“Boże, nic nie widzę! Co się stało? Czyżbym straciła wzrok?” - Iris spanikowała. Nagle podłoga zatrzęsła się… Usłyszała huk pioruna, który uderzył nieopodal zamku.
W blasku błyskawicy ujrzała zarys dziwnych kształtów. “Ufff… to tylko ciemność. Nie oślepłam.”
Przez chwilę miała wrażenie, że nie jest sama. Poczuła lęk i strach. Próbowała się podnieść, ale nie była w stanie. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. W głowie mignęła myśl, że jest sparaliżowana, ale zaraz odrzuciła ten bzdurny pomysł - czuła wyraźnie, że to tylko brak sił.
"Jak długo spałam?"
W tym momencie usłyszała przeraźliwy pisk. Zamarła w całkowitym bezruchu i ciszy.
“Co to jest? Coś się zbliża! Och, nie! Nie zostanie po mnie żaden ślad, a moje szczątki zgniją w lochach!” Okazało się, że to był pies.
“Co to jest? Coś się zbliża! Och, nie! Nie zostanie po mnie żaden ślad, a moje szczątki zgniją w lochach!” Okazało się, że to był pies.
- A, to ty Kudłacz! Dobrze, że nie jestem sama. Chyba jesteśmy gdzieś w wieży. Co, piesku? Powiesz mi, jak tu trafiliśmy? - Kudłacz w odpowiedzi radośnie zamachał ogonem i polizał ją po ręce. Roześmiała się i mocno przytuliła psiaka.
Jej radość nie trwała długo.
Stuk, stuk, stuk. Usłyszała kroki. Nagle w jej płucach zabrakło powietrza, krew zaczęła płynąć coraz szybciej, a włosy na rękach stanęły dęba. Skrzyp starych, drewnianych drzwi przeraził ją. Podskoczyła, a jej krzyk rozniósł się po całym zamku.
”Teraz już po mnie. Czemu ja się tak drę? Zamiast się gdzieś schować i siedzieć cicho, informuję wszystkie zmory tego zamczyska, gdzie jestem. I że jestem przerażona. Super. Cała ja.”
Po chwili zapadła złowroga cisza, słyszała tylko swój oddech. Ktoś otworzył drzwi. Pies od razu zaczął szczekać i uciekł gdzieś na bok. Nieznajoma postać stała w drzwiach, a podświadomość kazała jej się odezwać i zareagować. Więc podniosła się z podłogi i powiedziała:
- Czy jest tu ktoś? Halo?
Nic. Cisza. Żadnej odpowiedzi. Pies zaskomlał gdzieś z tyłu. Odwróciła się w stronę drzwi, lecz tam nikogo już nie było. Pewniejsza siebie, odważyła się podejść i za nie zajrzeć. W oddali zobaczyła sylwetkę starszej kobiety, ruszyła za nią. Zszokował ją jej wygląd, ponieważ latał wokół niej rój szalonych pszczół. Najciszej, jak potrafiła, wślizgnęła się za staruszką do komnaty na końcu korytarza. Na stole leżały przedziwne rzeczy.
“Jejku, co to ? Jakaś wiedźma tu mieszka? Co to za dziadostwo ? Co to ma znaczyć? Obrzydliwe! “ - pytania bez odpowiedzi jak szalone krążyły w jej głowie, powodując coraz większe przerażenie.
W jednej fiolce znajdowały się żuki w zielonej, glutowatej formalinie. Na samą myśl, że musiałaby tego dotknąć, zrobiło jej się niedobrze i miała ochotę schować się do indiańskiego tipi.
Staruszka stała przy oknie. Światło błyskawic oświetlało jej twarz pełną brodawek. Dłonie z długimi, zakręconymi pazurami czymś kręciły. Iris dostrzegła stary, drewniany globus. Zachrypnięty, cichy głos kobiety był złowróżbny.
- Wkrótce cały świat będzie mój. Zostanę panią tej ziemi.
Iris nie wiedziała dlaczego, ale panika znów nią zawładnęła. Nie mogła się ruszyć, traciła oddech. Czuła, że za chwilę stanie się coś złego. Coś bardzo złego. A ona jest uwięziona w samym centrum nadchodzących wydarzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz