środa, 14 września 2016

Ja- faraon XXI wieku



Pierwszy dzień w nowej szkole to jedno z najbardziej stresujących i zapadających w pamięci przeżyć dla każdego nastolatka. Szczególnie, jeśli nikogo tam nie znasz, ponieważ dopiero się przeprowadziłeś z małej wioski, w której wszyscy marzą o tym, aby zamieszkać w dużym mieście. Tak było również w moim przypadku.



Stres dał o sobie znać zaraz po obudzeniu. Doczłapałem się do łazienki z nadzieją, że znajdę leki przeciwbólowe. Od razu po wejściu moim oczom ukazało się wielkie lustro. Zdobiona rama świadczyła o tym, że od dawna znajduje się w naszej rodzinie. Moja mama ma świra na punkcie swojego wyglądu i antyków. Okupuje łazienkę z tego powodu, uniemożliwiając korzystanie z niej innym członkom rodziny. Ponadto codziennie biega, zdrowo się odżywia, a na zakupach potrafi spędzić kilka godzin, wybierając idealne buty. Mogłaby nimi obdarować kobiety w całym naszym bloku.


Przejrzałem się w nim i od razu dostrzegłem, że moje zmęczenie widoczne jest na pierwszy rzut oka. Cienie pod oczami, widoczne żyłki sprawiały, że wyglądałem na niewyspanego. Spałem tylko dwie godziny, więc nie byłem zaskoczony wizerunkiem w zwierciadle. 

W nocy nie mogłem spać. Nawet liczenie owiec nie pomogło. Cały czas myślałem o tym, czy zaaklimatyzuję się w nowym mieście, a dokładniej w technikum, do którego mnie przyjęto. Martwiłem się, czy nowi koledzy mnie polubią. Bałem się wymagających nauczycieli, a szczególnie matematyki, fizyki i chemii. Zastanawiałem się, czy dziewczyny zwrócą na mnie uwagę, a trener zaproponuje przyłączenie się do drużyny piłki nożnej.

Te wakacje były cudowne, więc kompletnie się nie przejmowałem przeprowadzką, do czasu, kiedy przeglądając karty kalendarza, uświadomiłem sobie, że już jutro stanę się obiektem zainteresowania społeczności nowej szkoły. Zacząłem się bać, nogi zrobiły mi się jak z waty, a serce waliło jak oszalałe. Nawet słuchanie ulubionego przeboju nie pomagało. No cóż… nie jestem słabeuszem. Nie będę mdleć jak baba ani beczeć jak dziecko.

Wróciłem do swojego pokoju. Wśród nierozpakowanych pudeł znajdował się materac, biurko i staromodna komoda. Nie wiedziałem, jak moja mama weszła w jej posiadanie, ale miałem ochotę się jej pozbyć. Chciałem urządzić pokój w stylu skandynawskim. Widziałem taki na okładce czasopisma, które prenumerował mój wujek.

Wyciągnąłem mój standardowy strój, czyli bluzę, zielone skarpetki w groszki, niebieską bluzkę oraz dżinsy. Nie zamierzałem się wyróżniać. Wystarczyło, że ludzie zwracali na mnie uwagę z powodu mojej karnacji. Dość często krzywo na mnie patrzono. Może uważano, że jestem uchodźcą ?

Założyłem ukochane buty i skierowałem się do kuchni. Już z daleka słyszałem dyskusję moich rodziców na temat problemów z wyprawą odkrywczą do południowo-wschodniej części Egiptu. Gdy wszedłem do kuchni, ujrzałem krzątającą się po niej mamę. Wyglądała na poirytowaną i zmartwioną. Z tego, co wywnioskowałem, potrzebuje pomocy.

Poszukiwany jest jakiś klucz do grobowca jednego z faraonów. Było to równoznaczne z tym, że przez tydzień lub dwa zostanę sam w domu. Przez ten czas zamierzałem skupić się na treningach piłki nożnej, ponieważ kochałem ten sport, jak i na nauce. Chciałem na początku roku szkolnego osiągnąć jak najlepsze wyniki w nauce, aby zrobić dobre wrażenie na nauczycielach. Tym bardziej, jeśli mogłem rozładować kłębiące się we mnie emocje. 

W tym momencie, kiedy miałem odłożyć talerz, mama zapytała:

- Podwieźć cię do szkoły? Muszę pojechać do urzędu, aby złożyć wniosek o nowy paszport, więc mogę cię zabrać ze sobą. 

Spojrzałem na nią i wymamrotałem:

- Nie trzeba. Myślę, że krótki spacer dobrze mi zrobi.
-Jak uważasz, ale na pewno dobrze się czujesz?
-Mamo, znasz mnie, takie sytuacje to dla mnie bułka z masłem.
-Wiem synku. Sama nie czuję się najlepiej i widzę niestworzone rzeczy oczami swojej wyobraźni-roześmiała się mama.
-Pewnie tak!-dodałem z uśmiechem na twarzy, choć tak naprawdę czułem się okropnie. Nie chciałem przecież dodawać mamie zmartwień.

Ludzie twierdzili, że ja i moja mama jesteśmy jak dwie krople wody. Oboje mamy czarne włosy, ciemnobrązowe oczy i małe, ale pełne usta. Byłem tym zaskoczony, ponieważ tak naprawdę, gdyby się dokładniej przyjrzeć, różnimy się niebywale. Mam pozostałości po złamaniu nosa oraz brakuje mi fragmentu powieki, choć na to ludzie nie zwracają uwagi z powodu „firanki” moich rzęs. Niestety, odziedziczyłem po niej niski wzrost. Nie narzekam na to, ponieważ nie przeszkadza mi to w grze, ale wolałbym być wyższy. 

Wzrokiem poszukałem plecaka, podniosłem go i zarzuciłem na ramię.W pośpiechu wbiegłem na klatkę schodową. Siedzenie w tej klitce doprowadza mnie do szału, więc korzystałem z każdej możliwości wyjścia. Lubiłem założyć słuchawki i wyjść na spacer, poprzyglądać się ludziom. Tym razem też tak zamierzałem zrobić, kierując się w stronę nowej szkoły. 

Droga przez park wydawała się niezwykła. Dotychczas widywałem ludzi uśmiechniętych i pełnych życia. Jednak teraz było inaczej. 

Założyłem słuchawki i “odpłynąłem” wraz z muzyką. Idąc przed siebie, zastanawiałem się, jak przyjmą mnie nowi koledzy. Liczyłem, że specjalnie nie przejmą się moim wyglądem i charakterem. Muzyka umiliła mi czas, jednak za chwilę miałem wejść do szkoły, więc stres znów wrócił.Chciałem wrócić do domu, jednak pomyślałem, że do odważnych świat należy. 

Gdy przekroczyłem próg szkoły, podszedłem do planu lekcji, żeby sprawdzić, jaką mam pierwszą lekcję. Ciężko było się dopchać, ponieważ gromada uczniów stała przy nim i nie chciała się odsunąć. Zrobiłem zdjęcia planu i udałem się na lekcje. 

Pierwsza była biologia.Usiadłem w ostatniej ławce przy oknie. Miałem nadzieję, że ta lekcja szybko dobiegnie końca. Pani patrzyła na mnie spod byka. Wydawało mi się, że nauczycielka jest do mnie wrogo nastawiona. Inni patrzyli na mnie jak na dziwoląga. Chciałem zapaść się pod ziemię, ale właśnie zadzwonił dzwonek na przerwę i uświadomiłem sobie, że wcale nie było tak źle, jak myślałem przed pójściem do szkoły.

Korytarz wydawał mi się bardzo długi. Może dlatego, że większość uczniów wyszła na boisko grać w nogę. Ja nie miałem ochoty na grę, a zresztą, zaraz miała być następna lekcja - matematyka! Na samą myśl o tym przedmiocie robiło mi się niedobrze. Moją królową nauk była historia.

Wszedłem na lekcję pewnym krokiem. Matematyczka była, w porównaniu do poprzednich nauczycieli, dość wyluzowana. Nawet sprawiła, że te magiczne i niezrozumiałe dla mnie liczby stały się czytelne i proste. Do czasu…

-E, skoro tak dobrze ci idzie, to wykaż się przy tablicy- usłyszałem głos z tyłu klasy.
-No niech go Pani spyta!- usłyszałem prośbę za swoimi plecami.

Odwróciłem się i warknąłem do siedzącego za mną chłopaka:

-Zamknij się. Nikt nie pytał cię o zdanie!

Pani jednak wzięła mnie do odpowiedzi, a ja wściekły podszedłem do tablicy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że ja wcale dobry z matematyki nie byłem, a pierwsze wrażenie może być mylne. Z zadaniem sobie nie poradziłem, a siedzący za mną chłopak bawił się moim kosztem do końca lekcji. Ze zniecierpliwieniem czekałem do upragnionego dzwonka.




1 komentarz:

  1. Przeczytałam z zaciekawieniem, czekam na ciąg dalszy , zapowiada się na bardzo obiecująco :)

    OdpowiedzUsuń