środa, 17 maja 2017

Niespodzianka


Tymczasem w przeklętej wiosce, w której mieszkańcy uprawiali czarcią magię, piękna dziewczyna o długich blond włosach przechadzała się po terenach swojej małej ojczyzny i obserwowała naturę. Po chwili usiadła na pobliskiej skałce i wzrok przekierowała na otaczające ją wody. Na jej szyi spoczywał tajemniczy złoty medalion, pamiątka, którą dziewczyna dostała po swej prababce. Na środku wisiora skrzył się rubin. W blasku popołudniowego słońca dziewczyna musiała ukrywać skarb, aby nikt z wioski się o nim nie dowiedział; bowiem był to najcenniejszy przedmiot w całym grodzie, o jakim mieszkańcy sobie nawet nie śnili.

Pośród fałd białobłękitnej sukni świadczącej o niewinności młodej damy, przewieszony był pas skórzany, a na jego końcu kobieta nosiła brązową torbę. Tam skrywały się jej wszystkie najcenniejsze „narzędzia”, o których - podobnie jak o medalionie - nikt nie mógł się dowiedzieć. Na splecionych w długi warkocz włosach zarzucony miała lniany kaptur, a od niego zaczynała się długa, wijąca peleryna, która, wydawać by się mogło, że nie miała końca. Jej grube warstwy owijały szyję dziewczyny i jej torbę. Spokojnie siedząc, Karolina patrzyła na niesforne maluchy bawiące się dookoła Wielkiego Jeziora, które było niemalże w całości przesłonięte przez stado przelatujących gęsi. Mijały godziny, a dziewczyna nadal siedziała na kamieniu. Tylko wiatr powiewał jej długimi włosami i bawił się nimi, splatając ich wymykające się spod kaptura zwoje w nierzeczywistej struktury zaploty.

Nastał wieczór i wszyscy położyli się już do łóżek. W tle szumiącego jeziora odbijały się dźwięki trzasków drzwi i okiennic. Wtedy Karolina ocknęła się z długotrwałej medytacji i zdjęła swój kaptur. Odsłoniła medalion, który w świetle księżyca stał się prawie białym, świetlistym punktem. Niebawem nad niebem coś zawiało i chmury utworzyły gęstą mgłę. Na rękach młodej panny coś trzasnęło i pojawiły się zmarszczki oraz odchodząca skóra.

„To już czas” pomyślała i zrzuciła z siebie lnianą pelerynę. Pod postacią zgniłej wiedźmy wsiadła do pobliskiej, przywiązanej do kołka łodzi. Stara, drewniana łódka miała już swoje lata i była z obu stron porośnięta przez grzyby i mchy, lecz to nie przeszkadzało postarzałej Karolinie. Jej zdeformowane przez artretyzm palce ocierały się o badziewne wnętrze. Badziewie to wyraz staropolski, dziś występuje jeszcze w gwarach, gdzie oznacza kawałki słomy, kującej trawy, chrustu, ostrych gałązek, czyli wszystkiego co dźga. Starowina mimo to wgramoliła się niezdarnie, niczym po rozchwierutanej drabinie do środka i z trudem zaczęła odpychać się wiosłami od brzegu. Po kwadransie dotarła na drugą stronę jeziora, do Lasu. W nim powitał ją dźwięk żab, cykad i sykanie wijących się zaskrońców. Oglądała z zainteresowaniem gniazda rzadkich ptaków, badała skorupy pozostawione po wyklutych niedawno pisklętach i wspinała się, czepiając się powoju, do ostępów i oczeretów. Byle dalej, byle głębiej w bezludność. Karolina wyjęła wtedy z torby sierp i zaczęła zbierać pokrzywy oraz chwasty rosnące na polanie pośrodku gęstwiny. Snop księżyca oświetlał
najgęstsze miejsca, a ona podążała za światłem.

Gdy zaczęło świtać i słońce wzeszło nad niebem, Karolina rozpuściła swe piękne blond włosy i obmyła czystą, bez żadnej blizny twarz. Po chwili usiadła na spróchniałej ławeczce w wysłużonej łódce i wiosłując niespiesznie, powróciła na drugi brzeg.

***

Lucjusz przeraził się. Właśnie wstał i z niepokojem zaczął przewracać oczami. Ujrzał śpiącego spokojnie kompana. Decimus leżał na podłodze przy kominku i obok swej pochwy trzymał w prawej dłoni miecz. Nie śnił jednak długo, bo po chwili spostrzegł się i usłyszał krzyk przerażonego Lucjusza.

- Coś się stało?! - zapytał z niepokojem, lecz po chwili ujrzał przyczynę strachu. W jego mieczu odbijała się szpetna twarz czarownicy.

- Możesz wypowiedzieć swoje ostatnie słowa, nim cię zabiję - z wściekłością się do niej zwrócił.

- Ja...jessszcze wrócę. Sssilniejsza. Zobaczyssssz - zasyczała.

Klingę miecza zdobić zaczęły migotliwe wizerunki szkieletów. Decimus przypomniał sobie wszystko. To baba, której wcześniej odciął głowę. Sytuację grozy przerwał zapach pokrzyw w całym zamku. Woń ziół rozprzestrzeniała się po wszystkich komnatach wielkiej posiadłości. Na drewnianych schodach stanęła piękna...

- Karolina! - wykrzyknęli razem Lucjusz i Decimus. To piękna dama, która potem zmieniła się w szpetna babę...

- Proszę, proszę, goście w moim zamku - wysoka dziewczyna rozpuściła włosy kusząc tym samym Decimusa... Za plecami trzymała tajemniczy wór.

- O pani - zaczął Lucjusz - jakże miło jest nam witać dostojna panią...

- Ach, no zapomniałam, właśnie... - przerwała mu Karolina - Lucjuszu, jak tam twoja rana? - uśmiechnęła się złowieszczo, a po chwili z wora wyciągnęła zwłoki Iny...

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz