Sam był w szoku. Wydawało mu się, że śni.
- Może to rzeczywiście sen? - pomyślał.
Blaszana postać patrzyła się na niego. Kiedy zaczęła iść, Sam podążył za nią. Nie wiedział gdzie idą - szczerze go to nie interesowało. Po prostu chciał się dowiedzieć czegokolwiek, zakończyć ten obłęd.
Nagle na komunikatorze Sama pojawiła się wiadomość :
“Bądź cicho, bo nas znajdą!”
Poczuł się nieco urażony i zmieszany. Spojrzał w górę i zobaczył niebo pełne spadających gwiazd. Jakby na tej planecie cały czas mogły się spełniać życzenia.Po pewnym czasie, kiedy przeszli przez stary, kamienny most, Sam po prawej stronie ujrzał szare pole. Podłoże nie było wykonane z trawy tak pięknej i zielonej, jaką spotyka się w ziemskich parkach. Było pokryte metalem, odbijającym światło gwiazd. Wydawało mu się, że nikogo tam nie ma, że są sami. Jego uwagę przykuły wielkie metalowe skały, lecz ku jego zdziwieniu, były to mechaniczne owce.
Między nimi stała tajemnicza postać, trzymająca długą laskę. Sam miał wrażenie, że postać ma na twarzy maskę. Tuż obok, na kamiennym drzewie dostrzegł przybite ogłoszenie:
Uwaga!
Mieszkańcy Iksylndii, w waszych domostwach kryją się SZPIEDZY!
Bądźcie czujni i nie dajcie się zwieść pozorom!
Wszelkie informacje o podejrzanych cyberprzestępcach będą nagradzane!
Niezwłocznie zawiadomcie członków cybergwardii.
Wasz Astralny Wódz Cyrberg.
Postać w długiej szacie stuknęła laką i mózg przewiercił mu przeszywający dźwięk. Szybko odwrócił wzrok i ruszył dalej za baldurą. Nie miał pojęcia, o jakich szpiegów chodzi. Czy to był tym poszukiwanym osobnikiem? Czy grozi mu niebezpieczeństwo?
Po kilku cybergodzinach dotarli do wąwozu, w którym znajdował się przysadzisty, tajemniczy budynek bez szyb. Wyglądał odrobinę jak bunkier, jednak był na niego zbyt wysoki. Kiedy weszli do środka przez ogromne hebanowe drzwi, zobaczył gromadę ludzi patrzących w ich stronę.
- Witaj Sam! Czekaliśmy na ciebie - odezwali się chórem, jakby ćwiczyli tę kwestię przez długi czas.
Z tyłu dostrzegł jakąś dziewczynę… Jej twarz, włosy, oczy - wszystko to wydało mu się znajome. Jakby się już kiedyś spotkali. W innym życiu, w innym czasie. W głowie pojawiło się imię - KAROLINA. Był pewien, że właśnie tak się nazywa. Patrzyła na niego łagodnie, ale jakoś tak smutno, jakby żałowała, że nie są sami i nie mają czasu na rozmowę. Po chwili Karolina zniknęła za szarą kotarą. Przyrzekł sobie, że ją odnajdzie i zapyta, kim jest i skąd się znają.
Wziął głęboki oddech i powrócił do zgromadzonych ludzi, przewiercających go spojrzeniami. Właściwie podróż do tego miejsca trwała na tyle długo, że nie wywarło to na Samie żadnego wrażenia. Był zmęczony. Wszystko go bolało i już gubił się w swoich domysłach. Nie wiedział, co jest rzeczywistością, a co tylko wszczepionymi wspomnieniami.
- Na mnie? - był wyraźnie zdezorientowany. Nie wiedział, co się dzieje i co tu robi, więc jakim cudem oni to wiedzieli? - Wybaczcie mi, ale ja nawet nie wiem, gdzie jestem.
Nagle do Sama podszedł mężczyzna ubrany w długi, szary płaszcz. Położył mu rękę na ramieniu, a na jego starczą twarz wstąpił miły uśmiech. Jednak uwagę Sama przykuł jego szal, który połyskiwał wszystkimi kolorami tęczy, jakby był zrobiony ze szkła i odbijał światło lamp.
- Chodź ze mną, chłopcze. Zaraz wszystko ci wyjaśnię.
Sam niepewnie stawiał kroki za mężczyzną, rozglądając się po szarym korytarzu, jakby chciał zapamiętać każdy jego szczegół. Jednak po chwili stwierdził, że to zwykły, szary korytarz i ma ważniejsze zmartwienia, niż krzywo nałożona farba. Na przykład chciałby wiedzieć, co tu się dzieje i czemu czekano akurat na niego.
Przeszli do niewielkiej sali, w której znajdował się tylko stół i kilka krzeseł. Wyglądało to na małą jadalnię.
- Nazywam się Charles, jestem szefem tego ośrodka, a właściwie twoim.
- Moim?! Jak to jest możliwe?
- Już wyjaśniam. Czy wiesz, gdzie się obecnie znajdujesz? - zapytał przyglądając się chłopakowi.
- Nie mam pojęcia - odparł szczerze wzruszając ramionami.
- Jesteś w swoim umyśle.
- Moim umyśle? Jak to w moim umyśle? To możliwe?
- Tak, jesteś w swojej podświadomości.
- Podświadomości? Ale ja nic… Ja nawet nie wiem, kim właściwie jestem... - Sam kompletnie się zmieszał, nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć. - Jak można żyć w swojej podświadomości, kiedy nawet się nie wie, kim się jest?
- Nazywasz się Sam Cortland. Dostałeś zadanie, które polega na odnalezieniu Lucy. Lucy Cortland.
Imię wypowiedziane przez nieznajomego wywarło ogromne wrażenie na Samie. Nagle w jego głowie pojawiły się obrazy - rozmazane, a jednak czytelne. Dwójka dzieci bawiąca się w berka na podwórku w słoneczny dzień. A potem płacz. Stłumiony krzyk dziewczyny rozległ się w jego głowie, powodując nieprzyjemne pulsowanie. Świat mu zawirował. Zwrócił swój wzrok w kierunku Charlesa.
- Lucy Cortland. Moja siostra. Ja… Co z nią? - jego dotychczas spokojny głos zaczął przenikać paniką, oddech przyśpieszył.
- Twoja siostra ma pewne… zdolności. Wraz z moimi współpracownikami chcieliśmy je zbadać. Wszystko byłoby dobrze, ale została porwana. I nie jest to nasza wina.
Sam nie wiedział, co powinien zrobić. W głowie kołatało mu milion myśli. Jego siostra nigdy nie wykazywała się żadnymi nadprzyrodzonymi zdolnościami. Przypomniał mu się obraz dziewczyny podłączonej do androidów. Przypomniał sobie wyraz jej twarzy. Niby spokojny, jakby była nieświadoma tego, co dzieje się dookoła. Jednak jej oczy zdradzały świadomość. Nie była przerażona. Była zdeterminowana, jakby walczyła, by się nie poddać, nie upaść.
- Charlesie - jego głos stracił przerażoną nutę. Stał się stanowczy, mocny, jakby nie należał do niego. Sam czuł, jakby to nie on mówił, a ktoś, kto stoi obok. Ale słowa wychodziły z jego ust. - Muszę ją odzyskać. Jednak - dodał, kiedy zobaczył, że usta starca już się otwierają - chcę wiedzieć wszystko. Od początku.
c.d.n….
Pamięci Karoliny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz