czwartek, 15 grudnia 2016

Misja



– Ej, z kim rozmawiasz?! Kogo widzisz?! – jak przez gęstą mgłę przebiły się do niej słowa. Czuła, że coś się w tej rzeczywistości nie zazębia. Kto to mówi?

– Błagam, odezwij się! Znalazłaś ją? Widzisz jakąś kobietę? Jak wygląda?

Iris otworzyła oczy i natychmiast zaczęła krzyczeć. Twarz mężczyzny, która wypełniała całe pole jej widzenia, cofnęła się gwałtownie, kiedy jej właściciel odskoczył do tyłu. Strącona ze stolika strzykawka stłukła się z lekkim brzękiem na kamiennej posadzce. Krzyk dziewczyny umilkł jakby przecięty odłamkiem szkła.


– Dobry Boże, co się dzieje? Co to wszystko znaczy? – wyszeptała zdrętwiałymi wargami. – Gdzie jest ta straszna wiedźma?

– Nie wiem, o kim mówisz. Kobieta, do której chcę dotrzeć przy twojej pomocy, nie jest wiedźmą. Nie obrażaj mojej cudownej Elisabeth! – Mężczyzna usiadł ciężko na skołtunionej pryczy i otarł twarz dłonią. Iris zrozumiała, że od chwili, kiedy zobaczyła Edwarda zbliżającego się ze strzykawką, nie opuszczała tego kamiennego pokoju. Spotkanie z wiedźmą odbyło się gdzieś poza ciałem i było najwyraźniej skutkiem tego, co zawartość strzykawki zrobiła z jej świadomością. I w tym momencie wyzbyła się wszelkiego strachu. Zamiast niego wypełniło ją wielkie współczucie na widok rozpaczy malującej się na twarzy Edwarda. Chciała się na niego gniewać, w końcu naszprycował ją jakimś narkotykiem, ale – doprawdy – nie była w stanie. Nigdy jeszcze nie poczuła takiej więzi z kimś zupełnie przecież nieznanym i w dodatku tak niezrozumiale się zachowującym.

–Trudno, musimy spróbować jeszcze raz – mężczyzna rozejrzał się za nową strzykawką. Powinno jeszcze zostać trochę … Ale najpierw opowiedz mi dokładnie, co tam widziałaś. Może ona mimo wszystko tam była? Przypomnij sobie każdy szczegół, błagam! A potem i tak muszę cię tam wysłać jeszcze raz.

– Zwariowałeś?! – Iris na myśl o ponownym spotkaniu z wiedźmą, choćby tylko we śnie, zapomniała o zasadach etykiety. Zresztą po takim powitaniu czuła się z niej całkowicie zwolniona. – Ja do ciebie z dobrym sercem i z dobrą wolą przychodzę, narażam się, a ty tak? Co z ciebie za człowiek?!

Zdumienie wyparło z twarzy Edwarda prawie cały smutek. Bez niego wyglądał milej, choć równie bezradnie:

– Ale… przecież w ogłoszeniu wyraźnie napisałem, że chodzi o eksperyment. Przecież musiałaś je czytać, skoro przyszłaś…

– Ogłoszenie? Nic nie wiem o żadnym ogłoszeniu! Przyszłam z własnej woli. Chciałam cię poznać.

– Mnie? Poznać? – Zdumienie na twarzy mężczyzny można już było nazwać bezbrzeżnym. Ale … zastygł ze wzrokiem wbitym w gazetę, którą wziął ze stolika. – To ogłoszenie… Ja … Zaraz … Co to znaczy? To nie są przecież moje słowa! – Wciąż nie odrywał oczu od gazety.

– Panie Edwardzie – Iris jakoś mimowolnie przeszła jednak na pan. – Czy może mi pan wytłumaczyć, co tu się dzieje?

– W tym sęk, że nie mogę! To przecież niemożliwe. Patrz … Zaraz, jak ty właściwie masz na imię?

– Iris.

– No więc patrz, Iris! Tu jest to ogłoszenie, które osobiście zaniosłem trzy dni temu do redakcji. Tylko że to wcale nie jest to ogłoszenie! A jeszcze wczoraj było, bo ta gazeta leży tu od wczoraj. Czekaj, tu gdzieś miałem brudnopis… – przerzucił kilka książek i wziął do ręki wymięty papier. O, posłuchaj: „Zatrudnię młodą kobietę do pomocy przy eksperymentach parapsychologicznych. Pożądane: odwaga, wiara w duchy i długie ciemne włosy. Nie ponoszę odpowiedzialności za skutki uboczne eksperymentów. Za ryzyko płacę potrójnie.”

– O, rany! I pan myśli, że ktoś się skusi?

– Byłem pewien, że właśnie dlatego przyszłaś.

– No wie pan! Ale o co właściwie chodzi?

– Muszę skontaktować się z moją żoną. Zabrała do grobu pewną tajemnicę. Muszę do niej dotrzeć.

– Obawiam się, że jednak chyba panu nie pomogę – Iris uznała, że nawet najbardziej niezrozumiała skala empatii musi mieć granice.

– A ja się obawiam, że nie masz już odwrotu. – Podszedł do drzwi, przekręcił klucz, po czym wyjął go z zamka i schował do kieszeni. – Wybacz, ale innego wyjścia nie ma. A teraz patrz, co znalazłem na miejscu mojego ogłoszenia. Podsunął dziewczynie gazetę
i wskazał miejsce palcem. Iris przebiegła wzrokiem dwie linijki druku i zmartwiała. Tekst brzmiał: „Uważajcie. Tu są nie tylko anioły. Drewniany globus może strawić tylko gromniczy płomień. Caroline”.


Edward z wielkim napięciem śledził reakcję dziewczyny.

– Znasz jakąś Caroline? – zapytał po sekundzie wahania.

– Znam – wyszeptała Iris. – To moja przyjaciółka. Pochowaliśmy ją tydzień temu. Zmarła tragicznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz