poniedziałek, 10 października 2016

Bileciki do kontroli!

***
Szybko okazało się, że nie jest to wymarzona szkoła dla mnie. Nie chodzi mi o sam budynek. Trzeba przyznać, że akurat on reprezentował się bardzo dobrze. Niezbyt wielka budowla, widać świeżo malowana, zachęcała do zajrzenia do środka. Korytarze jak korytarze, niczym szczególnym się nie wyróżniały. Uczniowie też niezbyt wyjątkowi. Na pierwszy rzut oka rozpoznałem kto należy do tych “fajnych”, a kto do lamusów. Zgadnijcie do jakiej grupy trafiłem? Tak wiem, to było pytanie retoryczne.

Pozostałe lekcje minęły mi bez żadnych fajerwerków. Oczywiście musiałem być na każdym przedmiocie pytany, ponieważ nauczyciele “chcieli sprawdzić mój poziom”. Dodatkowo babka od geografii zdecydowanie się na mnie uwzięła. No bo skąd miałem pamiętać współrzędne geograficzne Wysp Owczych czy Nowej Zelandii. Zdecydowanie to był jeden z najdłuższych dni w moim życiu.

Już miałem wychodzić do domu. Musiałem jeszcze tylko zostawić większość książek w szafce. To taka miła odmiana po poprzednich szkołach- nie trzeba dźwigać niepotrzebnych ciężarów.

Niestety z luksusem posiadania rzeczownej szafki wiązały się też małe niedogodności. W mojej, na przykład, potwornie zacinały się drzwiczki, więc należało włożyć w ich otwieranie nieco siły i sporo sprytu. Z impetem dostałem się w końcu do czarnego wnętrza, kiedy usłyszałem:

-Auua! Uważaj trochę!

Wyjrzałem zza szafki i oczom moim ukazała się rudowłosa, pulchna dziewczyna o zielonych oczach miotających iskrami.

- Przepraszam...nie chciałem...nie zauważyłem Cię...to było przypadkiem- zacząłem się niezdarnie tłumaczyć. Gdyby nie burza otaczających głowę włosów, pomyślałbym,że jest podobna do gremlina. Aureola płomiennych loków nie pozostawiała jednak wątpliwości w kwestii płci istoty, która wydała z siebie zduszony okrzyk.

-W porządku. W sumie mogłeś mnie nie zauważyć. Nic się nie stało. A tak w ogóle, to mam na imię Ada. A ty?

-Jestem Igor. Do której klasy chodzisz?

-Do 2C.

-Serio? Ja też. Nie zauważyłem Cię… - w myślach zacząłem się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, by przeoczyć taką postać.

-Właściwie to nic nowego, przyzwyczaiłam się.

Dalsza rozmowa nie kleiła się specjalnie. Doszliśmy jednak wspólnie do szatni i już miałem się pożegnać, gdy zmieniłem zdanie i zapytałem (próbując zatrzeć nieco pierwsze wrażenie):

-Czym wracasz do domu? Bo ja autobusem 69, prawie do końca.

-O, ja również. Wysiadam na przedostatnim przystanku.

-Jeśli chcesz, to możemy razem wrócić- nawet ucieszyła mnie odpowiedź dziewczyny- Wiesz jesteś pierwszą osobą, z którą udało mi się dzisiaj pogadać- przyznałem szczerze.

-Ok, spoko. Daj mi tylko chwilkę, żebym zdążyła się ogarnąć.

Zbieranie się zajęło Adzie nieco ponad czterdzieści minut. Ehh te kobiety. Ile można zostawiać w szafce książki i zakładać buty…. Wychodząc ze szkoły natknęliśmy się na Patryka. Rozglądał się wokoło, jakby kogoś szukał. Ada przedstawiła nam sobie. Okazało się, że on również mieszka niedaleko mnie. Udało nam się nawet przeprowadzić całkiem niezłą rozmowę, przed szkołą. Dowiedziałem się, że znają się już bardzo długo i przyjaźnią jak nikt na świecie (ale, że serio?). Do autobusu ruszyliśmy we troje.

W drodze na przystanek wskoczyliśmy jeszcze do pobliskiej piekarnie, żeby kupić pączki. Najbardziej zaskoczyło mnie jak dużo jedzenia jest w stanie władować w siebie tak szczupła osoba, jaką jest Patryk. Dojście do celu zajęło nam nieco ponad dziesięć minut. Od zawsze lubiłem czekać na autobus. W miejscu takim jak przystanek można bardzo dużo dowiedzieć się o ludziach. Tym razem natknąłem się na kilku gimbusów, starszego pana w stroju trudnym do zidentyfikowania i trzy babunie z siatami wypełnionymi po brzegi jedzeniem, rozprawiające o polityce (we wszystkich miejscach, w których mieszkałem, to nieodłączny temat przystankowych rozmów).

Autobus przyjechał niespodziewanie szybko. Ledwie udało nam się do niego wcisnąć. W środku nie było nawet, gdzie stopy postawić. Po co WF w szkole? Skoro w autobusie mamy zagwarantowaną gimnastykę na najwyższym poziomie. Zapraszamy do łódzkiego MPK! Wszyscy ludzie byli powyginani niczym znaki zapytania. Trzeba przyznać, wyglądało to nieco komicznie. Młodzi i starzy, wszyscy bez wyjątku. I jeszcze ten cudowny swądek parującego deszczu… nie cierpię jesieni w komunikacji miejskiej. To poniżej godności przeciętnego człowieka przebywać w taki tłoku. 

Pojazd ruszył wreszcie, po kilku nieudanych próbach zamknięcia drzwi. Nie obyło się bez interwencji kierowcy. Surowy głos brzmiał z szoferki:

- Proszę odsunąć się od drzwi! Bo nie ruszymy!

Po drodze minęliśmy jakiś stary teatr (lubię chodzić na spektakle, muszę się koniecznie dowiedzieć, co to za miejsce). Drzewa w parkach, których liście przypominały wielobarwne kwiaty stanowiły przyjemne urozmaicenie szarego krajobrazu. Podróżując ze szkoły do domu poznałem całkiem sporą część Łodzi (czy to normalne, że trasa autobusu jest tak zawiła?). 

Jedziemy sobie spokojnie, patrzymy w okno, rozmawiamy to o szkole, to o filmach, to o naszych zainteresowaniach. 

Już prawie dotarłem do upragnionego przystanku, kiedy usłyszeliśmy słowa:

-Poproszę bileciki do kontroli.

I wtedy zorientowałem się, że zapomniałem migawki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz