niedziela, 19 lutego 2017

Wymyk


Most. Co to może znaczyć? Kompletnie załamany siedziałem w pokoju, słuchając dobiegających z każdego kąta okrzyków kipiącej ze złości mamy. Cóż mi dał ten półgodzinny rajd po mieście? Niczego się nie dowiedziałem i byłem jeszcze bardziej skołowany, niż przed wyjściem. Nie było mi dane odpocząć. Od drzwi otrzymałem uderzenie młotem - to był wrzask.

- Wynoś się stąd, precz! - poziom jej zdenerwowania wzrastał coraz bardziej. - Patrz jaki syf tu zostawiłeś! Ten dom jest jak chlew! Na dodatek jestem z tym sama, nie masz ojca. Myślisz, że praca w firmie połączona z wychowywaniem w domu takiego rozwydrzonego czternastolatka to przyjemność?! Na dwór, durniu, nie pokazuj mi się tu do końca dnia! - I wybiegła zalewając się łzami. Zapewne powróciła do śledzenia ekranu włączonego laptopa, gdzie w Exelu były wykonywane jakieś skomplikowane obliczenia. Zawsze w ten sposób uciekała od świata, gdy najeżała się na wszystko niczym kaktus.

Patrzyłem w ślad za nią i wydało mi się nagle, że mama pękła. Wybuchła. Te wszystkie zdarzenia były takie gwałtowne, dziwaczne. Zdawało mi się, że coś skrada się w cieniu, jak wąż i tylko czeka, by zaatakować. I jeszcze te napady nerwów - były coś nie w jej stylu. Wszystko wokół nas zdawało się być zatrute, nasze relacje stały się silnie toksyczne.

Szósta wieczór, piątek. Ta ilość problemów, które mieliśmy nagle na głowie, doprowadzała mnie do jakiejś nieznanej choroby psychicznej!

Już od wczoraj ciekawość wezbrała we mnie. Ta sprawa z zaginięciem Ady była niepokojąca. Powtarzałem sobie w myślach treść listu-groźby i bezwiednie grzebałem w śmieciach na moim biurku. W pewnej chwili mój wzrok natrafił na malutką kartkę złożoną na czworo. Nie wyglądała na moją. Pomimo ogromnego bałaganu w pokoju, byłem w stanie rozpoznać własne śmieci. Należy do mamy? Mało prawdopodobne, nie postawiłaby nogi w to bagno. Ada? Czy zgubiła to wtedy, gdy tak bezceremonialnie wyprosiłem ją stąd? Cóż, należało sprawdzić, ale już po przeczytaniu pierwszych słów tej instrukcji poczułem się jeszcze bardziej zagubiony.

Skład: cztery koła zębate dwucalowe, jedno opakowanie Poxiliny, prowadnica, przewód łączący miedziany, czujnik ruchu led.
Instrukcja wykonania łączenia mostowego: 
1. Koła zębate zespoić z elementem przekaźnika w windzie.
2. Prowadnicę przymocować przy pomocy Poxiliny do przełącznika napięcia.
3. Wykonać obwód zabezpieczający przy pomocy przewodów łączących, końcówki zespawać i zabezpieczyć taśmą scotch.
4. W jednym z kół zębatych umieścić czujnik.
5. Baterię czujnika zabezpieczyć przed wilgocią.

Mrugałem powiekami, czytając po raz pięćdziesiąty tę dziwaczną instrukcję. Cóż to mogło być? Plan konserwatora wind? Skąd się to mogło wziąć wśród moich gratów? Próbowałem sobie wyobrazić konstrukcję powstałą w efekcie postępowania krok po kroku zgodnie z przeczytaną listą, ale nie potrafiłem znaleźć sensu w tworzeniu obejść i obwodów na czymś, co należy do gotowego urządzenia. Chyba, że... Nie, to było już kompletnym wariactwem!

Mama akurat zamknęła się na klucz w swoim pokoju. To był idealny moment, aby wyrwać się stąd choćby na chwilę. Już nie raz wymykałem się z domu. Przestałem pytać mamę o jakąkolwiek zgodę i sam podejmowałem decyzję. Kiedyś osaczała mnie jak ośmiornica, próbowała wszystko kontrolować. Teraz, po tym, jak zacząłem chodzić do tej nowej szkoły, mam wrażenie, że mama zupełnie przestała sobie radzić ze światem i wylewa na mnie dzień w dzień pomyje absurdu. Rysa na szafce!  Czy to naprawdę jest powód do piętnastominutowego jazgotu? Jednak nie mogę przecież ot tak pokazać się na mieście, szukając miejsca całego zajścia. Na szybko ułożyłem w głowie cały plan działania.

Chociaż było ciepło, z mojej pojemnej szafy wyjąłem długą bluzę z kapturem, którą kiedyś dostałem od dziadka. Okazała się jednak za duża i od tego czasu kurzyła się w moim “ciucholandzie”. Zaczesałem moją długa grzywkę na bok, ubrałem luźne dresy i adidasy. Włożyłem znaleziony wśród rupieci na półce modny zegarek i na szyję założyłem czarno-niebieskie słuchawki. Jeszcze tylko bandana i okulary przeciwsłoneczne. Teraz wyglądałem jak nie ja. Raper Igor. Nie brzmiało to zachwycająco, ale musiałem jakoś się kamuflować.

Wyszedłem. Pewnym krokiem przeciąłem ulicę przy moim lokum i udałem się w stronę jedynego mostu, jaki znajdował się w tym mieście. To pewnie tam stało się coś z Adą. Dobrze by było, gdyby się jednak znalazła. Jestem w stanie ogarnąć wrzeszczących, złodziei, grożących, ale zupełnie nie radzę sobie ze znikającymi. Ludzie patrzyli na mnie spod oka. W pewnej chwili obok mnie pojawiła się jakaś nieznana grupa. Wyglądali zupełnie podobnie do mnie. Prawdziwi fani rapu. Najwyższy z nich był obwieszony złotymi łańcuchami i głośno podśpiewywał ulubione kawałki. Szli w tę samą stronę co ja. Super. Dyskretnie dołączyłem się do jednego z kompanów z nowoczesną fryzurą. Szedłem tak, by nikt mnie nie dostrzegał. Powoli i spokojnie. Udawałem, że słucham muzyki i niemo wypowiadałem jakieś nieznane mi, wymyślone wyrazy imitujące tekst piosenki.

Przed mostem był las. Całkiem dziwny, bo odkąd pamiętam, nigdy gałęzie nie były zielone. Ada, proszę cię, bądź tam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz