Lucy... bardzo cię potrzebuję! Co?... nie, nie róbcie jej nic! - koszmary wróciły.
Gwałtownie obudził się i początkowo nie dał rady złapać tchu. Był spocony i zmęczony niezbyt regenerującym snem. Rozejrzał się wokoło. W norze tym razem było bardzo zimno.
Dajcie mi jakiś znak! - powtarzał sobie w głowie. Przewrócił się na bok i zerknął na torbę. Świeciła się! Może to jest wskazówka? - pomyślał chłopak.
Ciszę przerwał dźwięk telefonu. Energicznie spojrzał na wyświetlacz: numer zastrzeżony. Przez chwilę wahał się, ale ciekawość zwyciężyła. Zdziwiony odebrał. Okazało się, że są to porywacze jego siostry.
- Witaj Samie! Myślę że domyślasz się kim jestem [w tle słychać krzyki Lucy] - roześmiał się zabójczo niskim głosem.
- Kim ty jesteś? ... Czego chcesz? … Co zrobiłeś z moją siostrą? - krzyczał Cortland.
- Ty dobrze wiesz czego - napastnik zmienił ton.
- On chce mapę ... ale co na niej jest? - zastanawiał się chłopak.W odpowiedzi tylko ciężko westchnął.
- Zrobimy tak: ty przyniesiesz grzecznie mapę, a w zamian odzyskasz siostrę! - zaproponował.
- Dlaczego aż tak zależy ci na tym rupieciu?
- Czasami nie warto wtykać nosa w nieswoje sprawy. Za dwie godziny świetlne masz zjawić się na wschodniej stronie jeziora. Przynieś to, czego chcę, a opowiem ci o wszystkim - połączenie nagle urwało się.
Sam zaczął się jeszcze raz uważnie przyglądać książce. Ku jego zdziwieniu, tym razem w środku znajdował się tekst i mapa. Widniała także strzałka z napisem “Jesteś Tutaj”. Szybko przeleciał palcem po papierze i znalazł miejsce spotkania.
Szedł przez ciemny las. Wokoło latało wiele ptaków. Wszystkie wydawały mu się inne, niż spotykał na co dzień. Za ogromnym dębem natknął się na agresywnego wilkóra, którego ktoś przywiązał liną do drzewa. Monstrum miotało się w różnych kierunkach, warcząc i szczerząc kły. Zwierzak rzucił się na Sama, ale ten kopnął go prosto w łeb i poszedł dalej, jak gdyby nigdy nic. Przeszedł jeszcze kilka metrów i wyłonił się z lasu tuż nad rzeką.
Czekali już na niego porywacze. Nie była to jedna postać, lecz trzy. Rwący nurt rzeki zagłuszał rozmowy ciemnych sylwetek. Sam nie widział jednak nigdzie Lucy.
- Masz to, czego chcieliśmy? - donośnym głosem ktoś zadał pytanie.
- Ale ja mam tylko księgę z jakąś starą mapą - odparł Sam.
- To nie jest jakaś mapa, młodzieńcze! - odpowiedział inny porywacz.
- Wpierw miałem się czegoś dowiedzieć - domagał się chłopak.
W tym momencie porywacz zdjął maskę. Sam przetarł oczy z niedowierzania.
- Tata? Co?... Jak to? Dlaczego ty tutaj...? Nic już nie rozumiem - powiedział zdezorientowany.
- Synu, to nie jest twoja siostra - odparł ze smutkiem.
- Jak to?!
Wtedy Sam upadł na ziemię i stracił przytomność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz