Błażej spojrzał na ekran telefonu mokrego od ciężkich, spadających z ciemnego nieba kropli deszczu. 7:56. Do dzwonka zostały 4 minuty, 4 minuty na przebiegnięcie przez ulicę i przejście dwustu metrów po chodniku wyłożonym betonowymi kaflami, spomiędzy których wyrastały nikłe źdźbła trawy.
Przyspieszył kroku, poczuł szybsze bicie serca i kropelki potu na czole. Silny podmuch wiatru rozwiał jego zwykle nienagannie przystrzyżone i ułożone włosy. Biegł do wejścia, pokonując po dwa stopnie na raz. Wpadł do szkoły przez główne drzwi i ponownie spojrzał na telefon. 7:58. Dwie minuty na dojście do szatni, zostawienie kurtki i dojście do klasy.
Przyspieszył kroku, poczuł szybsze bicie serca i kropelki potu na czole. Silny podmuch wiatru rozwiał jego zwykle nienagannie przystrzyżone i ułożone włosy. Biegł do wejścia, pokonując po dwa stopnie na raz. Wpadł do szkoły przez główne drzwi i ponownie spojrzał na telefon. 7:58. Dwie minuty na dojście do szatni, zostawienie kurtki i dojście do klasy.
Skręcił w lewą stronę i poszedł korytarzem w stronę piwnic. Jak każdego dnia na początku minął grupkę skejtów, następnie siedzących na ławce pod oknem zaczytanych geniuszy. Parter był terenem tych dwóch grup. O tej porze większość dziewczyn przesiadywała w toaletach, poprawiając swój czasem zbyt wyrazisty makijaż i ekstrawaganckie fryzury. Można było tylko patrzeć na nie z żalem, jak z przekonaniem o swojej „fajności” szły korytarzem, śmiały się na cały głos (nie wiadomo z czego) i podlizywały się chłopakom – zwłaszcza sportowcom. To Błażeja denerwowało w nich najbardziej. Umiał zaakceptować większość ludzkich odbić od normy, ale tego nie miał zamiaru znosić. Niestety, będąc sportowcem, był na ich liście “super, fajnych gości”.
Skręcił do szatni i zaczął schodzić po starych, betonowych schodach. Jego oczom ukazały się tak dobrze znane, pomalowane na beżowy kolor, poobdzierane ściany. Dokładnie w tym momencie coś wpadło na niego i z ogromną siłą pchnęło go na framugę. Boleśnie uderzył się w głowę, upadł na ziemię i wypuścił z rąk plecak, do którego próbował wcisnąć komórkę. Książki, zeszyty i długopisy rozsypały się wokoło.
Usłyszał ciche burknięcie, które chyba miało być przeprosinami. Gdy się odwrócił, nikogo już nie było, a za rogiem znikała dziewczyna. Jej długie, brązowe włosy otaczały ją niesfornymi lokami. Dziwne. Zazwyczaj dziewczyny chciały z nim porozmawiać, to raczej on unikał ich towarzystwa. Zrezygnowany zaczął zbierać swoje rzeczy.
- Baba od matematyki chyba mnie zje - westchnął zrezygnowany, zostawił kurtkę w szatni i powlókł się do klasy.
***
Zatrzymał się przed drzwiami do sali matematycznej. Dopadło go zwątpienie, czy na pewno powinien tam wchodzić - i tak matematyka nie szła mu za dobrze, więc po co miał tam jeszcze siedzieć i marnować swój czas? Równie dobrze mógłby wyjść do miasta, albo pójść na spacer nad rzekę. Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył, że drzwi przed nim otworzyła dziewczyna o długich brązowych włosach i zielonych oczach. Lekko się do niego uśmiechnęła, przeprosiła i wyszła z klasy.
- Co tak stoisz jak zaczarowany? Nie dość, że się spóźniłeś, to jeszcze wprowadzasz tym zamieszanie! Siadaj! - usłyszał od matematycy.
Błażej zamyślony wszedł do klasy i zajął swoje miejsce na końcu pod oknem, gdzie znajdował się poza zasięgiem wzroku nauczycielki. Kiedy nieznajoma, która wpadła na niego dziś rano w szatni, wróciła do klasy, poczuł dziwny ucisk w gardle. Wiedział, że już ją wcześniej widział, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Wydawała się być tak znajoma, tak bliska… Zadzwonił dzwonek. Nawet go nie usłyszał.
- Błażej - zapytała z niepokojem w głosie nauczycielka - Czy coś się stało?
- Nie, nic…
- Na pewno?
- Tak. Wszystko jest okej. Proszę mi tylko powiedzieć, kim jest ta nowa dziewczyna?
- To nasza nowa uczennica, Iga.
- Aha… To ja może już pójdę, Do widzenia.
- Do widzenia.
***
Błażej szybko wyszedł z klasy i zaczął rozglądać się wokoło: gdzie ona może być? Wyciągnął z plecaka notes i sprawdził plan. Biologia. Szybko wepchnął notes z powrotem do plecaka i ruszył w stronę sali biologicznej. Kiedy ją zobaczył, stała z inną dziewczyną z ich klasy. Wydawała się promieniować radością. Teraz mógł się jej dobrze przyjrzeć - długie do pasa, kasztanowe loki, różana cera, dość wysoka, szczupła i wysportowana. Miała na sobie jasne rurki, adidasy i czarną sportową bluzę. Subtelny make-up podkreślał jej delikatne rysy i duże oczy.
Gdy skończyła rozmawiać, Błażej bez zastanowienia podszedł do niej. Dopiero wtedy zauważył jasne piegi dyskretnie pokrywające jej nos.
- Hej, jestem Błażej - powiedział lekko drżącym głosem.
- Cześć! Jestem Iga - odpowiedziała mu z radością. Na jej policzkach pojawiły się niewielkie rumieńce. On czuł się jakby go uderzył piorun.
- Skąd do nas przyjechałaś?
- Z bardzo daleka, długa historia. Ale pochodzę stąd. Kiedy miałam 12 lat wyjechałam z rodzicami i dopiero w zeszłym miesiącu zdecydowaliśmy się wrócić.
Mówiła, a on słuchał, słuchał i wiedział, że już zna tę historię, ale niedokończoną. Normalne życie, szkoła, szósta klasa, wyjazd z rodzicami, brak kontaktu, koniec. Chciała zapytać o coś jeszcze, ale on jej przerwał.
- Słuchaj, przepraszam, że to powiem, ale muszę wiedzieć. Kiedy chodziłem do podstawówki miałem przyjaciółkę, która także miała na imię Iga. wyglądała nawet trochę jak ty, więc…
- Czekaj, czy to ty jechałeś ze mną na sankach, wpadliśmy w wielką zaspę śniegu, byliśmy cali mokrzy i potem chorowaliśmy przez tydzień?
- To właśnie ja.
- Kurcze, nie wiedziałam, że jak tu wrócę, to spotkam kogoś z podwórka.
- No widzisz, niespodzianka.
- Wiesz co, teraz zaczyna się lekcja. Może po południu wybierzemy się gdzieś na miasto?
- Pewnie, tylko daj mi swój numer telefonu. W razie czego będzie nam łatwiej się znaleźć, a teraz chodźmy na lekcję.
***
Od tamtej chwili Błażej czuł wewnątrz miłe ciepło, ciepło którego nie czuł od dawna. Mimo iż jego życie wydawało się być idealne - wysportowany, popularny, lubiany, z bogatej rodziny - wcale nie czuł się szczęśliwy. Pomimo tego nie mógł uwierzyć, że znów spotkał Igę, swoją przyjaciółkę z piaskownicy - tę, na której zawsze mógł polegać, której powierzał wszystkie swoje sekrety, którą skrycie kochał.
Zawsze myślał, że to przyjaźń na całe życie, że nigdy się nie skończy. Tak było do jej wyjazdu. Potem świat się mu zawalił. W jego życiu pozostała pustka, której nie umiał niczym wypełnić. Załamał się. Zaczął nienawidzić świat i wszystkich wokoło za to, że została mu odebrana najważniejsza osoba w jego życiu. Zaczął nienawidzić nawet samego siebie i tego, kim był. Od tamtego czasu marzył, alby przestać być chłopakiem. Żył wspomnieniami o Idze, o tym jaka była, jak się zachowywała, wzorował się na niej. Zaczęło to niepokoić jego rodziców, co było dla niego nowością, gdyż cały czas był wychowywany przez opiekunkę. Mimo tego wszystkiego ciągle miał nadzieję, że to, co było kiedyś, jeszcze powróci.
***
Błażej nie mógł się skoncentrować. Każda lekcja mijała mu z myślą o niej i o ich dzisiejszym spotkaniu.
13.35. Dzwonek. Wolność. Błażej zerwał się z ławki i szybko wybiegł ze szkoły. Wstąpił do pobliskiej kwiaciarni i kupił bukiet konwalii.
“ Spodoba jej się. Zawsze je lubiła “- pomyślał. I z szerokim uśmiechem na twarzy ruszył przed siebie. Chwycił telefon i zadzwonił do Igi z zapytaniem, czy mogą się spotkać o godzinie 16.00 w Parku Jemioł. Iga potwierdziła, a Błażej ruszył do domu z pachnącym wspomnieniami bukietem konwalii...
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz