środa, 15 marca 2017

Blef




Im dłużej patrzyłem się na ten las, tym bardziej tajemniczy i dziwaczny mi się wydawał. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że cienie są oderwane od przedmiotów - tak jakby żyły własnym życiem. Kilka sekund zastanawiałem się, czy wchodzić w tę dziwną, niepokojącą przestrzeń, ale stwierdziłem, że zrobię to dla Ady. I kiedy wydawało się, że nic nie stanie mi na przeszkodzie, kiedy nagle jakiś chłopak odwrócił się do mnie.
Popatrzył na mnie, nucąc nieznaną mi piosenkę. Po chwili zawiesił głos i zapytał:
- Elo, a ktoś ty?
- Igor - odpowiedziałem krótko - Jestem raperem - skłamałem.
- O, to znasz pewnie ten nowy kawałek „Mięcha”. Kojarzysz refren? - rzucił.
- Yyy… - kłamstwo szybko zaczęło wychodzić na jaw - zerwałem się i pobiegłem ile sił w nogach w stronę lasu.
-Ej! Leszczu! Wracaj tu! - słyszałem jeszcze, jak za mną krzyczał. Ale nie słuchałem go już. Myślałem tylko o Adzie.


Wbiegłem do lasu. Był ogromny, ciemny i straszny. Rosły w nim nie tylko drzewa liściaste, ale też jakieś dziwne kolczaste krzaki. Od razu przypomniałem sobie o bijącej wierzbie, a od niej myśli same pobiegły do różdżki Harry’ego Pottera i innych z Hogwartu. Ach, gdyby ją teraz mieć przy sobie! Co rusz napotykałem na połamane gałęzie i porozrzucane szyszki. Nie raz utknąłem stopą w mchu. Serce biło mi coraz mocniej. Nie miałem pojęcia, jak ja w tej ciemności znajdę Adę, ale cóż: musiałem spróbować! W pewnym momencie na rozwidleniu słabo widocznej ścieżki, natknąłem się na drzewo, w które wbita była... strzała! Pod nią widniał plakat o poszukiwanym. Osobnik o podejrzanym obliczu, istny zakapior - Roman Wągier - zabójca. Orli nos, blizna na prawym policzku, lekko zezowate spojrzenie, krzywy uśmiech. Przystojniaczek, tiaaa… Nagle zauważyłem, że spod strzały wydobywają się jakby… krople krwi! Przerażony patrzyłem na strzałę, ponieważ widok krwi przyprawiał mnie o mdłości. Opamiętałem się po chwili i zacząłem myśleć o Adzie. Zastanawiając się gdzie ona jest przeszukiwałem las w całości. Nigdy nie mógłbym zostać lekarzem czy ratownikiem medycznym. Z rozmyślań o pochodzeniu krwi, wyrwał mnie krzyk:
- Halo!? Czy ktoś tu jest?
Szybko schowałem się w krzaki i obserwowałem co się dzieje. Nagle zauważyłem dziwną postać przemieszczającą się w głąb lasu. Śledziłem jej kroki. Nie mogłem rozpoznać jej płci, ponieważ miała na sobie długi płaszcz. Jednak gdy zbliżała się do mnie usłyszałem znajomy głos. Był niewyraźny, ale dziwnie znajomy. Skoncentrowałem się, wytężyłem słuch i już po chwili byłem pewny, że to … Ada! Wyskoczyłem zza krzaków i krzyknąłem. Dziewczyna się przestraszyła i zaczęła uciekać. Pobiegłem za nią. Biegliśmy tak dobre kilkaset metrów, gdy dotarliśmy na polanę. Oczy otworzyły mi się ze zdumienia. Stała tam budowla o kształcie piramidy a wokół niej biegali ludzie z maskami niczym kosmici, niektórzy na swoich dziwacznych strojach mieli narysowane ryby. To było bardzo dziwne, lecz od myśli oderwał mnie nagły ucisk na mojej ręce. “Auć!” - pomyślałem. Spróbowałem się obejrzeć, ale poczułem ostrze na szyi. Chciałem uciec, lecz moje ciało struchlało, a ręce drżały, jak nigdy wcześniej.
- Ha! Dałeś się wrobić! - usłyszałem niski męski głos. Zobaczyłem odwracającą się Adę, śmiejącą się szyderczo wraz z mężczyzną.
Nie wiedziałem, o co chodzi i dlaczego ona śmieje się razem z nim!
- Tak, to ja. Zapewne widziałeś mój list gończy, jestem Roman Wągier. A o tę dziewczynę się nie martw, za kilka dni już jej nie będzie. Nic nie poczuje… Ha! Żartowałem! Poczuje i to bardzo...!
- Ada!! - ale ona mnie nie słyszała. To nie ona, on jej coś dał. Jestem tego pewien. Muszę ją jakoś wyrwać z tego transu, przecież ten zbir coś jej zrobi! Ale co ja mogę? Mam nóż na gardle (dosłownie!), udaję rapera, którym nie jestem i na dodatek nie mam pojęcia, w którą stronę zwiewać. Boże! Po co mi to było!? Wpakowałem się w okropne tarapaty. A Ada? Jak ja ją z tego wyciągnę? Muszę coś wymyślić, zanim ten mężczyzna zabije nas oboje. Próbowałem coś wymyślić, jak ocalić nasze życie, ale byłem tak sparaliżowany strachem, że nie byłem w stanie wpaść na logiczne rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Tak bardzo się bałem. Zimno ostrza na gardle przeszywało mnie na wylot. Trwaliśmy tak w ciszy i jedynie ludzie w maskach wydawali dziwne odgłosy. Kojarzyło mi się to z jednym z moich ulubionych filmów pod tytułem „Star Wars”, jednak w rzeczywistości to było znacznie gorsze. Nagle zawiązali mi oczy przepaską i zaprowadzili mnie w nieznane.

Gdy tylko zdjęli mi opaskę i wyszli, domyśliłem się, że uwięzili mnie w bunkrze. Było tam bardzo ciemno i zimno. Usłyszałem odgłos zamykających się drzwi. Wstałem i podszedłem. Przez dziurkę od klucza zobaczyłem Adę. Już miałem do niej krzyknąć, lecz powstrzymałem się w obawie tych napakowanych gości. Mogliby mi coś zrobić, albo co gorsza Adzie! Poczułem się bezużyteczny. Co ja mogę zrobić, tutaj? Gdyby tylko ktoś mi pomógł…
- Pssst.- usłyszałem.
- Pssst. Tutaj jestem. - powiedział cichy głos.
- Kto tam? - zapytałem również szeptem.
- Mogę cię stąd wydostać. Ale pod jednym warunkiem…
- JAKIM…?
To, co usłyszałem, nieomal zwaliło mnie z nóg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz