piątek, 15 września 2017

Gra rozpoczęta


Siedziałam w swoim pokoju, analizując dzisiejszy dzień…  Dziwny dzień, zakręcony i nieprzewidywalny.
Idąc chodnikiem, wpadłam na jakiegoś przechodnia. Po szybkim przeanalizowaniu sytuacji  rozpoznałam w nim chłopaka z mojej szkoły, Josha. Średniego wzrostu, więc wyższy ode mnie o głowę, całkiem przystojny. Włosy opadały mu na twarz, ale i tak widać było rozglądające się gorączkowo oczy, które zwykle były wbite w ziemię. Nosił zawsze neutralne w stylu ubrania, jakby trochę za duże, luźno zwisające, w kolorach ziemi, szare albo moro. Był raczej skryty, najcichszy i najbardziej tajemniczy chłopak w szkole, trochę taka czarna owca wśród rowrzeszczanych, chamskich i głupkowatych rówieśników. Wiem, szłam za szybko i znów patrzyłam pod nogi, musiałam mu nieźle przywalić, bo natarłam na niego jak jakiś czołg. Oczywiście zrzuciłam całą winę na niego. Nie miałam zamiaru brać tego na siebie. Po co dodatkowo psuć sobie i tak czarny nastrój? Najwygodniej się na kimś wyżyć… Zachowałam się wobec niego jak mała rozwydrzona snobka. Kompletnie zero manier. Taka właśnie jestem. Nie łudźcie się, że jest inaczej.

Zatrzymałam się i gapiłam na jego plecy. Odprowadzając go wzrokiem, zauważyłam na chodniku książkę…  Ruszyłam w jej kierunku powoli, mając na uwadze to, że może zauważył zgubę, odwróci się i przyłapie mnie na jakimś “ludzkim” odruchu. I wtedy coś we mnie pękło. Dziwne. Poczułam się głupio. Tak jakbym wiedziała że źle postąpiłam, a to absolutnie nie jest do mnie podobne.  I żeby było wszystko jasne - nie mam zamiaru zmieniać się dla jakiegoś kujona…faceta…. Josha… zresztą...  Co ja plotę. I czemu stoję jak jakaś idiotka przed tą książką, gapiąc się w nią jak w jakiś skarb. Uświadomiłam sobie, że czuję, jak coraz mocniej wali mi serce. Co ja robię? Nie mogę mu pokazać że przy nim wymiękam. I postaram się być bardziej złośliwa niż zwykle, podsumowując w wielkim skrócie zamknę kolejną stronę siebie, która niekoniecznie nadaje się do pokazywania innym. Nie po to tyle pracowałam nad swoim imagem, żeby teraz jakieś zderzenie z innym rozpędzonym bytem ludzkim miało cokolwiek zmieniać. Będę jak skarabeusz który przynosi pecha na pustyni. Zresztą, powtórzę się, co ja plotę?
Wracając do tej znalezionej książki., oczywiście zaczęłam ją czytać. Muszę przyznać, że naprawdę mnie wciągnęła, wszystko wydawało się w niej znajome. Wydaje mi się nawet, że może to być jego dzieło, gdyż nigdy wcześniej nie słyszałam o takim tytule.  Bardzo mnie zaciekawiła…
-  Amber! Ktoś do ciebie. -  przemyślenia przerwał mi głos mamy.  Szybko zeszłam na dół a w drzwiach zastałam... Josha. Z niewiadomego mi powodu poczułam, jakby moje ciało przebiła strzała.  Nie mogłam się ruszać ani nic powiedzieć, lecz po chwili zebrałam w sobie swoje drugie ja i zgasiłam uśmiech na twarzy. Ciemny blondyn o zielonych oczach delikatnej urodzie i mocno zarysowanej dolnej szczęce, smukłej dobrze zbudowanej sylwetce, dosyć wysokiego wzrostu, ubrany w pasującą do jego cery koszulę, czarne jeansy i trampki  już czekał na mnie przy drzwiach.
- Hejka! - zaczął trochę nieporadnie, ale radośnie i z sympatią.
- Czego chcesz…? - zapytałam zniżonym głosem.
- Mam pytanie, czy jak się zderzyliśmy, nie znalazłaś takiej książki z piramidą na okładce?? - widać było, że bardzo mu na niej zależało. Czekał w napięciu na odpowiedź.
- Nie! Poza tym nie podnoszę żadnych szmat z ziemi… - odpowiedziałam najbardziej złośliwie i szorstko, jak tylko dałam radę.
- Ale… - głos mu się załamał, a oczy stały się większe, więc szybko mu przerwałam.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie mam tej twojej książeczki i nie za bardzo mnie obchodzi co się z nią stało. Po za tym nie za bardzo chcę cię teraz oglądać, więc z łaski swojej idź stąd - i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Nikt nie myślał że siedemnastoletnia dziewczyna jest zdolna wygonić o rok starszego od siebie kolegę w tak brutalny sposób, ale przecież właśnie taka byłam.
Zamykając drzwi poczułam się nieswojo, tak jakby czegoś mi nagle zabrakło albo jakbym coś straciła…  Po nieprzyjemnej rozmowie szybko wróciłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Od razu zaczęłam czytać książkę. Byłam zszokowana. Tak bardzo mnie wciągnęła, że czytałam ją nawet w nocy, przykryta prześcieradłem przy świetle latarki. Nie mogłam się oderwać. Jakby autor mówił do mnie i tylko do mnie. Czasami przestawałam na chwilkę, by poleżeć, zacisnąć oczy i poczuć jakieś zdanie całym swoim ciałem. To było niezwykłe. Kolejne zwroty akcji były dla mnie spadaniem w głąb tego niezwykłego wewnętrznego świata i kompletnym oderwaniem od realności.
Kolejnego dnia schowałam książkę do torby i ruszyłam w poszukiwaniu Josha.  Za wszelką cenę musiałam z nim o niej porozmawiać. Jednak gdy go dostrzegłam, zobaczyłam też wielką zmianę. Miły, cichy, niezbyt towarzyski chłopak stał teraz w czarnym stroju. Jego blond włosy pociemniały, a spojrzenie stało się zimniejsze. Stał w tłumie dziewczyn i jak się wydawało, zmienił się. To nie mógł być on. Podeszłam bliżej z nadzieją, że to może jest ktoś inny. Niestety, myliłam się...
-  Proszę proszę, kogo my tu mamy? Mała słodka Amber - wszystkie pary oczu wylądowały na mojej osobie.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy to na pewno do mnie.
-  Oje,j zaniemówiła… Biedna kruszynka... Trzeba jej będzie pomóc się wysłowić. Hhhhhheeeeeeejjjjjjj JJJJOOOOSSSHHH - zacząłl naśladować mój głos.
- Dobra, idziemy stąd. Nie chce mi się na nią patrzeć - odszedł. Jednak wydawało mi się, że w jego oczach wciąż dostrzegłam tamtą iskierkę…kiedy czekał niecierpliwie przy moich drzwiach na odpowiedź.
Byłam zszokowana. Zdruzgotana. Po nocy oczekiwania i nadziei na poprawę naszych stosunków zostałam wgnieciona w ziemię. Nawet nie zauważyłam, kiedy role się odwróciły i jak bardzo zniszczyłam relację, która  jeszcze tak niedawno miała szanse na zaistnienie, kiedy czułam, że coś mnie z nim łączy. Gniew zaczął wypełniać moje odsłonięte niepotrzebnie serce. To się tak nie skończy. Chcesz wojny? Będzie wojna. Niepotrzebnie chciałam pokazać mu, że mogę być miękka.  Teraz nie ma już kroków wstecz. Postanowiłam rozkręcić grę, która sama zaczęłam. Nakładam maskę, która od teraz przyrasta mi na stałe do twarzy. I nie wróży nic dobrego. Nie ma półśrodków i uśmiechów. Zaczynamy grę. Sam tego chciał.  
Ciekawe tylko, czy dokona właściwego wyboru i znajdzie pasujący do puszki Pandory klucz, który ocali go przede mną. Szykuje się długa i mroźna zima.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz