środa, 15 marca 2017

Halucynacje?

science-fiction
Nastąpił błysk, wszystko zniknęło. Sam leżał na swoim łóżku. Mama potrząsała jego ręką.
-Samuel wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! Trzeba wyprowadzić psa na spacer!- docierały do niego przytłumione słowa.
Chłopaka potwornie bolała głowa. Zdał sobie sprawę z tego, że wszystko, co teoretycznie się wydarzyło, było tylko wytworem jego wyobraźni. Zwlekł się z łóżka, włożył wygodne buty na swoje stopy, zawołał Fafika (pięćdziesięciokilogramowego bernardyna, którego dostał na swoje trzynaste urodziny) i wyszedł przed dom.
Poczuł świeże powietrze w płucach. Ahh ten nasz łódzki smog! Od razu poczuł się lepiej. Po krótkim spacerze, śniadaniu i prysznicu zajrzał do szafy, w której niespodziewanie znalazł oko. Nie było to jednak zwykłe oko, tylko takie o średnicy trzydziestu centymetrów, wnikliwie wpatrujące się w jakiś niezidentyfikowany punkt. Sam z zaskoczenia przetarł własne oczy. Chłopak szybko zamknął szafę, wmówił sobie, że to tylko halucynacje.

Wziął plecak i udał się do szkoły. Na lekcjach nie mógł się skupić, miał wrażenie, że ktoś go ciągle obserwuje. W ciągu tego dnia często nękały go wspomnienia, niczym z drugiego życia. Widział dziewczynę, jednocześnie wydawała mu się obca, a jednak znajoma. Nareszcie zadzwonił ostatni dzwonek. Nastolatek zerwał się na równe nogi i czym prędzej udał się do domu.



W szafie oka nie było. Sam doszedł do wniosku, że już kompletnie zwariował. Zaczął się nawet zastanawiać nad wizytą u psychiatry. Ulica Aleksandrowska wydawała mu się wyjątkowo atrakcyjnym miejscem.

Sam nie mógł zasnąć, wiercił się w swoim łóżku i nie mógł znaleźć dla siebie miejsce. Postanowił wyjść na balkon. Noc była wyjątkowo piękna. Spojrzał na miasto, o tej godzinie wszystkie światła tworzyły niebieskawą poświatę. Budynki rzucały długie cienie, przypominające olbrzymie potwory. Ulica była praktycznie pusta. Jak do tej pory udało mu się doliczyć jedynie kilku samochodów, które samotnie ją przemierzały. Odnosiło się wrażenie, że miasto zamarło. 

Nagle Sam zauważył coś, co nie pasowało do reszty opisanego krajobrazu. Jakiś obiekt sunął po ulicy. Chłopiec doszedł do wniosku, że wspomnianym przedmiotem może być to oko, które znalazł rano u siebie w szafie. Wtem trafił go piorun i stracił przytomność. Obudził się w innym świecie. Znajdował się w jasnym pomieszczeniu. Sam wstał, zrobił kilka kroków i od razu tego pożałował. Niczym klatka więziło go pole magnetyczne, skutecznie uniemożliwiając oddalenie się z miejsca, w którym się obudził. 

Zauważył stół z pierdyliardem przycisków różnej wielkości, kształtów i kolorów. Uwagę Sama szczególnie przykuł jeden z nich. Był stosunkowo duży, leżał na samym środku i był przykryty szklaną klapką. Obok niego znajdował się napis “ Pod żadnym pozorem nie wciskać”. Chłopak nie byłby sobą gdyby nie uchylił nieco klapki i nie nacisnął wspomnianego przycisku. Ziemia zadrżała, rozstąpiła się podłoga, a z niej wyłoniła armia niewielkich robotów, przypominających drony. Armia wzniosła się do góry i poleciała nie wiadomo gdzie. Zapewne zastanawiacie się, jak udało się im wydostać ze wspomnianego zamkniętego pokoju. Okazało się, że owy pokój był tylko hologramem.

Sam zastanawiał się po co ktoś miałby trzymać w swojej piwnicy armię dronów. Jednak inne pytanie zaprzątało jego głowę jeszcze bardziej. 
Jak on do diabła mam się stąd wydostać i gdzie właściwie się znalazłem?
Nagle zauważył małpę z kluczem na szyi. Przypomniał sobie, że w kieszeni zostało mu jego drugie śniadanie, którym był banan. Instynktownie małpa zaczęła biec po banana, wpadła w pole elektromagnetyczne, uruchamiając mechanizm uwalniający go z pułapki. Odrzut pola był jednak tak duży, że małpa uderzając o podłogę skręciła sobie kostkę. Sam, litując się nad małpą, schował ją do plecaka pomiędzy książkami. I tak zaczęła się ich wielka, wspólna przygoda. Przyjaźń pomiędzy człowiekiem i małpą Rufusem o ponadprzeciętnej inteligencji rozkwitała z każdym kolejnym dniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz