- Wilkomirze, muszę ci coś powiedzieć. Kojarzysz zapewne opowieści o bogach, herosach czy innych mitycznych stworzeniach. Widzisz, sęk w tym, że ja właśnie jestem...Bogiem mórz... Wiesz Posejdonem...I jest taka sprawa, przegrałem swe zdolności w kości...
____________________________________________________________
Długa cisza sprawiła, że płomienie, które jeszcze minutę temu tańczyły własnym życiem, zaczynały powoli wygasać. Marynarz czuł jak wszystko w nim zastyga. W tym momencie pomyślał jakim jest idiotą. Cała ta wielka tajemnica, na którą zmarnował tyle czasu i energii, którą tak obsesyjnie chciał rozwiązać, okazała się jedną wielką głupotą. Czyż bogowie i herosi, to nie tylko i wyłącznie opowieści, bajki i zmyślone historie? W takim razie jak to mogła być prawda? Z drugiej jednak strony, ten świat jest jeszcze do końca nieodkryty i niezbadany, więc może jednak? W dodatku to tajemnicze pudełko, które widział w jego kajucie....
Tysiące myśli przebiegało przez głowę marynarza. Zastanawiał się co jest prawdą. Jego rozsądek bił się z sercem, które szczerze pragnęło zaufać starcowi. Wilkomir spojrzał jeszcze raz na człowieka podającego się za boga i coś w nim pękło. Widząc jego poważną minę błagającą o zrozumienie, postanowił, że wysłucha historii Manolina i wtedy zastanowi się co zrobi z tym dalej. Bóg mórz widząc wątpiący wyraz twarzy Wilkomira zaczął już tracić jakąkolwiek nadzieję na to, że mężczyzna uwierzy. Manolin był przekonany, że zaraz usłyszy gromki śmiech wraz z wieloma pytaniami na temat tego czy aby na pewno nie potrzebuje udać się do lekarza. Zatem wyobraźcie sobie jak bardzo starzec musiał być zaskoczony, kiedy osoba siedząca przed nim uśmiechnęła się ciepło i rzekła:
-Opowiedz mi coś więcej o tym.
Manolin bardzo zdziwiony, zastanawiał się czy przypadkiem może się nie przesłyszał. Dla pewności popatrzył w kierunku chłopca, który tylko wpatrywał się w niego w oczekiwaniu. Spojrzał jeszcze raz, a kiedy już miał pewność, że nie ma omamów, zatopił się we wspomnieniach. Chciał przypomnieć sobie każdy najdrobniejszy szczegół, żeby dokładnie przedstawić Wilkomirowi całą historię. Pamiętał wszystko bardzo wyraźnie, w końcu był to dzień, w którym stracił część siebie. Odetchnął głęboko i rozpoczął swoją opowieść.
Mieszkańcy miasta rozradowani tańczyli w rytm muzyki . Gdzieś w oddali słychać było zachęty straganiarzy do kupienia wszelakich przedmiotów oraz radosne krzyki i śpiewy ludzi. Całość emanowała pozytywną i ciepłą energią. Trwał właśnie festiwal ku czci bogów. Posejdon przechadzał się uliczkami unikając większych tłumów. Znudzony właśnie miał wracać do swego królestwa, kiedy spostrzegł karczmę pod Silberbergiem. Była to karczma , do której przychodzili pomniejsi bogowie, chociaż czasem nawet sam Zeus wpadał tam z wizytą. Po krótkiej chwili zastanowienia bóg mórz postanowił wejść na chwilkę i zamówić ambrozję z nektarem. Kiedy przekroczył próg od razu dostrzegł siedzącego przy barze Apolla rozmawiającego z Hermesem. Posejdon powoli do nich podszedł i przypadkiem usłyszał kawałek ich rozmowy.
- Co z tym zrobimy?- powiedział w panice Hermes.
- Trzeba się tego pozbyć, takie bzdury nie mogą się roznieść zarówno wśród ludzi jak i bogów!- krzyknął cicho Apollo.
Apollo szybko wyrwał z ręki Hermesa jakiś papier i schował go do kieszeni. Bóg olimpijski liczył, że usłyszy coś więcej, ale najwidoczniej to był koniec. Apollo nie zamienił już ani jednego słówka z Hermesem na ten temat. Bóg sztuki szybko dokończył swój nektar i już miał wstawać, kiedy nagle podszedł Posejdon, który bez ogródek od razu zapytał co to była za kartka. Apollo na początku się wykręcał, ale po tym jak bóg mórz zagroził mu, że ujawni bogom historie jego romansów z muzami, pokazał mu tajemniczy świstek. W końcu dla boga nie ma nic ważniejszego od dumy i honoru.
Posejdon wziął od niego kartkę i uważnie się jej przyjrzał. Była lekko zniszczona, ale dało się przeczytać cały tekst bez większych problemów.
KASYNO BLACK LOTUS
zaprasza wszystkich chętnych do udziału w grze śmierci.
Zasady rozgrywki są bardzo proste:
1. Jeśli przegrasz czeka cię śmierć, zesłanie do Tartaru lub w razie bliskiej wygranej utrata ważnej części siebie.
2. Wygrani mogą oczekiwać spotkania ze świętością, a któż z was nigdy nie marzył o spotkaniu z bogiem, który może spełnić wasze życzenie?
Już dziś o zmierzchu rozpoczynamy pierwszą rundę.
Zachęcamy do odwiedzenia BLACK LOTUS w mieście Pokaini, miejsca, w którym ukryte, niespełnione pragnienia i marzenia się spełniają.
Już dziś o zmierzchu rozpoczynamy pierwszą rundę.
Zachęcamy do odwiedzenia BLACK LOTUS w mieście Pokaini, miejsca, w którym ukryte, niespełnione pragnienia i marzenia się spełniają.
Bóg mórz wcale nie byłby tym jakoś szczególnie zdziwiony gdyby nie fakt, że ludzie przegrani trafią do Tartaru albo stracą coś ważnego. To nie jest coś o czym decyduje ktoś pierwszy lepszy, chociaż pewnie zastanawiacie się czemu Posejdona w ogóle nie zdziwiła informacja o nagrodzie, która mówiła o spotkaniu z bogiem, otóż widzicie, ludzie często wymyślali podobne bajki, byleby tylko zarobić jak najwięcej pieniędzy. Raz Posejdon przechadzając się przez ulice Granzamu, usłyszał jak jakiś handlarz oferował gosposiom za zakup trzech bochenków chleba audiencję u pana niebios, Zeusa. Innego dnia słyszał jak malarz , podając się za Apolla , proponuje dziewkom randki ,patrząc im głęboko w oczy oraz myśląc, że takim trikiem oczaruje wszystkie panny. Za każdym razem bóg mórz był coraz bardziej przerażony pomysłowością ludzi, ale musiał przyznać, że darzy ich pewną dozą szacunku. Przecież nie każdy ma odwagę narażać się na gniew bogów.
- Zamierzasz coś z tym zrobić Posejdonie?- Hermes wyrwał z zamyślenia boga mórz.
- Myślę, że to sprawdzę, w końcu na tym festiwalu jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak ciekawą grą.- Odparł podekscytowany Posejdon.
***
Posejdon nie mógł uwierzyć w to ,co przed sobą zobaczył. Budynek wyglądał jak wyciągnięty rodem z "Alicji w Krainie Czarów". Miał kształt ogromnego kapelusza, który przyozdobiony był kartami trefl, karo, kier i pik. Na środku był zaś olbrzymi napis mówiący o tym, że kasyno nazywało się Black Lotus. Przed wejściem znajdował się olbrzymi stół, na którym można było znaleźć herbatkę, ciasteczka, ciasta, laski cukrowe, bezy, babeczki, różne czekolady, cukierki. Tymi słodyczami częstował dzieci, przebrany za Marcowego Zająca ,człowiek. Niedaleko dało się dojrzeć kolejną przebraną osobę, tym razem Pana Gąsienicę , siedzącego na całkiem sporej wielkości grzybie, który w rzeczywistości był namiotem. Bóg mórz musiał przyznać, że całość wyglądała majestatycznie i tajemniczo.
-Coraz bardziej mnie to fascynuje.- mruknął pod nosem Posejdon.
Bóg mórz szybko podszedł do następnej przebranej postaci, którą był Żółwiciel. Żeby dostać się do środka i wziąć udział w grze, przy wejściu trzeba było wypełnić formularz z informacjami i po krótkim sprawdzeniu czy wszystko zostało poprawnie wpisane, gracz dostawał pieczątkę umożliwiającą udział. Żółwiciel podał Posejdonowi formularz wraz z długopisem. Przy rubryce imię i nazwisko wpisał Zen Wistalia, a jako datę urodzin wpisał 23 sierpnia 1892r. W pozycji miejsce zamieszkania wpisał karczmę pod Silberbergiem, a w zainteresowaniach łowienie ryb i imprezowanie. Posejdon oddał kartkę Żółwicielowi i w zamian otrzymał pieczątkę w kształcie kwiatu lotosu wraz z instrukcją. Stanął przed wielkim wejściem i wrota do kasyna się otwarły. Bez wahania przez nie przeszedł, wyczekując już tylko rozrywki, która zabije trochę czasu.
Wnętrze, tak jak bóg mórz myślał, było zrobione w tym samym stylu co zewnętrzna część budynku. Z sufitu zwisały zegarki kieszonkowe i szachy, a na końcu sali można było dostrzec tablicę udekorowaną filiżankami. Ściany zdawały się być wielkimi kartami, a podłoga szachownicą. Po prawej stronie znajdował się bar i restauracja, w których klientów obsługiwali Szalony Kapelusznik i Biały Królik wraz z Alicją. Spojrzał jeszcze raz na salę i pomyślał, że jest naprawdę wielu głupców, którzy chcą wziąć udział w tej grze śmierci.
-Co poradzisz?- zadał pytanie bóg mórz, jakby myślał, że ktoś udzieli mu odpowiedzi.
Na instrukcji, którą Posejdon trzymał, było napisane, że dokładnie o 18 godz. zostaną przedstawione pary, w których będą musieli przejść eliminacje. Bóg mórz zerknął szybko na zegarek i po stwierdzeniu, że ma 15 minut postanowił stanąć w rogu i poobserwować rywali.
***
Punktualnie o 18 na zwisającej z sufitu tablicy zostały wyświetlone pary, których było czterdzieści pięć. Posejdon rozpoczął poszukiwania swojego przybranego nazwiska. W pierwszej, drugiej i trzeciej kolumnie go nie było i już chciał przeglądać czwartą, ale ktoś zaszedł go od tyłu i cicho szepnął:
-Dawno się nie widzieliśmy Posejdonie.
Na dźwięk swojego imienia bóg mórz gwałtownie się odwrócił i jego oczom ukazała się osoba, której się tutaj by nigdy nie spodziewał.
-Afrodyta!- krzyknął cicho bóg mórz.
-Ciii- bogini przyłożyła palec do ust Posejdona.- Tutaj nazywam się Karolina Phantomhive.
***
Pamięci Karoliny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz