wtorek, 18 kwietnia 2017

Przyjaciel czy wróg?


Po chwili w głębi klatki Manolin ujrzał coś więcej niż sam ogon. Był to bardzo dziwny, lecz interesujący stwór. 

Pomimo swojego kolczastego i trochę przerażającego ogona, samo „zwierzę” było niewielkie, puchate i czarne. Przypominało małego kotka, nie uwzględniając ogona. Nie było jednak dokładnie widać wszystkich elementów budowy zwierzaka, ponieważ był wieczór i zmierzchało. Wszyscy mieli mieszane uczucia co do stworka, ale wspólnie uznali, że nie porzucą go na pastwę losu na środku morza. Z początku mieli obawy, czy wypuszczać ich kotojaszczurkę z klatki. Przez kilka pierwszych dni stworzenie nie wydawało dźwięków, które mogłyby świadczyć o głodzie. Stefan - bo tak go nazwali - nie był też zbytnio ruchliwy ani agresywny, więc postanowili otworzyć klatkę. Okazało się wówczas, że zwierz był bardzo sympatyczny i dał się nawet pogłaskać. Wtedy Manolin dostrzegł, że Stefan miał szyi coś na wzór obroży, a pod nią była jakaś kartka. Była bardzo stara, pożółkła i trochę zniszczona. Kto wie, ile miała lat? Otworzyli ją, a było tam napisane tak:
Wtorek, 12.05.[zamazane]

Co za dzień! Dobrze, że się już skończył. Rano wstałem i szykowałem się do wyjścia. Dzisiaj mieliśmy wyruszyć w podróż naszego życia. Spotkałem się ze Zbyszkiem i Karolem w porcie. Popatrzyliśmy się na siebie i bez słowa wsiedliśmy na statek. Obrałem kierunek i wypłynęliśmy. Byłem bardzo [zamazane] i szczęśliwy, że razem z moimi przyjaciółmi mogłem przeżyć tak wspaniałą przygodę. Wszystko szło jak po maśle, gdy nagle ni stąd, ni zowąd zaczął padać deszcz. Z minuty na minutę nasilał się, a my nie wiedzieliśmy co robić. Po pół godzinie burza ucichła. Zbyszek i Karol byli zmęczeni, więc poszli się wyspać. Ja jeszcze nie chciałem iść spać, więc zostałem na pokładzie, aby móc podziwiać piękne, gwiaździste niebo. Rozłożyłem czarny koc i położyłem się na nim. Nagle moim oczom ukazała się wielka sylweta czegoś, czego nie znałem. Stwór był zielony i [zamazane]. Miał masę małych oczek i niezliczoną ilość długich macek. Bardzo się przeraziłem i zacząłem głośno krzyczeć. Chłopaki szybko się obudzili i przybiegli mi na pomoc. Z początku nie wiedzieli dlaczego krzyczę, lecz gdy tylko wyszli ze swoich kajut, ujrzeli monstrum i razem ze mną uciekli na drugi koniec statku. [zamazane] wydawał się nie bardzo agresywny, ale głodny. Szybko poszliśmy, ciągle mając oko na potwora, po nasze zapasy i daliśmy mu trochę jedzenia. Najbardziej smakowało mu jabłko! Nadal z lekka przerażeni patrzyliśmy na oddalającego się, najedzonego już stwora. Po tym wszystkim nadeszła północ i poszliśmy spać. Po takich przygodach należał się nam [zamazane].
Nie znali autora tej treści, lecz według nich był to żeglarz lub podróżnik. Bardzo zaciekawili się historią twórcy. Zaczęli dyskutować na temat nieznanego im potwora z morza i zaniepokoili się faktem, czy tajemnicze monstrum nie zaatakuje ich tratwy, co byłoby katastrofą, gdyż już teraz ich zapasy jedzenia były marne. Najpierw nie zauważyli strzałki na pierwszej stronie, ale po chwili jeden z nich ją zobaczył. Skupili się na wiadomości z rewersu kartki z pamiętnika. Na drugiej stronie były bowiem dziwne rysunki: widniały tam między innymi rysunki piramidy i strzały. - Co to może oznaczać? - zapytał Manolin. - Te rysunki przypominają mi wakacje w Egipcie i zwiedzanie świątyni tamtejszego boga. Nie pamiętam jak się nazywał… Zaraz… Chyba był to O… Oz… Ozyrys! No tak! Miał postać mumii, ponieważ był bogiem umarłych. Podobno egipscy żeglarze bali się, że przyjdzie po nich, gdy wypływali w rejsy. Według legendy zabierał wtedy wszystkich z załogi w zaświaty i czynił swoimi niewolnikami. Następnie, gdy nie byli w stanie już dłużej pracować, zakopywał ich żywcem w piasku.

Wszyscy popatrzyli na Manolina jak na dziwaka, ale potem zajęli się swoimi sprawami.

Manolin poszedł sprawdzić jak miewa się Stefan. Ten czuł się dobrze - był wręcz w doskonałym humorze, jego kolczasty ogon co rusz uderzał w tratwę, a pogłaskany szybko zaczynał mruczeć z radości. Następnie Manolin powędrował po swoje liczydło i policzył, że za dwa dni powinni przypłynąć do celu. Nareszcie! Płynęli już wystarczająco długo. Nie mogli się doczekać. Nagle chłopiec zauważył, że jeszcze przed chwilą szczęśliwy Stefan, zaczął się dziwnie zachowywać. Warczał i niepokojąco się poruszał. Wszyscy bardzo się zdziwili i próbowali go uspokoić głaskaniem i drapaniem po uchu (co normalnie bardzo lubił). Niestety bez skutku. Stworek zaczął warczeć w stronę klucza ptaków, które płynęły nad grupą żółwi.- Może powinniśmy zmienić kierunek? - zapytał Manolin.

- Lepiej spróbujmy go uspokoić!

Po bezskutecznej próbie uspokojenia Stefana, wszyscy zastanawiali się, dlaczego wydawał tajemnicze dźwięki akurat w stronę tych ptaków. Może to jakiś znak? Może chciał coś pokazać? Tylko co? Wtedy oczom Manolina ukazało się coś, co sprawiło, że aż krzyknął...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz