środa, 15 marca 2017

Walentynki



… Odwróciłam się i od razu poznałam jego głos. Nie mogłam uwierzyć, że go widzę. Zaniemówiłam.
-  Co się stało? Dlaczego płaczesz?


     Nie byłam w stanie niczego powiedzieć.
-   Proszę cię, nie płacz.
-  Wybacz.. Po prostu nie rozumiem, co się stało. Muszę to sobie poukładać.

     Louis ściągnął swoją kurtkę i położył ją na moich zmarzniętych ramionach. Postanowił odprowadzić mnie do domu.
- Przepraszam - powiedziałam. - Nie znam cię, nie wiem kim jesteś i…

      Położył palec na moich ustach. Chciałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to. W ciszy przyglądałam się jego twarzy - zielone oczy, ciemne potargane wiatrem włosy i delikatne usta uśmiechające się do mnie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że był to wolontariusz ze szkoły, w której pracowałam. Przyjechał do nas jakiś miesiąc temu z Anglii, z Liverpoolu. Zauważyłam, że w szkole często spoglądał na mnie z zaciekawieniem, lecz nie przejmowałam się tym.
  
-  Haniu, idziemy? Mamy czas, porozmawiajmy.
 
    Delikatnie wziął mnie za rękę i poprowadził deptakiem wzdłuż rzeki. Światło księżyca odbijało się od wody i delikatnie oświetlało znajdujące się w pobliżu drzewa.  Krajobraz był magiczny, pełen spokoju. Na tle latarni widać było roje owadów. Konary dębów przechylały się z wiatrem. W dali błyszczały kolorowe światła miasta. Ciszę zakłócało cykanie owadów. Niebo płonęło barwami pomarańczu i różu - wydawało się, że natura nie mogła stworzyć takich kolorów, że ktoś pomalował je farbami, jak na kiczowatej kartce walentynkowej. A jednak było prawdzie. Prawdziwe i nierealne jednocześnie.

    Kiedy doszliśmy do końca deptaku, skręciliśmy w prawo i ruszyliśmy w stronę rynku. Szliśmy w ciszy. Nie czułam tego przyciągania, jak wtedy, kiedy poznałam Marka. Nie wiem dlaczego, może nie chciałam się angażować w kolejny związek, nie chciałam, aby ktoś znów mnie zranił?

  Światło słabo oświetlało nam drogę. Czułam się tak bezwładna, że pozwalałam, aby Louis mnie prowadził. Nie dbałam o to, co się stanie, jednocześnie bałam się mu zaufać. Nagle otworzył przede mną drzwi małej kawiarenki. Weszliśmy do środka. Poczułam miłe ciepło na twarzy. Usiedliśmy przy stoliku. Zamówiliśmy herbatę i gorącą czekoladę.
-  Wybacz mi Haniu, zaraz do ciebie wrócę.
-  Yyy.. No dobrze.
 
      Nie wiedziałam, gdzie on idzie. Spodziewałam się, że mnie zostawi - tak jak każdy. Kiedy wyszedł, zaczęłam myśleć o tym, co do mnie powiedział: Walentynki spędzimy razem. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to już dziś. Znów się zmieszałam. Siedziałam zapatrzona w świeczkę stojącą na stole.

-  Haniu?
    Nagle ocknęłam się. Widziałam jego twarz pokrytą lekkim rumieńcem. W rękach trzymał bukiet pięknych, czerwonych róż.
-  Czy zostaniesz moją walentynką? 
-  Tak - odpowiedziałam po chwili niepewności. Co mi szkodzi? - pomyślałam.
      Wzięłam kwiaty i uśmiechnęłam się. On usiadł przy stoliku i zaczęliśmy rozmawiać. Było mi tak przyjemnie. Jedyne czego chciałam, to zapomnieć o dawnym bólu, jednak nie chciałam ufać mu tak szybko.

   Później odprowadził mnie do domu. Szliśmy powoli, najpierw rynkiem, później przez park. Usiedliśmy na chwilę na ławce pod wielkim, starym drzewem. Nie objął mnie, widocznie nie chciał się narzucać. Dla mnie nawet lepiej. Niebo było bezchmurne,  patrzyliśmy w gwiazdy. Latarnie dawały nikłe światło, przez co drzewa wyglądały strasznie, a jednocześnie romantycznie i fascynująco. Czułam się jak wróżka. 

  Kiedy dotarliśmy pod mój dom, stanęliśmy pod drzwiami kamienicy. Odgarnął kosmyk włosów z mojego czoła i założył go za ucho. Popatrzył mi głęboko w oczy. Zbliżył twarz bardzo blisko mojej twarzy. Poczułam zapach jego perfum. Dotknęliśmy się czubkami nosów.
- Dziękuję - wyszeptał.
      
     Fala ciepła ogarnęła całe moje ciało zaczynając od ust. Czułam się dobrze jak nigdy dotąd. Ten pocałunek zaważył na mojej decyzji - postanowiłam dać mu szansę.
-  Dobranoc - powiedział z uśmiechem. 
-  Dobranoc - również uśmiechnęłam się.  

     Odwrócił się i powoli odszedł. Stałam tak przez chwilę, patrząc, jak idzie. Poczułam, jak chłód szczypie moje nogi. Było ciemno. Wyciągnęłam telefon, włączyłam latarkę, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Kładąc się spać zaczęłam się zastanawiać, jakie jest jego prawdziwe oblicze...


c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz