sobota, 17 grudnia 2016

Wieża strachu


Jechaliśmy z prędkością 160 km/h, wieża, przez którą najadłem się strachu, była już daleko za nami. 

Kierowałem się na północ. Dodałem gazu. Wyprzedzałem kolejne samochody, nie patrząc na ich rejestrację. Zrobiło mi się bardzo ciepło. Minąłem moją ulubioną barokową fontannę. Uchyliłem okno. Świst powietrza i nierówny oddech Skarabeusza to jedyne co słyszałem. Wjechałem na autostradę, droga była prosta, uwielbiam szybką jazdę. Nagle przypomniał mi się mój najgorszy koszmar.

Biegnę przez stare, zbombardowane miasto. Otoczone jest, a raczej było, wysokim murem oraz piaskiem. Mam dość piasku, ale jestem przecież na pustyni. Podbiegam pod mój namiot, generał już tam stoi. Wykrzykuje coś do swojego podwładnego, Patryka. Przerywam mu i informuję:

- Generale, melduję, iż wszystkie wrogie jednostki zostały wyeliminowane.

- Świetnie, poruczniku.

Nigdy jeszcze nie był taki dumny, to była jego pierwsza tak długa misja, gdzie odgrywał tak ważną rolę.

- Co mam teraz zrobić?

- Zabij świadków.




- Hej! Halo!!! Słyszysz mnie? Zwolnij!

- Co? O co chodzi?

Popatrzyłem przed siebie i zauważyłem ciężarówkę, w ostatniej chwili udało mi się ją wyminąć.

- Co ty wyprawiasz?!? Oszalałeś? Jesteśmy już bezpieczni.

Noga mojego towarzysza przestała krwawić. Zwolniłem. Zauważyłem, że moje ręce cały czas były zaciśnięte na kierownicy. Rozluźniłem się i pojechałem do restauracji znajdującej się przy drodze. Zaparkowałem samochód. Opuściliśmy pojazd, zobaczyłem wielki billboard najnowszego magazynu dla sportowców ,,Giorgiowani". Zawsze interesowałem się piłką ręczną, ale nie było czasu na rozmyślanie o takich głupotach. Czas uciekał, a ja musiałem zrobić mojemu przyjacielowi opatrunek i kupić coś do jedzenia. Gdy dotarłem do drzwi restauracji, zobaczyłem ogłoszenie.

Ogłoszenie

Z okazji zbliżające się magicznego i świątecznego czasu, zespół naszej restauracji chciałby poinformować, iż dnia 23 grudnia  o godzinie 17:00 odbędzie się występ znanego na całym świecie klubu tanecznego ,,Aniołek".


Po przeczytaniu tej informacji stwierdziłem, że kawa tego dnia będzie droższa niż zwykle i zapisałem w moim notesie, aby tu 23 grudnia nie przychodzić. Jednocześnie wydało mi się trochę dziwne to, że informacja o grudniowym występie pojawia się już w sierpniu...

Otworzyłem drzwi i wkroczyłem do pomieszczenia. W środku było pełno ludzi ubranych na czarno. Nie wyglądali na przyjaznych. Udałem się do kasy, zamówiłem dwie kawy i bandaż. Dostałem moje zamówienie już po trzynastu minutach. Kiedy wracałem do auta, moim oczom ukazał się umięśniony mężczyzna. Miał pistolet w ręce, lecz nie zauważyłem żadnej policyjnej odznaki. Palił cygaro. Zobaczyłem też trzech innych wyglądających bardzo podobnie barczystych miłośników podnoszenia ciężarów. Mając na uwadze swoje życie, nie miałem zamiaru ani ich zaczepiać, ani nawet patrzeć w ich stronę. Wychodząc z restauracji, zobaczyłem tylko ich cienie.

Wróciłem do samochodu i opatrzyłem ranę mojemu towarzyszowi podróży. Musiałem się skupić. Jeszcze raz spojrzałem na billboard i odjechałem.

- I co teraz? - zapytał Skarabeusz.

- Nie mam zielonego pojęcia... O nie! Zapomniałem mojej kawy!

- Musimy się dowiedzieć kto mnie postrzelił. Wyciągnij mapę.

-No dobra, ale ja już zasypiam za kierownicą, może zrobimy to jutro?

-Nie ma mowy! Dzisiaj zaczęliśmy, dzisiaj skończymy.

Pomyślałem, że chciałbym już usiąść na mojej kanapie i pooglądać sport. Miałem wielką ochotę na kawę, lecz bałem się wrócić do miejsca, gdzie najprawdopodobniej ludzie wstrzykiwali sobie sterydy.

- Dobra, teraz musimy tam wrócić. Najlepiej będzie jak kupimy nową broń.

-Nie, bierzemy tę i wracamy, chcę tylko poobserwować.

-No dobrze.

Nie byłem przekonany do tego planu, ale zawsze ufałem Skarabeuszowi, musiałem wrócić tam, gdzie go postrzelono.

Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Okazało się, że musimy przejechać dwieście kilometrów. Byłem wyczerpany i znudzony podróżą. Dojechaliśmy na miejsce. Skarabeusz wyszedł z auta i poszedł przed siebie. Zrobiłem to co on. Dotarliśmy do wieży, a następnie do wielkiego urwiska. Zacząłem się rozglądać. Mój towarzysz znalazł klapę w ziemi. Weszliśmy tam. Było ciemno. Bałem się zapalić latarkę. Dotarliśmy do drabiny i zeszliśmy nią na sam dół. Nagle okrążyło nas pełno ludzi z bronią. Zaczęli celować we mnie. Skarabeusz się uśmiechnął i podszedł do jednego napastnika. Mój przyjaciel odwrócił się i z szyderczym uśmiechem zaczął mówić:

- Nie chciałem cię wciągać w tą sprawę, lecz bałem się, że sam dojdziesz do prawdy. Musiałem cię oszukać. Witaj w mojej tajnej bazie.

Nie potrafiłem się odezwać. Zimny pot spłynął mi po plecach. Miałem zdrętwiałe palce. Skarabeusz mnie oszukał. Teraz już wszystko wiem. Jeden z napastników podszedł do mnie i nałożył mi worek na głowę. Był to jeden z mężczyzn, których widziałem w restauracji. Przeraziłem się, ponieważ worek śmierdział bardzo znajomo. Zamknąłem oczy i zapadłem w głęboki sen. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz