Obudziłam się w pustym mieszkaniu. Miarowy dźwięk wskazówek zegarka wprawił mnie w stan dezorientacji. Przez chwilę siedziałam na łóżku, próbując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. Poczułam ciepło płynące z brzucha, które falą rozlało się po całym ciele. Magnetyczny wieczór pełen miłych wspomnień...To śmieszne, znamy się tak krótko jednak czuję, że on intryguje mnie coraz bardziej…Przypomniało mi się nasz wczorajsze rozstanie. Zamknęłam oczy i odtworzyłam te chwile w myślach.
- To tutaj ? - spytał Marek, kiedy dotarliśmy pod mój dom.
- Tak, to tu, dziękuję za miły wieczór.
- Nie ma sprawy - posłał mi miły uśmiech.
- No to do… - zaczęłam.
- Jutra? - dokończył za mnie.
- Tak… jeśli chcesz...
- Jeszcze tylko podaj mi swój numer.
- 443 678 934 - podyktowałam, odtwarzając w myślach ciąg cyfr.
- Okej, to do jutra - szczerze się uśmiechnął, po czym powoli się odwrócił i powolnym krokiem zaczął odchodzić.
Gdy patrzyłam, jak się oddala, zrobiło mi się tak jakoś dziwnie… Stałam i spoglądałam przed siebie. I znów to nowe, jeszcze obce wrażenie. Tak jakby czegoś mi zabrakło… Wyrwałam się z otępienia. Ociągając się, ruszyłam do domu, by położyć się spać.
Padłam na łóżko. Zamknęłam oczy, żeby świat wokół przestał wirować. Wtedy zalała mnie niespodziewana fala wspomnień. Dziesiątki obrazów przesuwało mi się przed oczami. Samochód. Wypadek. Rodzice. Nie wiem, kiedy zasnęłam. Nie wiem, kiedy zaczęłam śnić.
Ja, mama, tata. Lecieliśmy samolotem, lecieliśmy gdzieś, gdy nagle usłyszałam dźwięk spadających kluczy, ciemność rozmazywała obraz w obwódce jakby zamka od drzwi, zaczęłam się miotać, potem chyba się uspokoiłam, pamiętam że samolot wylądował, a na mnie przy wyjściu czekał Marek… był spokojny i opanowany.
Następnego dnia wstałam później niż zwykle. Przeciągnęłam się na łóżku. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Nic ciekawego. Poszłam się przebrać, zrobiłam coś do jedzenia i znów sięgnęłam po telefon. Jedna nieodebrana wiadomość. Hmm… Tego numeru nie znam. Wtedy przypomniałam sobie o Marku. Przeczytałam wiadomość:
Spotkajmy się o 12:00 w knajpce na rogu,
obok więzienia za skrzyżowaniem:).
Nerwowo zerknęłam na zegarek. Uff… Mam jeszcze godzinę. Przeczytałam ponownie wiadomość, analizując skrupulatnie każde słowo. Knajpka, to rozumiem. Ta obok więzienia, jak romantycznie … Hmm. Często przechodziłam obok kawiarenki w jego okolicach, ale nie zdarzyło mi się jeszcze tam zatrzymać i zjeść cokolwiek.obok więzienia za skrzyżowaniem:).
Poprosił mnie o spotkanie! Nagle przez głowę przeleciał tabun pytań. Co ja na siebie włożę? Jakie buty? Żakiet czy bluza? Przecież ja kompletnie nie wiem, jak mam się ubrać! Spokojnie, spokojnie, nie panikuj. To tylko spotkanie, nie jakaś kolacja, tym bardziej nie uroczysta, toteż nie muszę się stroić. Chwyciłam z szafy czarną bluzkę z rękawami ¾ do tego czarne leginsy i pasujące kolorystycznie trampki, a ciemne włosy rozczesałam i rozpuściłam. Gotowa! Spojrzałam na zegarek, mam akurat 20 minut na dojście.
Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi, przeszłam obok zakładu karnego, minęłam sklep i dotarłam do miejsca spotkania. Chwyciłam za klamkę. A co jeśli chodzi tylko o poprawę mojego “testu na prawo jazdy”? Cholera, ale czemu tak się tym przejmuję? Stanęłam przed wejściem i wzięłam głęboki wdech. Czym ja się przejmuję? Otworzyłam drzwi pewnym ruchem. Nie wiem, jak to zrobił, ale w środku siedział tylko on, zajmował stolik przy oknie. Dlaczego nie ma innych klientów? Jeden chłopak, jeden stolik, jedna kawa i jedna ostatnia szansa na wycofanie się. Coś mnie jednak popchnęło do przodu. Podeszłam bliżej…
Marek, gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się i poprosił do stolika kelnerkę, zamówił kawę i torcik.
- Jak się czujesz ? - spytał.
- Dobrze... chyba.
- A już się martwiłem…
Miło, martwił się. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
-A jak tam u ciebie, wszystko gra? - w końcu wybełkotałam.
-Tak, wszystko okej, ale martwiłbym się bardziej o ciebie.
- Nie nic mi nie jest, serio.
W końcu do stolika podeszła kelnerka i podała torciki i kawę. Czułam, że nasza rozmowa jest żenująco nijaka. Muszę zrobić coś, co uratuje sytuację. Tak, musiałam chwilę pomyśleć. Nie mogę tak stać i mamrotać. Ale o czym niby mam mówić, skoro wszystko nagle wydaje mi się nieważne i bezsensowne? Patrzyliśmy sobie w oczy, a w mojej głowie trwała dzika gonitwa.
O co mam go spytać? Siema ziomek, jak tam życie, masz może dziewczynę? A co tam u rodziców, opowiadałeś że ich nie masz... Bezsens. Oparłam się bezwiednie dłonią o stolik, tak po prostu, by zmniejszyć napięcie. Zagapiłam się w te oczy, usta, delikatny łuk brwi. Po niedługiej chwili nawet nie zorientowałam się, że położył swoją rękę na mojej. Popatrzyłam na nasze dłonie, później znów na niego. A on się uśmiechał. Zrobiłam błąd… Utonęłam w błękicie jego oczu. Musiałam zachować zimną krew, więc wzięłam głęboki wdech i rozpoczęłam nowy temat.
- Opowiedz mi coś więcej o sobie.
- No to jestem Marek Grot, pochodzę ze wschodniej Polski, wcześniej mieszkałem z rodzicami, ale …
- Nie musisz…
- Nie, wszytsko w porządku, chcę, żebyś wiedziała - jego słowa zatkały mnie. - To stało się w nocy. Była zima, śnieg padał jak szalony. Spytałem rodziców, czy puszczą mnie na noc do cioci. Bardzo chciałem pograć z kuzynami w nową grę na ich konsoli. Błagałem ich cały tydzień i w końcu się zgodzili. Rodzicie żartowali, że w końcu mogą sobie zrobić jeden romantyczny wieczór tylko dla siebie. Byli w dobrych nastrojach. Cieszyłem się, że pobędą razem i odpoczną. Nie skojarzyłem, że w naszej dzielnicy było już kilka włamań i możemy być następni. Nie wiem, co poszło nie tak. Policja twierdzi, że musieli się stawiać, kiedy zostali napadnięci. To pasuje do mojego taty. Zawsze bronił nas przed niebezpieczeństwem. Ten ostatni raz chciał ochronić mamę. Na szczęście złapali włamywacza. Miał ksywę Szybki i niestety wziął ze sobą na włam pistolet i… zwyczajnie ich zabił. Strzelił najpierw do taty, w klatkę piersiową, później do mamy. Kilka razy. Musiała uciekać, bo strzelał w plecy. Nie mogę sobie darować, że wyszedłem i się beztrosko bawiłem. Gdybym był wtedy w domu, gdybym mógł coś zrobić... - łzy spływały po jego twarzy.
- To nie twoja wina… - również otarłam łzę.
- Ale gdybym tam był!
- To nie twoja wina - po tych słowach nastała długa cisza, a ja znowu utonęłam w błękicie jego oczu.
- No a ty?
- Ja? - zaczęłam niepewnie, ale postanowiłam przełamać ciężką atmosferę pewnością siebie - Jestem Hanna Ostowiak, pochodzę z południowo-wschodniej Polski i też mieszkałam z rodzicami do momentu, gdy nie zmarli w wypadku samochodowym. Od tamtego czasu mam złe wspomnienia z tą formą podróży… Po ich śmierci jakoś się ogarnęłam i można powiedzieć uciekłam z kraju, tak znalazłam się tutaj. Ogólnie uczę języka polskiego, co już wiesz. Jeszcze nie zdecydowałam, ale myślę nad powrotem do kraju. Chciałam wyrobić sobie jeszcze prawo jazdy, tak na wszelki wypadek - przystanęłam na moment i dodałam. - Tak poznałam ciebie.
Chłopak uśmiechnął się na moje słowa. Ja zaś odwzajemniłam uśmiech. Gdy tak patrzyliśmy na siebie, nie wiedziałam, jak się zachować, nie miałam pewności, czy przypadkiem nie zrobię czegoś głupiego, czy mogę znów zaufać jakiejś osobie. Czy się nie sparzę, czy nie zniszczę tego, co zbudowaliśmy przed chwilą tym dotykiem ciepła. Odsuwałam od siebie niepokojącą myśl, że słyszałam od niego wcześniej zupełnie inną historię z przeszłości, tak przekonująco, pięknie kłamał... Jednak największym moim strapieniem było to, czy dobrze robię, powoli się w nim zakochując…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz