W jednej chwili mój umysł przeszyła myśl, aby pomóc temu biednemu chłopakowi. Zapytałem go jak ma na imię, a on wysapał, że nazywa się Andrzej. Musiałem opatrzyć jego głowę - wyglądała bardzo źle. Dziecko było przerażone i głośno płakało. Zacząłem się zastanawiać jak wyjść z dziury, która była głęboka na 3 metry...
Nad dołem powoli zaczęli się zbierać ludzie - nikt nic nie zrobił, wszyscy tylko tępo patrzyli się na nienaturalnie wykrzywioną nogę Andrzeja i na jego krwawiącą głowę. Krzyknąłem, żeby zadzwonili po pomoc, jednak nadal nikt nie reagował. Mózg człowieka działa tak, że gdy jesteśmy w tłumie i ktoś nas o coś prosi - nie odpowiadamy, bo przecież ktoś inny może to zrobić, dlaczego akurat ja? W tej sytuacji było tak samo. Wiedziałem o tym, bo lubię czytać książki psychologicznie. Dlatego wywołałem jedno z najbardziej popularnych imion:
- Ania! Zadzwoń proszę po pogotowie i straż pożarną!
Dwie kobiety automatycznie zareagowały na swoje imię.
- Szybko, szybko, nie mam całego dnia!
- Dlaczego niby nie powinienem pana pozywać?! Litości! Mój syn ma przez pana złamaną nogę, nie wiadomo czy kiedykolwiek odzyska pełną sprawność!
Chciałem pomóc. To był zwykły odruch... Dlaczego ten człowiek nie potrafi tego zrozumieć? To ojciec Andrzeja. Biedny chłopak, spędzi najbliższe tygodnie w szpitalu, zamiast grać w piłkę z rówieśnikami. W końcu odezwała się jego żona:
- Januszku, opanuj się proszę, ten pan chciał dobrze. Postaraj się go zrozumieć. Zresztą stracimy mnóstwo czasu chodząc po sądach, nie uważasz? Musimy się teraz zająć Andrzejkiem!
***
Uff, jeden problem z głowy! Agresywny Januszek na szczęście okazał się pantoflarzem, więc ta sprawa jest załatwiona. Niestety, mam większy problem. Kiedy strażacy wyjęli mnie z dołu rozejrzałem się w poszukiwaniu Karoliny. Nigdzie jej nie było... Wołałem jej imię, pytałem ludzi, nikt nic nie wiedział. Postanowiłem wrócić do mieszkania. Pewnie już tam na mnie czeka.
20 minut później stałem przed drzwiami naszego domu. Zadzwoniłem dzwonkiem. Czekałem i czekałem, w końcu musiałem użyć klucza. Kiedy wszedłem do środka nikogo tam nie było.
Gdzie ona może być? Może poszła na zakupy? Ostatnio w lodówce był jedynie ketchup i trochę mleka. Tak, to bardzo prawdopodobne, że wybrała się do sklepu spożywczego. A może poszła do jednej z przyjaciółek? Cóż, nie pozostaje mi nic innego niż czekać… Jeśli do jutra wieczorem się nie zjawi, zacznę jej szukać.
Podszedłem do okna i wyjrzałem. Na zewnątrz widać było zwyczajne miasto. Ruchliwa ulica, szeroki chodnik pełen zaparkowanych starych i brzydkich samochodów, świeżo wyremontowany budynek poczty. Jeśliby się przyjrzeć, parę przecznic dalej rozpościera się spory park – płuca tego miasta. Lubię tam chodzić na spacery. Niestety, dojazd tam jest okropny. Mimo że nie jest to bardzo daleko, jedzie się tam przynajmniej 15 minut przez długie korki.
Mimo tego mieszkanie w środku miasta ma pewne uroki. Można bezkarnie obserwować wiecznie śpieszących się ludzi i zastanawiać się, dokąd oni właściwie tak biegną. Zawsze lubiłem to robić. Po części przez książki psychologiczne, a po części przez zwyczajną ludzką ciekawość. Dlaczego na rogu stoi pani i rozdaje ulotki zamiast zająć się czymś bardziej ambitnym? Dlaczego ulicą jedzie samochód, przekraczając dozwoloną prędkość o co najmniej 20 km/h i zagrażając tym sobie i innym? Właśnie! Czeka na mnie moja lektura. Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać.
***
Dwie godziny później, kiedy zrobiło się już ciemno, przypomniałem sobie o poczcie, która przyszła rano. Wypadałoby ją przejrzeć, może przyszło coś ważnego? Sięgnąłem po pierwszy list. Rachunki. No jasne, trzeba je w końcu zapłacić. W drugiej kopercie była pocztówka od kolegi z USA, a dalej tylko reklamy.
Zjadłem kolację i położyłem się spać.
***
Rano jak zwykle poszedłem do pracy. Karoliny nadal nie ma. Gdzie spędziła noc? Zaczynam się niepokoić. Dzwoniłem z dziesięć razy i nic.
Wszedłem do biura, siadłem przy komputerze i odpaliłem pocztę. Przeglądając maile przypomniałem sobie, że muszę zajrzeć do szefa w pewnej sprawie.
Szybkim krokiem przeszedłem korytarz i stanąłem pod gabinetem szefa. Mocno zapukałem w drzwi i od razu je otworzyłem. To co zobaczyłem w środku przeszło moje najśmielsze odczekiwania. Chyba znalazłem Karolinę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz