Intrygujący wilk morski z niego, nie powiem, nie. Dodatkowe informacje, dały mi nieco do myślenia. Zdecydowanie czuję do starca sporą dozę respektu. Z moich rozmyślań wyrwał mnie krzyk. “PALI SIĘ!”, na statku zapanował chaos. Ludzie biegali we wszystkie strony, nie wiedziałem, co się dzieje. Starałem się ogarnąć nieco myśli i, co najważniejsze, nie wpadać w panikę. Ogień rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie. Zauważyłem Manolina biegnącego ze skrzynką pod pachą, zacząłem za nim podążać.
***
Szalupa kołysała się miarowo, słońce świeciło niemiłosiernie, paląc twarze rozbitków. Niebo było zaskakująco błękitne. Wygłodniała załoga, a właściwie jej garstka, ostatkiem sił utrzymywała się przy życiu. Nagle ich oczom ukazała się wyspa, zaskoczeni ocaleńcy zaczęli wiosłować w jej kierunku.
***
Gdzie to jest? Przecież nie mogłem go zgubić? Cholera jasna! Już tego nie odzyskam…
***
Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, że najbliższa noc może być deszczowa. Rozbitkowie woleli jednak się ubezpieczyć. Młody żeglarz, pierwszy, drugi oficer i bosman czym prędzej zabrali się za budowę szałasu. Jedynie Manolin nic nie robił, siedział i pustym wzrokiem wpatrywał się w morze. Od opuszczenia statku nie powiedział ani jednego sensownego zdania, tylko mamrotał pod nosem niezrozumiałe frazy.
-Może tak poszukamy czegoś do jedzenia? Nasz ostatni posiłek to była resztka suchara z kieszeni bosmana- powiedział Bolek.
Prawie cała drużyna zgodnie wyruszyła na poszukiwania. Do Manolina i tak nic nie docierało. Pierwszy oficer się zirytował, już miał wygarnąć starcowi, co o nim myśli, gdy nagle Bosman powalił go na ziemię. Zdezorientowana załoga wpatrywała się w strzałę wbitą w pobliskie drzewo. Rozbitkowie zostali otoczeni. Dziwne, zamaskowane postacie zbliżały się w ich kierunku. W oczach wszystkich widać było widać strach, jedynie Manolin, jak gdyby nigdy nic, siedział z tymi swoimi zamglonymi oczami.
Co się tutaj dzieje? Kim są ci ludzie? W ogóle dlaczego jestem przywiązany do jakiejś belki, i co to za muzyka? Za dużo słońca...za dużo...
Wilkomir |
Załoga znalazła się w potrzasku, otoczona przez tubylców, nie wiedziała co ma robić. Jedynie Bosman zachował zdrowy rozsądek i w jego głowie powstawał już cały plan ucieczki. Kiedy rozbitków zostawiono na chwilę bez straży, Wilkomir objaśnił wszystko, grupa wymknęła się i pognała w stronę lasu. Niestety tubylcy zbyt szybko zorientowali się o ucieczce więźniów, za mężczyznami ruszył pościg.
Młody marynarz jako, że najmłodszy i najbardziej gibki, biegł na samym przodzie. Pokonywał wszystkie przeszkody, przez moment poczuł się naprawdę potrzebny. Jednak chwila nieuwagi wystarczyła, aby Bolek legł na ziemię jak długi. Gdy Bosman podbiegł do niego by sprawdzić czy wszystko w porządku, a chłopak nie reagował, postanowił sprawdzić puls. Diagnoza była jednoznaczna- młody marynarz był martwy. Okazało się, że Bolek wpadł na gniazdo os. Na ciele chłopca można było zaobserwować liczne ukąszania, pechowiec był uczulony wyłącznie na jedną rzecz- jad os.
Dlaczego uciekam przed kotkami, kotki są takie śliczne….
***
Mężczyźni biegli ile sił w nogach, nerwowo oglądając się za siebie. Hałas się oddalał, tubylcy zostali w tyle. Drużyna postanowiła zrobić sobie chwilę przerwy, albowiem wszyscy byli już wycieńczeni. Nie chcieli rozpalać ogniska, z obawy przed zagrożeniem płynącym z lasu.
Znajdę cię...Już nadchodzę…
Bohaterowie od razu zasnęli. Jedynie raz w nocy obudził ich szelest liści. Nie zauważyli jednak niczego niezwykłego.
Obudził ich grzmot, na niebie szalały błyskawice padał ulewny deszcz. Rozbitkowie zaczęli szukać schronienia przed burzą. Postanowili się rozdzielić. Coś im jednak nie pasowało, brakowało jednej osoby. Manolin zniknął. Plany uległy zmianie. Pierwszy i drugi oficer udali się na poszukiwania Manolina, Bosman zajął się schronieniem.
Już jestem coraz bliżej...Czuję to…
***
Wilkomir wyruszył samotnie, w głąb puszczy. Grząska ziemia lepiła się do wszystkiego, każdy krok był prawdziwym wyzwaniem. Nagle mężczyzna zauważył wysoką budowlę, wznoszącą się do samego nieba. Coś mu mówiło, że musi tam iść.
Kłódka zabezpieczająca wrota była otwarta. Wielkie, masywne drzwi z zaskakującą lekkością ustąpiły pod naporem dłoni. Wilkomir niepewnie zajrzał do środka, w centrum pomieszczenia w pozycji kwiata lotosu siedział Manolin. W środku panowała zaskakująca jasność, prawdopodobnie starzec medytował. Wtem mężczyzna odwrócił się, i swym przenikliwym wzrokiem spiorunował Bosmana.
***
Koniec burzy...Tęcza…
Oficerowie uważnie kroczyli po ziemi. Przestało padać, burza ustała, a na niebie widniała imponująca tęcza. Mężczyźni, mimo zmęczenia, byli w zaskakująco dobrych nastrojach. Nie liczyli na ratunek z nieba. Nagle przed oczami ukazały im się mroczki, zemdleli.
***
Czy mogę mu to powiedzieć? Czy jest tego godny...?
Manolin |
Bosman wraz z Manolinem siedzieli przy ognisku. Ognisku rozpalonym w samym sercu wieży, nieprawdopodobne a jednak. Staruszek zmarszczył nieco czoło i rzekł:
- Wilkomirze, muszę ci coś powiedzieć. Kojarzysz zapewne opowieści o bogach, herosach czy innych mitycznych stworzeniach. Widzisz, sęk w tym, że ja właśnie jestem...Bogiem mórz… Wiesz Posejdonem...I jest taka sprawa, przegrałem swe zdolności w kości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz