sobota, 14 stycznia 2017

CO JEST, A CZEGO NIE MA?




– Nie dowiesz się niczego więcej, ponadto co zarejestrował twój własny umysł. I żeby było zabawniej... tylko ty sam masz do niego KLUCZ.
– Kim w takim razie jesteś ty? Nic z tego nie rozumiem – ZAPYTAŁ Sam i uświadomił sobie, że po raz nie wiedzieć już który wypowiada to zdanie.



– No, wiesz... znasz historię dra Jekylla i mr Hyde'a?

– Coś mi się niejasno przypomina, ale nie widzę związku...

– Wkrótce zobaczysz. Tylko, że przy dzisiejszych cybermożliwościach jest to dużo bardziej skomplikowane.

– Tego akurat nie musisz mi mówić – Sam czuł, że zaczyna wpadać w PANIKĘ.

– Sam! Nie bądź babą, nie panikuj! Wszystko jest w twoich RĘKACH, ściślej mówiąc, w twoim umyśle a umysł jest przecież piękny, nie?

Przez głowę Sama przemknęły jakieś niewyraźne, na wpół uświadomione skojarzenia: piękny umysł, urojenia, Charles... Spojrzał badawczo w twarz Charlesa i nagle zauważył na niej oznaki niepokoju, by nie powiedzieć strachu. OCZY ściemniały i nerwowo biegały z kąta w kąt. Nie zostało śladu po dotychczasowym opanowaniu.

– Uspokój się – syknął wściekle.

W głowie Sama zaczęła świtać coraz bardziej natrętna MYŚL, że Charles w jakiś sposób jest przeszkodą w osiągnięciu tego, co najważniejsze, czyli odnalezieniu siostry. Ten zaś zdążył się już znowu uspokoić i odzyskiwał zachwianą na chwilę przewagę nad chłopcem.

– No, nie przesadzajmy, Sam. Chyba się mnie nie boisz ani też nie wierzysz, że ja zacznę bać się ciebie. Nie sądzisz, że byłoby najlepiej, gdybyśmy współpracowali? Powiedziałem ci przecież, że to ja jestem twoim szefem, a tego klucza nie traktuj tak dosłownie. Umówmy się tak: ty masz klucz, a ja wiem gdzie są drzwi.

Sam, któremu przez chwilę wydawało się, że widzi świtało szansy w tunelu, ponownie stracił całą energię i powtórzył po raz kolejny:

– Ja naprawdę absolutnie nic z tego nie rozumiem! Ja chcę do domu!

W tym momencie Sam uświadomił sobie, że tłum, który przed rozmową z Charlesem teatralnie oświadczył, że na niego czeka, otacza go kręgiem dużo ciaśniejszym niż na początku. A równocześnie z tą konstatacją przyszła druga: to nie są ludzie. No cóż, tego akurat można było się spodziewać. Tłum przypominał do złudzenia ludzkie istoty, jednak składał się z mistrzowsko skonstruowanych androidów. Nie tylko mówiły chórem, ale i każdy ruch i gest wykonywały idealnie równo, gdyby nie to, że nie były osobami, można by powiedzieć – wspólnotowo. Niestety, nie były to gesty wobec Sama przyjazne.

- No więc, jak już się rzekło, czekamy na ciebie.
Wszyscy jednocześnie zrobili krok do przodu, dokładnie tej samej długości. Potem jeszcze jeden, mniejszy, bo na długi nie starczyło już miejsca. Otaczali przecież Sama zamkniętym kręgiem. Sam, czując ponownie narastającą panikę, rozejrzał się – gdzie nagle zniknął Charles. W kręgu go nie było.

– Hop, hop! Tutaj! – usłyszał głos gdzieś w górze, nad swoją głową.

Charles lewitował pod sufitem bunkra, wyglądał na rozluźnionego i szczęśliwego. Tęczowy szalik radośnie powiewał wokół jego głowy.

– Mógłbym stwarzać pozory, że mój szalik ma właściwości antygrawitacyjne, ale skoro już ustaliliśmy, że jesteśmy w twoim mózgu, nie ma potrzeby bawić się w kotka i myszkę. Jakieś przydatne właściwości, poza przyjemnym ogrzewaniem szyi, ta wdzięczna część garderoby jednak posiada – złapał dłuższy koniec szalika i przyciągnął niżej. Trzymał go teraz jedną ręką niczym starożytny zwój, a drugą naciskał na nim jakieś niewidoczne klawisze. W tym momencie chór androidów – równo i ostro – zaintonował dziwną pieśń. Nie brzmiała uspokajająco.

– Wielkie nieba! On nimi STERUJE! Ten szalik to pilot do androidów! – Sam niemal zawołał to na głos. W następnej sekundzie zrozumiał, że w odniesieniu do Charlesa nie ma większego znaczenia, czy swoje myśli wypowiada na głos czy nie.

– Brawo! Nareszcie jakaś żywsza myśl! Może nie będę się musiał za ciebie czerwienić – Kolejne muśnięcia niewidzialnego guzika na szaliku i kilkadziesiąt aneroidalnych ramion podniosło się w górę. Połowa rąk była zaciśnięta na solidnych pałkach.

– Boże, żebym tylko mógł wiedzieć, gdzie jest granica między realnym a urojonym… Kto tu istnieje naprawdę, a kto tylko w moim mózgu? I czy to w moim mózgu jest dla mnie mniejszym czy większym zagrożeniem niż byty od niego niezależne…? Nie, tego się nie da ogarnąć! Lucy…

Nie wiedział, skąd nagle przyszła myśl o siostrze ani jaki miał być jej dalszy ciąg, ale w momencie, gdy się pojawiła, do lewitującego Charlesa dołączyła druga postać.

– Karolina!

Imię to wypełniło całe jego wnętrze jak rozprężająca się wata. Nie było to niemiłe uczucie, zwłaszcza że niosło spokój i poczucie bezpieczeństwa.

- Tak, to ja – powiedziała dziewczyna, a Sam pomyślał, że zdolność czytania myśli może być bardzo irytująca. Zwłaszcza kiedy to inni czytają twoje.
– Uważaj teraz! Skup się! Start! 

„Kochany Samie. Jeśli słuchasz tego listu, to znaczy, że żyjesz i to jest najważniejsze. Bo skoro żyjesz, możesz mnie odnaleźć i uratować, a więc moja nadzieja, że wciąż mogę na ciebie LICZYĆ, nie była daremna. Oczywiście, zakładając, że naprawdę żyjesz. Najważniejsze, żebyś zachował jasność myślenia. A więc pamiętaj: imiona mają znaczenie, śmierć jednego nie musi oznaczać śmierci drugiego, koperta tego listu jest najpewniejszą drogą do celu. To wszystko, co mogę ci powiedzieć. Wiem, że zawsze myśleliśmy podobnie, więc powinieneś zrozumieć. Jaśniej nie mogę, bo wtedy wszystko przepadnie. Na wszelki wypadek zapisz sobie WSKAZÓWKI o imionach, śmierci i kopercie. Muszę kończyć. Jest coraz trudniej.

Ale ...

Głos dziewczyny zaczął się rwać, a jej postać jakby zbladła. Usłyszał jeszcze tylko: "twoja kochana ... siostra... Lucy".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz